Awans na jubileusz? Inspirujący biznesmen odbudowuje Miedź Legnica

redakcja

Autor:redakcja

08 listopada 2011, 10:34 • 7 min czytania

Podczas gdy niemal cała Polska emocjonuje się rozgrywkami Ekstraklasy, a całkiem spora grupa obserwuje zmagania pierwszej ligi, gdzieś w kącie, przez nikogo nie niepokojony gra sobie trzeci szczebel rozgrywkowy. Wśród drużyn zmagających się przede wszystkim z opłatami za wodę i klubowy autokar, wśród zawodników zarabiających w miesiąc tyle, ile Ariel Borysiuk dostaje za jeden, pełen niecelnych strzałów z dystansu, występ, wreszcie wśród działaczy kombinujących jak za dziesięć tysięcy złotych zbudować zespół sprawnie walczący o utrzymanie, przed peleton wybija się jeden klub pewnie kroczący wyżej. Choć po rundzie jesiennej zajmuje dopiero drugą pozycję, najpewniejszym kandydatem do awansu z II ligi zachodniej zdaje się być Miedź Legnica. Klub, który pasuje do tej ligi niemal tak samo jak Eugen Polanski do reprezentacji Polski. Wcale.
Miedź od zawsze była klubem „innym niż inne”. Spore miasto, całkiem szanowani w Polsce kibice, rozpoznawalna marka, dzięki której maturzyści zdając geografię nie mieli problemów ze wskazaniem miejsc występowania miedzi w Polsce (spore zasługi na tym polu ma też Zagłębie Lubin) – ekipa z potencjałem na długoletnie bytowanie w Ekstraklasie albo chociaż balansowanie na krawędzi a’la Pogoń Szczecin. Tymczasem legniczanie ani razu w swojej 40-letniej historii nie występowali na najwyższym szczeblu rozgrywkowym, a ich jedynym sukcesem jest zdobycie Pucharu Polski (co w 1992 wywołało niemałą sensację – w lidze tacy potentaci jak Lech Poznań, Legia Warszawa, فódzki KS, Widzew, a Puchar zdobywa nic nie znaczący drugoligowiec). Obiektywny obserwator musi więc przyznać – Miedzi los nigdy nie rozpieszczał, zarówno sportowo, jak i organizacyjnie – popatrzcie, jak wyglądał do niedawna ich herb.

Awans na jubileusz? Inspirujący biznesmen odbudowuje Miedź Legnica
Reklama

Kwestią czasu wydawało się jednak zainwestowanie w ten klub pieniędzy – potencjał marketingowy drzemiący w stutysięcznym mieście musiał w końcu kogoś skusić. Dobrodziejem, który postanowił wreszcie dać Legnicy to, na co zasługuje gród powstały jeszcze przed chrztem Polski okazał się być Andrzej Dadełło, wrocławski biznesmen, właścicie DSA Financial Group S.A. Ten utalentowany organizator w przeciwieństwie do wielu innych ludzi „bawiących” się w piłkę postanowił najpierw solidnie doinwestować nowo utworzoną spółkę oraz jasno sprecyzować reguły współpracy z miastem, a dopiero później budować struktury klubu. – Na piłce w naszym kraju trudno zarobić. Moje zaangażowanie się w Miedź nie ma charakteru typowego biznesowego. Robię to bardziej z sentymentu do klubu, któremu w młodości kibicowałem i do miasta, w którym się wychowałem – zapewniał przejmując Miedź. Nawet jeśli do podobnych deklaracji należy zachować odpowiedni dystans, to takie podejście zapewniło mu wsparcie lokalnych mediów oraz przede wszystkim ułatwiło rozmowy z władzami Legnicy. Za słowami poszły zresztą czyny – Dadełło wyłożył spore pieniądze, by rozwijającej się organizacji kroku dotrzymał pion sportowy. W ten sposób w klubie znalazł się na przykład Jakub Grzegorzewski, ale i grono bardzo utalentowanych młodzieniaszków, którzy wiążąc się z wyjątkowo hojnym prezesem stworzyli sobie szansę na naprawdę udane życie. To był jednak dopiero początek ofensywy – runda wiosenna była udana, lecz misja dotarcia do I ligi musiała zostać odłożona na sezon 2011/12. Trzeba przyznać, że przygotowania do jej realizacji rozmachem przewyższały niejedną hollywoodzką produkcję.

Dadełło nie szczędził grosza na marketing i sport, cegiełka po cegiełce budując wielką Miedź. Z perspektywy czasu najkorzystniejszym jego posunięciem było nawiązanie współpracy z Mariuszem Mowlikiem i Adrianem Woźniczką, ludźmi cenionymi nie tylko za poziom sportowy, ale także za ogromne kontakty w środowisku. – Chcemy udowodnić, że Miedź zasługuje na I ligę, to jest w tej chwili dla nas najistotniejsze. A że oprócz tego pomagamy w negocjacjach i pozyskujemy zawodników, to druga sprawa – opowiadał uśmiechnięty „Mowlaj”, który od razu zjednał sobie serca kibiców, pracowników klubu i kolegów z drużyny. – Przekonała mnie wizja Andrzeja Dadełły, długofalowa praca, to, że nie ma wielkiego nacisku, oraz budowa akademii piłkarskiej, która w najbliższych latach ma stanowić o sile Miedzi Legnica – przyznał w jednym z licznie udzielanych w tym czasie wywiadów. W zainteresowaniu mediów nie było zresztą nic dziwnego – nie na co dzień zdarza się, by do II-ligowca przechodzili wciąż aktywni gracze, stanowiący o sile obrony beniaminka Ekstraklasy. Obaj z Adrianem Woźniczką zrezygnowali z gry na najwyższym szczeblu, w barwach فKS-u, by budować klub z Legnicy, co najlepiej świadczy o tym jak poważne przedsięwzięcie organizuje Dadełło.

Reklama

Nazwiska przyciągające kibiców, filary obrony gwarantujące niską ilość straconych goli i znakomici organizatorzy, którzy momentalnie potrafili przyciągnąć do Miedzi starych kumpli z boiska pokroju Zakrzewskiego, czy Madejskiego – duet ściągnięty z Łodzi pozwolił Dadelle i jego ludziom na zajęcie się sprawami marketingowymi. A i tu nie próżnowano. – Staramy się pracować nad różnymi sprawami, w klubie pojawiają się nowe osoby. Mówię o drugim trenerze, osobie od marketingu i wzmocnieniach kadrowych zespołu w okresie przygotowawczym. Pracowaliśmy też nad motywacją drużyny. Nie mówię tylko o premiach finansowych, ale również o wyjeździe do Turcji oraz szkoleniach – opowiadał właściciel klubu, który faktycznie zadbał niemal o każdy szczegół. Od odświeżonej strony internetowej, po lifting ohydnego ślimaka, który był przez lata herbem legnickiego klubu. Zaplusował tym posunięciem także u… kibiców.

W Miedzi nie było bowiem tradycyjnej akcji „nowe logo dla nikogo” właśnie dzięki talentowi negocjacyjnemu ludzi związanych z klubem. Zamiast wzorem Legii autorytarnie decydować, że od tej pory klub będzie reprezentować nowy znak (aferę z trumną chyba wszyscy doskonale pamiętają), marketingowcy prowadzili długie negocjacje ze Stowarzyszeniem Kibiców. Sztuka osiągania kompromisu to jedna z najważniejszych umiejętności porządnego działacza, a z tej próby legniczanie wyszli zwycięsko. Oficjalna prezentacja drużyny, szereg akcji promocyjnych, czy rozwój współpracy z drużynami młodzieżowymi to już szczegóły, które dopełniają tylko obrazu metamorfozy brzydkiego ślimaczątka ze starego herbu w dostojnego lwa z nowego.

Równolegle trwała praca nad wynikiem sportowym i tu po raz kolejny wyszło na jaw, jaką potęgą dysponuje Andrzej Dadełło. Trenerem zespołu z Legnicy został bowiem Bogusław Baniak, wyrwany z… pierwszoligowej Warty Poznań. Wydarzenie o tyle ciekawe, że całość można traktować jak pistoletowy pojedynek pięknej Izabeli فukomskiej-Pyżalskiej i Dadełły właśnie – dwaj bogaci właściciele, jeden charyzmatyczny i bardzo rozpoznawalny trener. Zwyciężyła długoletnia wizja Wielkiej Miedzi – Baniak z kolei, tuż po przyjeździe do Legnicy przystąpił do budowy składu na miarę awansu do I ligi. Z Poznania przyciągnął za sobą Andrzeja Bledzewskiego, na miejscu czekał już wspomniany Zakrzewski oraz duet obrońców Mowlik – Woźniczka. Dokooptowano do tego Piotra Madejskiego, Mariusza Zasadę, Krystiana Feciucha, czy Marcina Nowackiego. Wciąż ściągano także nowe partie młodzieży, które w przyszłości mają stanowić o sile legnickiego klubu. Dość zaskakująco drużynę wzmocnił również angielski Polak, lub, jak kto woli, polski Anglik Ben Starosta. Nie dziwią więc wyniki na murawach II ligi.

Miedź po osiemnastu kolejkach ustępuje w tabeli jedynie tyskiemu GKS-owi, a jej główną siłą jest zabójcza dyspozycja na własnym stadionie. Przy wsparciu tysięcy widzów (na derbach 4200 kibiców!) Miedź w dziesięciu meczach zanotowała osiem zwycięstw, jeden remis i tylko jedną porażkę. Wspomnieć należy, że nie gra się jej łatwo – rywale podchodzą do meczów z Legnicą szczególnie zmotywowani, a przede wszystkim głęboko cofnięci. – Drużyny, które z nami grają, stawiają w bramce autobus, a nawet dwa. Ciężko jest cokolwiek zrobić, jak jest mało miejsca na boisku – żalił się „Gazecie Wyborczej” Marcin Nowacki. Z jednej strony zawodnik dość rzetelnie ocenił swoich ligowych rywali, lecz patrząc obiektywnie, tacy gracze jak Zakrzewski, Mowlik, czy Woźniczka powinni gwarantować o wiele lepsze wyniki. Kompletną katastrofą była z kolei niedawna seria trzech porażek, w tym upokarzająca klęska z walczącym o utrzymanie ROW-em Rybnik. Wszystko jednak wskazuje na to, że kryzys został zażegnany – w ostatnich dwóch meczach Miedź grała już o niebo lepiej zwyciężając 3:0 z Calisią Kalisz i dosyć pechowo remisując w derbowym meczu z Chrobrym Głogów.

Dobre wyniki są zresztą potrzebne Miedzi bardziej niż kiedykolwiek – klub świętuje w tym roku czterdziestolecie istnienia. Czy uda mu się przypieczętować to awansem do I ligi? Tego oczywiście nie dowiemy się przed końcem sezonu, obserwacja pozwala jednak sądzić, że plan uda się zrealizować. Wtedy pozostaje czekać na dalsze posunięcia Dadałły, który jest inspirujący i intrygujący jednocześnie. Czy naprawdę nie zależy mu na interesie, a wielką Miedź buduje z sentymentu? A może idąc śladami Antoniego Ptaka wyprzeda drużynę tuż po awansie? Jedno jest pewne – o Miedzi jeszcze nieraz usłyszymy

JAKUB OLKIEWICZ

Najnowsze

Anglia

Dorgu bohaterem Old Trafford w Boxing Day. Skromna wygrana

Wojciech Piela
1
Dorgu bohaterem Old Trafford w Boxing Day. Skromna wygrana
Reklama

Weszło

Reklama
Reklama