Jako młody chłopak chciał być klasyczną „9” w Leicester City. Nie wyszło. Rockandrollowy styl życia nie współgrał z marzeniami o piłkarskiej karierze. Dzisiaj na osłodę pozostaje mu bajeczne uderzenie futbolówki, jakie wykonał w jednym z programów telewizyjnych, a które w internecie ma już ponad 500 tysięcy odsłon. Z twarzy podobny nieco do Georga Besta. Z głosu do Davida Gilmoure’a. Oto on – Sergio Pizzorno.
Jeżeli nic wam nie mówi jego nazwisko, to się przesadnie nie martwcie. Nic nie przeoczyliście. Po prostu częściej słuchacie pojękiwań Darka Szpakowskiego, a niżeli muzyki zespołu Kasabian. To właśnie tam gra Pizzorno. Przeważnie na gitarze. Fani Premier League mogą kojarzyć tę grupę z utworu „Fire”, który jest ścieżką dźwiękową do klipu emitowanego przed każdym meczem ligi angielskiej.
Sergio pochodzi z Newton Abbot w południowej Anglii, ale wychował się w Leicester, gdzie mieszka do dziś. Włosko brzmiące nazwisko zawdzięcza ojcu, który jest imigrantem z Genui. To właśnie w koszulce ekipy „Il Vecchio Balordo” biegał w dzieciństwie po domowym ogródku. – Sympatię do Genoi zaszczepił we mnie ojciec – mówi Sergio. – Moje kibicowskie losy są jednak dość mocno pokręcone. Jako dziecko kibicowałem akurat tej drużynie, której stadion znajdował się najbliżej domu. A że kilka razy się przeprowadzaliśmy, to i tych drużyn było kilka. Najpierw sympatyzowałem z Arsenalem, później z Manchesterem United i jeszcze z Aston Villą. Byłem wtedy gówniarzem i niewiele rozumiałem – dodaje.
Pierwszy mecz z trybun oglądał jednak już na Filbert Street, w Leicester. Miał 11 lat i siedział na East Stand razem z ojcem. Był 1986 rok. Piłkarze Gordona Milne’a przegrali 1:3 z Liverpoolem, ale Sergio nie zraził się tym wynikiem, za to zachwycił atmosferą. Od tamtej pory, niezmiennie, kibicuje „Lisom”. Chodzi na wszystkie mecze, o ile akurat nie jest w trasie koncertowej z Kasabian. Ale nawet wtedy odpala BBC Leicester, albo jakiś sopcast i katuje chłopaków pasjonującą młócką z Championship.
– Kiedy byłem młodszy, marzyłem, żeby grać na pełnych stadionach. Ale dzisiaj, kiedy patrzę na to z perspektywy kibica, to wiem, że nie udźwignął bym presji. Jeszcze grę na naszym obiekcie w Leicester bym rozważył, ale chyba nie ma nic bardziej stresującego, niż gra w piłkę przy 50 tysiącach fanów. To nie dla mnie. Wolę zagrać koncert na Glastonbury – mówi z rozbrajającą szczerością Sergio.
Jego piłkarskim idolem jest legenda Leicester – Steve Walsh. Wiąże się z tym zresztą ciekawa anegdota. Pizzorno, jak sam przyznaje, w każdy czwartek grywa w piłkę z kolegami z Leicester. Zwykła gierka. Pięciu na pięciu. Podobno często wpada pokopać nawet sam Muzzy Izzet, ale największym szokiem dla wokalisty i gitarzysty Kasabian była wizyta na jednej z czwartkowych gierek samego „Walshy’ego”. Podobno przechodził przypadkiem.
– Uścisnąłem jego dłoń i powiedziałem, że to najwspanialszy dzień w moim życiu. Nie ma nic lepszego, niż możliwość gry z „Walshym” – opowiada Sergio.
Ta ckliwa historia dobrze oddaje jego pasję do piłki. Rok temu, wraz z Noelem Gallagherem (wokalistą Oasis, prywatnie kibicem Manchesteru City), wziął nawet udział w losowaniu par trzeciej rundy FA Cup. Efekt? Leicester trafiło właśnie „The Citizens”. Po zaciętym dwumeczu górą byli piłkarze z Manchesteru.
Co do samego Sergio Pizzorno, to jesteśmy wam winni jeszcze jedną historią. Mianowicie wspomniany we wstępnie bajeczny strzał z programu Soccer AM, a zarazem najlepszy dowód na to, że ten facet potrafi z piłką trochę więcej, niż przeciętny polski celebryta z paralitycznej drużyny TVN-u.
Po wszystkim przyznał jednak, że to klasyczny fart, a na 300 prób, przestrzeliłby pewnie 295 razy.
JAKUB POLKOWSKI
JEŚLI CHCESZ NAPISAĆ SWÓJ TEKST O LIDZE ZAGRANICZNEJ, WYŚLIJ MAILA. DLA NAJLEPSZYCH NAGRODY PIENIÄ˜Ł»NE!
[email protected]
[email protected]
[email protected]
[email protected]