Bojkoty, rozmowy, bójki – szorstka przyjaźń kibiców i piłkarzy

redakcja

Autor:redakcja

13 listopada 2011, 10:49 • 7 min czytania

Jeszcze nikt z nimi na dłuższą metę nie wygrał. Są z klubem od zawsze i często tylko oni pozostają, gdy z okrętu uciekną działacze, piłkarze i sztab szkoleniowy. To oni najmocniej przeżywają porażki, to oni najbardziej cieszą się ze zwycięstw. Nic dziwnego, że kibice dwoją się i troją, by zmotywować swoich zawodników. Zazwyczaj wystarczy doping, ale jeśli on zawodzi…
Sposobów na mobilizację piłkarzy jest naprawdę wiele. Pierwszy, oczywisty krok to naturalne zaprzestanie dopingu, albo wręcz bojkot boiskowych zmagań swoich ulubieńców. Skoro nie potrafią docenić wartości kibicowskich śpiewów, niech grają w ciszy. Właśnie tego typu karę zarządzono piłkarzom Wisły po trzech kolejnych porażkach z Fulham, Podbeskidziem i Cracovią, podobną zapowiedzieli również fani Zagłębia Lubin. Wiadomo, że dla wielu wspólne śpiewy to najważniejsza atrakcja podczas meczu, w naturalny sposób maleje więc frekwencja. Jeśli piłkarze nadal nie mają zamiaru się ogarnąć (zazwyczaj kibiców udaje się udobruchać nie wynikami, ale walką i zaangażowaniem), fanatycy dokładają do protestu bojkot spotkań wyjazdowych. Dzięki temu piłkarze na obcym terenie są pozostawieni na pastwę losu i rywali

Bojkoty, rozmowy, bójki – szorstka przyjaźń kibiców i piłkarzy
Reklama

Ostatnio na taki ruch zdecydowali się kibice Zagłębia Sosnowiec, którzy II-ligowe boiska zamienili na wyjazdy po B-klasowych wsiach z nowopowstałym Zagłębiem 1906 Sosnowcem. Założony przez kibiców klub może liczyć na wsparcie tysięcy kibiców, podczas gdy piłkarze drugoligowi kopią się po czołach bez asysty dopingu. Tu jednak zawodnicy tak naprawdę nie ucierpieli – odwrócenie się fanów od klubu było spowodowane wielkimi długami klubu, także wobec piłkarzy. Kilku z nich w ramach rozliczenia otrzymało wolną rękę w poszukiwaniach nowego pracodawcy wielu chwali inicjatywę kibiców. W podobnej sytuacji znalazł się bydgoski Zawisza. „Zawisza jest jeden, czwartoligowy, nie dla złodziei z Hydrobudowy” – to hasło przez długi czas nie znikało z płotów okalających stadiony wszystkich polskich miast, solidaryzujących się z sytuacją z Zawiszą. Poszło tym razem o dość niecodzienny ruch ze strony sponsora – przeniósł on swoje prywatne poletko nazywane Kujawiak Włocławek do Bydgoszczy, gdzie występował jako Zawisza Bydgoszcz w rozgrywkach na zapleczu Ekstraklasy. To nie spodobało się kibicom, którzy owszem, pragnęli awansu, ale nie kosztem machinacji organizacyjnych, w wyniku których Zetka miała stać się kontynuatorem „tradycji” Kujawiaka. Smaczku dodawał fakt, że kibice z Bydgoszczy bardzo dobrze żyją z lokalnym rywalem Kujawiaka, Włocłavią. Fanatycy kompletnie zignorowali „Hydrozagadkę”, jak określano wówczas klub i dopingowali zespół występujący w IV lidze. Chyba całkiem nieźle, biorąc pod uwagę, że dziś Bydgoszcz ma uczciwie, sportowo zdobytą I ligę. A Hydrobudowa? Słuch po niej zaginąłâ€¦

Gdy nie wystarcza zawieszenie dopingu oraz drastyczne zmniejszenie frekwencji przychodzi czas na drugi, bardzo chętnie stosowany wobec piłkarzy środek wychowawczy. Rozmowa. O tym, że warto rozmawiać już dawno przekonał nas Jan Pospieszalski, jednakże nie wszyscy rozmówcy są akurat… dyspozycyjni. Futboliści, zwłaszcza jeśli sami wyczuwają, że nie grali na 100%, dają z siebie wszystko podczas rajdów „szatnia – mieszkanie”. Do historii przeszedł pościg kibiców za autokarem فKS-u po meczu w Kluczborku – gdy wściekli kibice wreszcie dogonili zespół piłkarski, okazało się, że najwięksi wrogowie publiczni, czyli „sekcja kabaretowa” (od nazwy łódzkiego ekskluzywnego klubu Cabaret)… już wcześniej przesiadła się w auta. Imprezowicze dostali jednak wyraźny sygnał, że nocne życie فodzi może im poważnie zaszkodzić, szczególnie jeśli powtórzą się sytuacje, gdy piłkarze na tzw. lunchu wychodzili na mecz. Nie wiadomo ile w tym prawdy, wszak alkomat Tomasza Wieszczyckiego nie zdołał wykryć niesubordynacji, ale „ulica swoje wie”.

Reklama

Rozmowy wychowawcze prowadził Górnik Zabrze (słynne koszulki „Nie wystarczy biegać i trochę się starać – w tych barwach trzeba zapierdalać!”), w bardzo pokojowej atmosferze zaś Jagiellonia i GKS Bełchatów. W niezbyt przyjemnej Widzew i Sandecja. Kibice z al. Piłsudskiego mieli problem dość niedawno, a dotyczył on Sebastiana Madery, który na pretensje do zawodników zareagowałâ€¦ oryginalnie. Oświadczenie, że jemu kibice do gry są niepotrzebni i właściwie nie obchodzi go, czy będą na wyjeździe, czy też nie, było szczere, ale i bardzo kontrowersyjne. Relacje kibiców różnią się od stanowiska samego piłkarza, ale fakt pozostaje faktem – do momentu tej rozmowy zawodnicy mieli pełne poparcie kibiców, którzy wręcz walczyli o ich pensję, naciskając na zarząd. Familia Cacków miała twardy orzech do zgryzienia, gdy kibice krzyczeli „zapłać piłkarzom, hej Cacek zapłać piłkarzom”, a ci odwdzięczali się podziękowaniami na swoich profilach facebookowych. Konflikt z Maderą może położyć kres tej solidarności. Dla fanatyków z czerwonej strony miasta فodzi, Madera jest już skończony i nie pomogą mu nawet rekomendacje Zbigniewa Bońka.

Podobnie zresztą było przez pewien okres z Rafałem Berlińskim w pierwszoligowej Sandecji Nowy Sącz. W tym przypadku niemal doszło do rękoczynów, gdy obrażany piłkarz chciał wytłumaczyć kibicowi, że nie ma zamiaru wysłuchiwać jego żalów. Sprawa jeszcze przez długi czas wlokła się za „Sączersami”, czy to w postaci opraw kibiców („Berliński – nie podnoś ręki na kibica swego, bo dostaniesz w ryj od niego”), czy to w postaci wielogodzinnych rozmów przy stole. Sytuację załagodził Jano Frohlich, którego słowo w Sandecji oznacza rozkaz, zarówno dla zarządu, jak i dla kolegów z drużyny, a nawet kibiców. Grający dyrektor, wieloletni filar obrony Nowego Sącza długo przekonywał fanatyków, ale czas poświęcony negocjacjom przyniósł spore efekty – Sandecja ma jedną z najlepszych frekwencji w całej lidze.

Wyśmienity przykład rozmowy, która nie potoczyła się zgodnie z planem stanowi z kolei najgłośniejsza sprawa III RP, incydent, który zagłuszył na długie miesiące walkę z bezrobociem, słabnącą pozycję polski w Unii Europejskiej i katastrofalną sytuację gospodarki. Staruch i Rzeźnik, czyli hollywoodzka historia o dwóch silnych charakterach, którą każdy w Polsce postrzegał na swój sposób, każdy miał swoją interpretację, każdy miał swoje zdanie. To zresztą chyba najbardziej znany (niestety) przykład interakcji poza boiskowej na linii piłkarz-kibic. A przecież wcale nie najbardziej szokujący…

Na własnej skórze gorsze wypadki przeżyli piłkarze Resovii Rzeszów. Do rękoczynów w tamtym zespole doszło dwukrotnie – najpierw po meczu z Concordią, który według wielu obserwatorów nie był do końca uczciwy, następnie po wizycie w jednej z dyskotek Kamila Walaszczyka, kapitana drużyny. Jak zwykle bójki były wynikiem upartości z obu stron oraz chęci udowodnienia, kto tak naprawdę jest dla klubu ważniejszy. Walka o pozycję pozostała jednakże nierozstrzygnięta, podobnie jak ta w Radomiu, gdzie piłkarz oficjalnie odmówił składania zeznań na policji po przepychance z fanami. Tym odzyskał szacunek swoich kibiców. A o to wbrew pozorom nie jest łatwo, o czym przekonał się Piotr Rocki. Warszawiak z krwi i kości, charakterny, zadziorny i waleczny miał zadatki by być idolem wszystkich legionistów. Była jednak zadra z przeszłości, która przy transferze „Rocky’ego” do stolicy elektryzowała media – fakt obrażenia Legii podczas bezpośredniego meczu z Dyskobolią Grodzisk. Tutaj z kolei jeszcze raz potwierdziło się, że naprawdę charakterny piłkarz da sobie radę nawet w tak beznadziejnej sytuacji. Rocki wyszedł do kibiców, odbył z nimi długą i szczerą rozmowę, po czym istotnie stał się ich ulubieńcem. Nie na długo, ale jednak. Szansy na rehabilitację nie otrzymał Paweł „Must be the music” Kaczorowski, który niegdyś urządził sobie przesłuchanie przed kamerami, w którym zanucił śliczną wielkopolską piosenkę o bezgranicznej, ale mocno fizycznej miłości Lecha do warszawiaków. Niestety Kaczorek potem trafił do, nazywanej wcześniej kurwą, Legii, co było największym błędem jego życia. Szybko tego pożałował, rozwiązał kontrakt, a potem spadł z futbolowej karuzeli.

Legia jest zresztą otrzaskana w tych bojach – podczas długiej i wyniszczającej wojny z ITI, podczas której rykoszetem obrywali piłkarze, wykorzystali chyba pełen zakres środków niszczenia potężnego wroga. Od happeningów i opraw, przez ciągłe uświadamianie akcjami plakatowymi czy ulotkowymi, tworzenie alternatyw w postaci klubu CWKS, dbanie o najmłodszych – wszystko poza trybunami, bez udziału piłkarzy, bez celu, który zazwyczaj przyświeca kibicom, a jest nim pomoc dla własnego klubu. Legioniści przez długie lata mieli wyniki tam, gdzie nie zagląda nawet wnikliwa i wyjątkowo drobiazgowa ochrona stadionowa i nic dziwnego że bez żadnych skrupułów pozostawiali piłkarzy „samopas”. Tym bardziej, iż ci nie zrobili nic, by wywierać presję na ITI także wewnątrz klubu. Ostatecznie protest się skończył, a piłkarze nie mają pretensji do licznie zgromadzonych kibiców.

Wiślacy mają więc jeszcze sporo asów w rękawie, by mobilizować swoich zawodników. Miejmy nadzieję, że przykład wezmą raczej z Jagiellonii, czy GKS-u Bełchatów, aniżeli z Resovii. Pozostaje pytanie, czy takie szczególne motywowanie przez kibiców nie działa czasem w odwrotną stronę. O ile solidnie opieprzony Rocki zaczął wypruwać sobie na boisku żyły dla kibiców Legii, o tyle podobna akcja wymierzona w delikatniejszych piłkarzy może zadziałać odwrotnie…

JAKUB OLKIEWICZ

Najnowsze

Reklama

Weszło

Reklama
Reklama