Pisaliśmy, że tak się to skończy. Bogusław Cupiał wiele może wybaczyć, ale nie porażkę z Cracovia zaraz po innej haniebnej porażce, z Podbeskidziem Bielsko-Biała. Tylko ktoś, kto nie zna wiślackich realiów mógł sądzić, że Maaskant uratuje posadę. Oczywiście, pozostawała drobna niepewność, jaką rolę może odegrać dyrektor Stan Valckx, ponieważ nigdy wcześniej w Wiśle nie było na tyle poważnego dyrektora sportowego, by mógł wpłynąć na właściciela i przekonać go do pozostawienia szkoleniowca. Okazało się, że Valckx może dokładnie tyle, ile jego poprzednicy – mianowicie, może przytaknąć.
Piękny Robert wrócił już do Holandii, gdzie zapewne oświadczy lokalnym mediom, jak wielki sukces odniósł w Polsce i jak bardzo jest tu szanowany (uwaga, trzy minuty od Ligi Mistrzów – to zdanie padnie bankowo). Valckx posadę uratował, chociaż nie wiadomo, na jak długo. Jeszcze ze dwóch Jaliensów i okaże się, że na chwilę. Już teraz jego pozycja jest słabsza niż kiedykolwiek wcześniej.
Hmm, czasami – nie za często, ale czasami – czujemy się jak prorocy. Pisaliśmy kilka miesięcy temu, że postrzeganie Maaskanta może się błyskawicznie zmienić, ponieważ całkiem realnie wygląda scenariusz pt. „Nędza w Lidze Europejskiej, nędza w ekstraklasie”. I że może nie doczekać zimy. Rzeczywiście – nie doczekał. Pisaliśmy też, by nie beatyfikować Valckxa, ponieważ jeszcze momencik, a jego transferowy bilans będzie postrzegany zupełnie inaczej.
No, zazwyczaj mamy pod górkę – piszemy niepopularne zdania z na tyle dużym wyprzedzeniem, że mało kto się z nami zgadza, a niektórzy twierdzą wręcz, że głosimy jakieś herezje. A jak już wychodzi na nasze (chociaż czasami się mylimy, jasne!), to wtedy wszyscy twierdzą: wiedzieliśmy od początku!
Maaskanta nigdy nie chwaliliśmy, bo nie było za co go chwalić. Drużyna nie nabrała żadnego stylu, w sposób przekonujący wygrywały raz na ruski rok, ciułała punkty w sposób, do jakiego Cupiał nie jest przyzwyczajony. Udało się nie stracić aż tylu punktów, ile w tamtym sezonie stracił Lech (fatalna jesień), Legia (fatalna jesień) czy Jagiellonia (fatalna wiosna) i doczołgać się do pierwszego miejsca. Ale jeśli ktoś widział postęp w grze „Białej Gwiazdy”, to serdecznie gratulujemy. Tak naprawdę Maaskant bazował na indywidualnych zrywach piłkarzy (Małecki, Melikson) i na robieniu dobrego wrażenia. Jak dla nas: specjalista od PR-u, a nie trener. W wygadywaniu dyrdymałów był naprawdę mocny, ale żeby pokazał jakąś nową jakość – z tym już gorzej. Jak zbudował obronę, to taką, że gola strzela jej nawet Limanovia, o Flocie nie wspominając. Facet pracował ponad rok, a defensywa była w takim stanie, że na zero mogła zagrać tylko wtedy, jeśli przeciwnik się zlitował. OK, zdobył mistrzostwo Polski, ale co to był za mistrz? A w erze Cupiała – z całym szacunkiem dla reszty ligi – dla Wisły zdobyć mistrzostwo, to jak splunąć.
Ktoś powie – ale Ferguson też potrzebował czasu w Manchesterze United! Oczywiście, ale to nie znaczy, że każdy trener ma dostawać pięcioletni okres ochronny, bo tak było kiedyś w jednym angielskim klubie. Wtedy praca szkoleniowca byłaby najfajniejsza na świecie – możesz nic nie potrafić, ale dadzą ci pięć lat spokoju „bo Ferguson”. Ferguson na zaufanie zapracował fantastycznymi wynikami z Aberdeen, a na czym miałaby się opierać wiara, że Maaskant z czasem coś wielkiego osiągnie? Nie osiągnął jak dotąd nigdzie. Kiedy przychodził, napisaliśmy: trener z holenderskiej niskiej półki.
Miły był z ciebie facet, ale źle to rozegrałeś. Gdyby mniej się mizdrzył, gdybyś nie unosił się nad chodnikiem, tylko twardo po nim stąpał – może byłoby ci łatwo uratować posadę. Narcyzów my tu jednak nie lubimy. A narcyz bez wyników ma już kompletnie przerąbane.
PS Niezmiennie proponujemy Macieja „halo, halo” Murawskiego na trenera. Bierzcie, póki wolny! Na zachętę możemy napisać, że wciąż go wspominają w Bydgoszczy. Wprawdzie z tego, że na trening przyszedł z psem i przywiązał go do ogrodzenia, a potem pies ujadał przez całe zajęcia… Ale wspominają! A to już coś.