Robert Maaskant już wie, gdzie chciałby wkrótce pracować. Sprawdził wyniki ligi holenderskiej, zobaczył, że Feyenoord przegrał 0:6 w Groningen i że ogólnie sytuacja klubu za wesoła nie jest, więc wydedukował, że tam akurat warto się wepchać. – Chętnie wziąłbym Feyenoord! – oświadczył, co brzmi równie żałośnie, jak Janusz Wójcik mówiący, że Wiśle Kraków by nie odmówił.
Piękny Robert w Holandii będzie czarował, że wcale nie wyleciał z Polski na kopach, tylko że wraca do ojczyzny w glorii chwały. Z kolei Wójcik udaje, że jako szkoleniowiec wcale nie jest skończony – aż żal patrzeć na faceta, który desperacko próbuje zaistnieć i nie przyjmuje do wiadomości, że już nigdy nie poprowadzi żadnej drużyny w ekstraklasie. Prawdopodobnie obaj panowie mogliby zamienić się obiektami westchnień (Wójcik mógłby oświadczyć, że z chęcią weźmie Feyenoord, a Maaskant, że wróci do Wisły) i ich szanse na upragniony angaż byłyby identyczne…
A co do Maaskanta, winni jesteśmy wam najnowszy meldunek. Niestety, problemy.
