Nikt nie lubi zmian herbowych, to chyba jasne. Tradycja, przywiązanie, sentymenty – mimo, że świat pędzi, nadal pozostają wartości w które wierzą, jeśli nie wszyscy, to przynajmniej porażająca większość. Dlatego taką burzę wywołało zastąpienie Orła skrętem kiszek a’la PZPN na koszulkach reprezentacji Resztek Świata, którą niektórzy wciąż uważają za kadrę narodową. Tymczasem w Łodzi proces odwrotny – na oficjalne pamiątki klubowe powraca herb zespołu towarzyszący Rycerzom Wiosny od powstania klubu w 1908 roku, aż do 2009, kiedy to przejął go komornik. Historia łódzkiej przeplatanki powinna być świetną lekcją rebrandingu, nie tylko dla PZPN-u.
O tym jak ełkasiakom zabrano herb wie niemal cała Polska – chyba wszyscy (poza Cracovią) współczuli łódzkim kibicom, gdy ogołocono ich z siódmego miejsca w Ekstraklasie, degradując za niespełnienie dość mglistych przepisów licencyjnych, co kilkanaście miesięcy później poskutkowało stanięciem na skraju bankructwa. Daniel Goszczyński, Grzegorz Klejman, tajemniczy inwestor z Litwy, Dubaju i cała gromada innych, głównie fikcyjnych postaci (tworzył je człowiek z wyjątkową wyobraźnią, najprawdopodobniej z otoczenia Pana Tanie Wino, jak nazywali Goszczyńskiego kibice ŁKS-u), nie była już w stanie ciągnąć dalej furmanki, tym bardziej, że koła zabrał komornik, a silnik ukradli złomiarze. Protesty pod Urzędem Miasta, targowanie, procesy, negocjacje – dla ełkaesiaków zima była naprawdę długa, mroźna i mocno depresyjna. Ostatecznie udało się utrzymać klub, w dodatku znaleźć organizatorów, którzy pozwolili wyjść z długów, a nawet awansować do Ekstraklasy dwoma sekcjami. Niestety bez przeplatanki – na niej spoczywał bowiem dług w wysokości dwóch milionów, którego spłata nikomu nawet się nie śniła.
Działacze ŁKS-u przeprowadzili więc proces rebrandingu – niby prosta sprawa zastąpienia starego herbu nowym logo, które i tak będzie tylko do momentu wykupienia przeplatanki (w bliżej nieokreślonej przyszłości). Ale… jak to było zrobione! Podgrzewanie atmosfery, konkurs wśród kibiców na najlepszy projekt, zatrudnienie specjalistów od heraldyki, brakowało jeszcze zasięgnięcia opinii u jasnowidza i zamówienia gołych tancerek na jego prezentację. Gdy rozpalonym tłumom wreszcie ukazało się tymczasowe logo, zostało od razu przyjęte, tym bardziej, że działacze zamiast pieprzyć o pieniądzach, cały czas podkreślali jak ważna jest dla nich tradycja, jak bardzo szybko będzie wykupiona przeplatanka oraz jak fajnie będzie mieć kiedyś gadżet z chwilową trumienką, jako wspomnienie dzikich czasów końca pierwszej dekady XXI wieku. W dodatku tuż po wprowadzeniu logo, rozpoczęto sprzedaż nowych produktów, gdzie – paradoksalnie – nowego elementu nie było zbyt wiele. Skupiono się na napisach ŁKS Łódź, na symbolach klubu jak np. koszulki z Bogusławem Wyparło, czy też dodawaniu daty założenia, czasami modnie skracanej do młodzieżowego ’08.
Odkupienie starego herbu na specjalnej licytacji także odbyło się z odpowiednią pompą. Nieszczególnie bogaty ŁKS obwieścił z dumą światu, że oto powraca symbol historyczny, a dzięki działaczom już wkrótce kibicom zostanie zwrócone ponad 100 lat tradycji w postaci trzech, splecionych ze sobą liter. Jeśli ktoś ma wątpliwości, ja zapewnię, że nowe koszulki, szaliki i wszystko co będzie miało na sobie przeplatankę, sprzeda się na pniu. Co więcej, wartość gadżetów z przejściowym logiem również zacznie wzrastać, ze względu na limitowaną ilość takowych egzemplarzy.
Myślicie że działacze ŁKS-u są tradycjonalistami, którzy na pierwszym miejscu stawiają poszanowanie dla symboli klubu? Nie, są po prostu biznesmenami, którzy mają świadomość jak ważny jest herb dla kibiców. Łodzianie nie są ligowymi krezusami, by szastać forsą na lewo i prawo, ale odkupili przeplatankę i wykonują ponowny proces rebrandingu minimalizując koszta oraz maksymalizując zyski, jednocześnie wciąż utrzymując wysokie zaufanie wśród kibiców, a wręcz zdobywając ich serca poprzez podobne gesty. Długie uzasadnienia, wiele wyjaśnień, milion podkreśleń tymczasowości nowego loga, następnie szereg gestów świadczących o przywiązaniu do starego herbu, opowiedzenie historii o walce, ciężkiej i niełatwej walce o symbol klubu, wreszcie przeprowadzany z wielką orkiestrą proces powrotu na koszulki magicznych trzech liter. ŁKS może nie ma forsy na transfery, może nie ma na zagraniczne zgrupowania, ale ma niezły sztab marketingowy, który potrafi stworzyć coś z niczego. A przede wszystkim ma coś, czego brakuje PZPN-owi. Umiejętność myślenia i przewidywania reakcji.
ERIC DJEMBA-DJEMBA