Wiele niezrozumiałych decyzji zapada w PZPN-ie i wewnątrz samej reprezentacji. Jedną z nich jest to, że… Sławomir Peszko nie zagra w meczu z Węgrami, ponieważ wraca do klubu, zgodnie z życzeniem klubowego trenera.
Może my źle postrzegamy hierarchię w kadrze, ale wydaje nam się, że Peszko nie jest stuprocentowym pewniakiem do gry w pierwszym składzie na Euro 2012 i że wciąż ma wiele do udowodnienia. Mało tego – jest raczej zawodnikiem, który od dawna nie zagrał dobrego meczu w reprezentacji i w spotkaniu z Węgrami powinien starać się potwierdzić, że słusznie jest forowany kosztem Kamila Grosickiego. Jak to się dzieje, że teraz po prostu wyjeżdża? Dlaczego nikt nie powie: halo, chłopie, to jest kadra, my tu się szykujemy do Euro 2012, mamy tu treningi, ćwiczymy taktykę, stałe fragmenty gry, musisz tu być?
Franciszek Smuda wiecznie narzeka na brak jednostek treningowych, a jednocześnie Peszkę puszcza wolno: jedź sobie do Koeln. Gdzie sens, gdzie logika? Dlaczego akurat Peszko może wyjeżdżać? Jedyne logicznie uzasadnienie musiałoby brzmieć tak: Sławku, rozmyśliłem się, nie nadajesz się do kadry, wracaj do klubu. Jeśli jednak Peszko ma grać w reprezentacji dalej (a ma grać!) to zwalnianie go z treningów jest po prostu kpiną. Kpiną także z tych, którzy na zgrupowaniu zostają.