Reklama

Pogoń wraca z plaży by uratować honor

redakcja

Autor:redakcja

04 czerwca 2017, 20:55 • 3 min czytania 8 komentarzy

Może już gdzieś kiedyś słyszeliście ten kawał o muzyku jazzowym. No więc do muzyka jazzowego podchodzi na ulicy jakiś koleś.

Pogoń wraca z plaży by uratować honor

– O, o! A ja pana znam! Kupiłem pana płytę!

– A, to ty…

No więc kiedy komentatorzy meczu Pogoń – Korona spotkają się kiedyś na ulicy z naszym korespondentem do zadań ekstremalnych, będą mu mogli powiedzieć to samo: – A, to ty nas oglądałeś! Sami się dziwimy, że ten z nas, który oglądał to spotkanie, nie postąpił jak pozostałych ośmiu widzów tego meczu i nie przełączył na Multiligę już po piątej minucie, gdy tylko zobaczył, co się święci. A święciły się same złe rzeczy – nuda, nuda, paździerz, nuda, nuda, paździerz.

Pierwsza połowa to była jakaś masakra. Ręka świerzbiła, by sięgnąć po pilot i przełączyć na Multiligę jakieś sześć razy na minutę. Akcje godne zapamiętania? Zero. Ale już wtedy wiedzieliśmy, że w tyłach Korony może być ciekawie. Ustawiony tam środkowy pomocnik Mrozik przepuszczał wszystko, co szło jego stroną. Nie ma co mieć jednak do niego pretensji – cholera, w końcu jest środkowym pomocnikiem. Gorzej, że podobną postawę przejawiał grający po drugiej stronie Gabovs, skałą nie był wcale też Możdżeń, ale znowu – nikt nie powinien mieć pretensji, to przecież środkowy pomocnik. Takie a nie inne ustawienie Korony wzięło się z wykartkowania podstawowych obrońców w poprzednim meczu. Coś nam się wydaje, że gdyby z leżaków wstali dziś Gyurcso i Delew, oglądalibyśmy dziś goli – tak na oko – bardzo dużo.

Reklama

Ale że Pogoń grała bez swoich strzelb – długo nie potrafiła znaleźć sposobu na Koronę. Druga połowa? Była lepsza, oczywiście, padły trzy bramki, ale mocno irytowało to, że piłkarze uparli się na strzały z dystansu. Listkowski? Kilka prób, żadna bliska powodzenia. Możdżeń? Prosto w bramkarza, choć ten i tak miał problemy ze złapaniem. Kwiecień? Przemilczymy. Aankour? To samo. Jak już Kort mógł wyjść sam na sam – to i tak spróbował walnąć sprzed pola karnego. Nie mamy jednak prawa narzekać na tę mnogość prób z dystansu, skoro… właśnie w ten sposób Pogoń napoczęła Koronę (świetny strzał Murawskiego). Pewnie mieli do siebie mocne pretensje, że nie wpadli wcześniej na to, że przy tak beznadziejnie dysponowanej defensywie można atakować też w inny sposób niż strzałami z daleka. Klepka, po której Muraś dołożył drugiego gola, została przeprowadzona z dziecinną łatwością. Wyjście na sam na sam Obsta? Umówmy się – ciężej jest wejść do tramwaju i to wcale nie w godzinach szczytu, to była otwarta autostrada do bramki.

Pogoń wygrała swój pierwszy mecz w rundzie finałowej, więc honor zachowała. Jeśli jednak nie śledziliście tego na własne oczy, niczego nie straciliście.

Pogoń Szczecin – Korona Kielce 3:0

Gole: Murawski 61′, 87′, Obst 89′

Składy:

Pogoń: Słowik 5 – Niepsuj 5 (68′ Rudol), Matras 6, Fojut 5, Nunes 5 – Murawski 8, Cincadze 5 (83′ Obst) – Listkowski 4 (64′ Kowalczyk 5), Drygas 4, Kort 4 – Frączczak 2

Reklama

Korona: Pesković 3 – Gabovs 2, Kwiecień 4 (77′ Bednarski) , Możdżeń 3, Mrozik 2 – Marković 4 (73′ Kotarzewski), Żubrowski 4 – Aankour 3, Cebula 3, Palanca 4 – Smolarczyk 3 (66′ Poński 3)

Fot. FotoPyK

Najnowsze

Komentarze

8 komentarzy

Loading...