Zdarzają się w futbolu, całkiem często zresztą, przypadki, gdy kiepski piłkarz okazuje się wyjątkowo dobrym trenerem. Dobrym to może pojęcie względne, ale na pewno wziętym, o którym klubowi działacze w razie problemów zaczynają myśleć „a może by tak go zatrudnić?”. Piłka nożna nie jest tu żadnym wyjątkiem. Łukasz Kruczek był beznadziejnym skoczkiem narciarskim. Na „mamucie” nigdy nie przeskoczył 170. metra, spadał z progu częściej niż Grzegorz Lato po zebraniach zarządu PZPN, a jednak dziś nie przeszkadza mu to w prowadzeniu kadry, w dodatku z pomocą Roberta Matei. Ale do rzeczy. Wbrew pozorom, nie o skokach narciarskich tu będzie, a o Grzegorzu Kurdzielu – nowym trenerze bramkarzy Arisu Saloniki.
W Arisie od miesięcy nie wypłacają pensji. Ostatnio pojawiły się nawet problemy, by uregulować piłkarzom koszty wynajmu mieszań, ale zawsze lepiej na pieniądze poczekać niż nie mieć ich wcale, a przy okazji się wypromować. Z takiego założenia wyszedł jak widać nie tylko Probierz, ale i Kurdziel. Słusznego skądinąd założenia, biorąc pod uwagę, że jeszcze nie tak dawno męczył się z Jehwenem Kopyłem w Zagłębiu Sosnowiec.
Kurdziel bramkarzem był miernym. Być może mógłby być odrobinę lepszym, gdyby nie problemy zdrowotne, ale fakt jest nie do podważenia – był słaby. W Ektraklasie zagrał raz i to będąc już praktycznie obiema nogami na ławce trenerskiej. W maju 2008 Zagłębie Sosnowiec przyjechało na Wisłę, mając do rozegrania ostatni mecz sezonu. Adam Bensz i wspomniany wyżej Kopył złapali akurat kontuzje, więc do składu zgłoszono… trenera bramkarzy. Kurdziela właśnie.
W ten sposób, będąc lekko po trzydziestce, awaryjnie zadebiutował w Ekstraklasie. O tyle boleśnie, że dla Wisły, która zamierzała efektownie przypieczętować mistrzostwo Polski, Zagłębie było tylko niezbyt ładnym tłem. W efekcie, przegrało 0:4, co znajdziecie na poniższym wideo od dziewiątej minuty. Kurdziel dwoił się i troił, ale najlepszego dnia to on nie miał. Podobnie zresztą jak nieoceniony duet stoperów Adrian Marek – Dzenan Hosić.
Minęły mniej więcej dwa lata nim Kurdziel ponownie zameldował się przy Reymonta. Tym razem jako bliżej nieznany nikomu specjalista od treningu bramkarskiego. Okazał się solidnym gościem (jak podawał rękę na przywitanie, trzeszczały kości ;)). Ale przede wszystkim wyglądał na takiego, któremu chce się coś zrobić i wie jak to osiągnąć, czym – nie da się ukryć – stanowił duży kontrast dla swojego niebezpośredniego poprzednika – Jacka Kazimierskiego.
Osobiście, tak po ludzku, było mi Kurdziela żal, kiedy po kilku miesiącach okazało się, że prokuratura stawia mu korupcyjne zarzuty. Nie miałem pojęcia – winny, niewinny. On sam twierdził, że nie, ale to w tym momencie nieważne. Wiadomo było, że w Wiśle z miejsca jest skreślony. Miałem wrażenie, że się skończył – fajnie zaczął, ale nie wykorzystał szansy. Popłynie na fali błędów przeszłości.
Nagle okazuje się, że ta szansa jest dopiero przed nim. Najwidoczniej Probierz też musiał coś w nim widzieć, skoro po kilku tygodniach wspólnej pracy w ŁKS-ie, pociągnął go za sobą do Grecji. Dziś Kurdziel jest już w Salonikach. A wszystko to ledwie 3,5 roku po tym, jak bezradnie tarzał się po murawie w Krakowie, a pierwszą i jedyną lekcję w Ekstraklasie organizował mu Paweł Brożek.
PAWEŁ MUZYKA