Od czerwca 2011 roku trenerem AS Roma jest Luis Enrique Martinez, żywa legenda hiszpańskiej piłki, a także jeden z niewielu ludzi, który zdecydował się na przejście z Realu Madryt do Barcelony. Wielu zastanawiało się, czy ten były piłkarz da sobie radę w prowadzeniu Rzymian, jednak jeżeli ktoś zna jego biografię może być pewny jednego, z pewnością będzie walczył jak lew.
Jego klubowa kariera mieści się w trzech klubach. Jego pierwszy zespół to Sporting Gijon, gdzie wypłynął na szerokie wody. W pierwszym sezonie nie dostawał zbyt wielu szans, jednak w wieku 19 lat, grając na środku ataku wystąpił w 35 meczach strzelając 14, czym walnie przyczynił się do zajęcia przez jego zespół 5. miejsca w lidze, które dało zespołowi z Gijon awans do Pucharu UEFA. Jednak młodemu Luisowi Enrique nie było dane powalczyć z kolegami w europejskich pucharach, ponieważ sięgnął po niego wielki Real Madryt.
Jego przygoda z zespołem Królewskich nie była jednak usłana różami. Spędził tam 5 lat, wystąpił w ponad 150 spotkaniach i zdobył 15 bramek, jednak często musiał godzić się z rolą rezerwowego. Przegrywał rywalizację z Raulem i Ivanem Zamorano. Do tego doszedł konflikt piłkarzy z władzami klubu oraz kibicami Realu, których delikatnie mówiąc, Luis Enrique nie był faworytem. Pomimo zdobycia mistrzostwa i superpucharu kraju, zdecydował się na bardzo odważny krok i przejście do największego rywala F.C Barcelony.
W stolicy Katalonii także nie został z miejsca ulubieńcem kibiców, którzy nie specjalnie cieszyli się z tego, że Luis Enrique jeszcze nie tak dawno strzelał bramki dla Realu, a teraz występuje w barwach Blaugrany. O tym, że nie każdy potrafi dobrze prezentować się w takich warunkach przekonaliśmy się już wiele razy, jednak pochodzący z Gijon zawodnik nie myślał wypłakiwać się dziennikarzom czy też gwiazdorzyć na boisku, tylko wziął się ostro do pracy i nieustępliwie pracował na swoją pozycję na murawie. Trzeba przyznać że miał znakomite wejście, bo już pierwszy rok gry w Barcelonie przyniósł 17 ligowych trafień, Puchar Króla i Puchar Zdobywców Pucharów, co było tylko początkiem pięknej przygody z tym klubem. Przez lata gry dla Barcy stał się jednym z legend tej drużyny, zostawiając na boisku sporo zdrowia i serca, za co właśnie pokochali go kibice. Kiedy w 2004 roku postanowił zakończyć karierę, jak przystało na legendę klubu, został pięknie pożegnany przez kibiców swojej drużyny.
Mimo że zawiesił buty na kołku, miał w sobie jeszcze wiele energii i nie zamierzał spędzać reszty życia w kapciach przed telewizorem. Postanowił spróbować swoich sił w maratonach, co było dość oczywistym wyborem, znając jego boiskową charakterystykę. Jego sportowa ambicja sprawiła, że nie tylko przebiegł kilka maratonów, lecz także zszedł poniżej 3 godzin, co jak na kogoś kto tak późno zaczął uprawiać ten sport, jest znakomitym wynikiem. Jednak Luis Enrique szukał w życiu kolejnych wyzwań i postanowił spróbować swoich sił w zawodach Iron Manów. Jak sam przyznaje, nigdy nie był dobrym pływakiem, toteż bardzo długo trenował tę specjalność aby dobrze wypaść w zawodach. Ponieważ po zakończeniu kariery zamieszkał z rodziną w Australii, to miał ciągły dostęp do morza. Bardzo dużo czasu poświęcał też na jazdę na rowerze, przejeżdżając po 150 kilometrów. Po raz kolejny jego upór i ambicja doprowadziły go do zrealizowania swoich marzeń. Ukończył zawody Iron Man na bardzo odległym miejscu, jednak liczyło się to, że dotarł do mety. Poza tym nie był to ostatni cel Asturyjczyka, bo już w głowie miał kolejne wyzwanie. Marathon des Sables to liczący sześć etapów bieg, którego uczestnicy pokonują łącznie ponad 240 kilometrów, z plecakiem obładowanym prowiantem i odzieniem. Nasz bohater dzielnie zniósł trudy biegu po piasku i noclegi na pustyni i także tę imprezę może zapisać w swoim CV.
Jego dodatkowe pasje nie przeszkodziły mu objąć zespół Barcelony B, który składa się tylko z samych wychowanków tego klubu. Osiągnął z nimi zadziwiająco dobre rezultaty, pomimo tego, że nie mogli awansować do Primera Division, to dzielnie walczyli na zapleczu hiszpańskiej ekstraklasy, zajmując nawet trzecie miejsce w tych rozgrywkach. O tym jak trudno jest prowadzić rezerwy, przekonał się już nie jeden trener. Ciągłe podbieranie zawodników, wyjazdy na zgrupowanie kadry młodzieżowej i traktowanie po macoszemu przez klubowe władze, z pewnością nie sprzyja dobrej pracy. Dla Luisa Enrique nie stanowiło to jednak problemu. Potrafił tchnąć w swoich podopiecznych ducha walki i sprawić, że czuli radość z gry. Trzeba przyznać, że nie musiał długo budować swojego autorytetu, bo dla każdego wychowanka Blaugrany był żywą legendą, a dodatkowo jego wyczyny w maratonach i zawodach Iron Man sprawiały, że czuli do niego jeszcze większy szacunek. Jednak dla niezwykle ambitnego człowieka, jakim z pewnością jest Luis Enrique, praca z młodzieżą, nawet tą z Katalonii, to zdecydowanie za mało.
Dlatego, kiedy pojawiła się oferta z AS Roma, nie zastanawiał się długo i postanowił objąć Rzymian, debiutując tym samym jako trener zespołu seniorów. Pod jego wodzą drużyna miała grać ładny ofensywny futbol, w czym pomóc miał sprowadzony z Barcy Bojan Krkic. Niestety od początku sytuacja nie idzie po jego myśli, a porażka w derbach z Lazio nie przysporzyła mu fanów wśród kibiców Romy. Nie po raz pierwszy Luis Enrique musi zmagać się z takimi problemami i zawsze pokazywał, że potrafi sobie z tym poradzić. Teraz jednak sytuacja jest o tyle inna, że sukcesów nie zdoła wybiegać, ani wywalczyć ambicją. Musi przekonać do siebie włoskich zawodników i wpoić im swoją filozofię gry. Może się to okazać trudniejsze niż start w Iron Manach, jednak możemy być pewni jednego. Luis Enrique może nie wywalczyć mistrzostwa Włoch, ale na pewno będzie o nie walczył do samego końca.
KUBA KĘDZIOR
JEŚLI CHCESZ NAPISAĆ SWÓJ TEKST O LIDZE ZAGRANICZNEJ, WYŚLIJ MAILA. DLA NAJLEPSZYCH NAGRODY PIENIÄ˜Ł»NE!
[email protected]
[email protected]
[email protected]
[email protected]