W Anglii rozgorzała ostatnio dyskusja na temat Wayne’a Rooneya. Wszyscy od królowej w pałacu Buckingham po pomywacza z restauracji na londyńskim Soho zastanawiają się, co z krnąbrnym napastnikiem zrobić. Brać na Euro, nie brać? Ryzykować stratę miejsca w składzie? A co jeśli nie wyjdą z grupy, a Rooney wybierze się tylko na wycieczkę? Argumentów za i przeciw są setki. Ile głów tyle opinii, a „Wazza” i tak pewnie pojedzie, bo kim mają Anglicy straszyć Europę, jeśli nie właśnie nim. Bo jeśli w ogóle zakładają, że z grupy mogą nie wyjść, to może lepiej zamiast na wschód Europy, niech wybiorą się na urlopy.
Wszyscy dyskutują o napastniku MU, a gdzieś tam w tle po cichu wystartowała nie mniej ważna gra o przejęcie fotela selekcjonera po Fabio Capello. Bo to, że Włoch po Euro pożegna się z posadą wiadomo już od dawna. Sam przyznał, że na dalszą pracę z kadrą jest już zwyczajnie za stary. A i kibice nie są mu już tak przychylni, jak na początku. Bo kiedy cztery lata temu ogłoszono, że Capello zostanie nowym selekcjonerem „Synów Albionu”, fani z radości aż przyklasnęli. Przynajmniej ci, którzy mieli w dupie to, że nie jest Anglikiem. Trener z takim doświadczeniem i sukcesami był nadzieją na powrót kadry na właściwe tory po katastrofie w eliminacjach do Euro 2008. Włoch zapewnił, że szybko nauczy się języka i złapie kontakt z zawodnikami. Niewątpliwie jest dobrym strategiem i motywatorem, a podczas swojej pracy starał się wpoić Anglikom coś więcej niż ich tradycyjne „kick and rush”. Pokazał, że mimo wyglądu sympatycznego starszego pana ma też jaja, kiedy bez wahania zabrał opaskę kapitańską Johnowi Terry’emu po aferze seksualnej z partnerką Wayne’a Bridge’a. Ale czegoś mu w tej pracy z kadrą zawsze brakowało. Niepowodzenie na mundialu w RPA to nie tylko wina sędziego, który nie uznał ewidentnego gola w meczu z Niemcami. Celnie ujął to dziennikarz „The Telegraph” – Henry Winter: „Tak nobliwemu trenerowi, jakim jest Capello, zajęło dużo czasu zrozumienie szatni na Wembley – presji, która spoczywa na barkach zawodników, braków technicznych u wielu z nich i co tu dużo mówić tego, że większość potrafi grać tylko jedną nogą”.
Capello żegna się z kadrą i pewnie niewielu będzie po nim płakać. Klapa w RPA jest jednak zbyt dużą plamą na honorze. Kolejny cel to znaleźć dla niego godnego następce. Fani, dziennikarze, działacze – wszyscy zastanawiają się teraz, jaki powinien być. Swój? Obcy? Elegancki, jak poprzednik, czy bardziej podobny do naszego Smudy – w dresie i rzucający cytatami w stylu: „z kibla zawodników nie wezmę”.
Na pierwszy ogień rzucono Wengera. A rzucał nie byle kto, bo były selekcjoner Anglików – Sven Goran Eriksson. – Arsene potrafi dostosować się do każdej sytuacji. Spójrzcie tylko na niego – kiedy rozgrywane są mistrzostwa świata i inni klubowi trenerzy są na urlopach, to on siedzi w studiu francuskiej telewizji i analizuje. Jest na bieżąco, to są jego wakacje – zachwalał pracowitość Wengera na łamach „The Sun”. Szwed szybko doczekał się riposty. Może nie wyjątkowo ciętej, ale jednak. Jamie Carragher odpowiedział mu na łamach „Daily Mail”, że selekcjoner powinien być Anglikiem, bo zatrudnianie obcokrajowca w tej roli jest czymś na wzór oszustwa. Dziwne to słowa, zwłaszcza w ustach kogoś, kto tak naprawdę zaistniał w kadrze tylko pod wodzą obcego selekcjonera. Notabene Erikssona właśnie. – Kiedy kadrze nie poszło pod wodzą Steve’a McClarena, trzeba był wziąć kolejnego najlepszego angielskiego kandydata w kolejce – dorzucił Carragher, czym pokazał, że poglądami jest na poziomie Antoniego Piechniczka i jego słynnej „polskiej myśli szkoleniowej”. Piłkarz „The Reds” dowiódł też, że:
a) jest dyletantem, jeśli chodzi o najnowszą historię futbolu
lub
b) sabotuje przyszłe wyniki reprezentacji
Angielscy trenerzy na arenie europejskiej w ostatnich latach nie wygrali niczego. Najbliżej był Roy Hodgson, który z Fulham dotarł do finału Ligi Europy. A może lepiej wiedzie im się na krajowym podwórku? Znów pudło. Od czasu, kiedy liga nosi miano Premier League (rok 1992) nie wygrał jej ani razu zespół dowodzony przez Anglika. Był Portugalczyk Mourinho, Włoch Ancelotti, kilka razy Szkot Ferguson i jego rodak Dalglish. No i oczywiście Wenger. Francuz był już przymierzany kilkukrotnie do posady selekcjonera, ale wszelkie spekulacje ucinał krótko: – Gdybym był Anglikiem, to na pewno wziąłbym tę robotę. Nie jestem, więc nie ma mowy. Zresztą to on wskazał swego czasu właśnie Steve’a McClarena, jako najlepszego kandydata na to stanowisko. Nawet Sepp Blatter subtelnie wyraził swoje niezadowolenie, kiedy Anglicy zatrudniali Capello. – Nie ukrywam, że jestem zaskoczony, iż właśnie w ojczyźnie futbolu łamie się niepisane prawo, że kadrę powinien prowadzić obywatel danego kraju – przyznał Szwajcar.
Wygląda więc na to, że sytuacja jest jednak patowa, a następca Capello faktycznie będzie musiał do aplikacji o pracę dorzucić ksero brytyjskiego paszportu i odśpiewać przed komisją „God save the Queen”. Kandydatów angielskich jest na razie dwóch i bez wątpienia są to faceci z jajami.
– Ludzie lubią się z niego czasem ponabijać, ale ja uważam, że nadaje się do tej roboty i ma talent. Wszyscy szukają jakichś magicznych sposobów na osiąganie sukcesów, a on zwyczajnie rozumie futbol – powiedział niedawno Harry Redknapp, przedstawiając kandydaturę Neila Warnocka na przyszłego selekcjonera. Na Wyspach zawrzało. Hola, hola – że jak? Trener ligowego przeciętniaka Queens Park Rangers ma być nowym selekcjonerem? Ale kto wie, może w tym szaleństwie jest jakaś metoda. Capello powiedział kiedyś o reprezentantach Anglii, że cierpią na syndrom „bogatych chłopców” i nie poświęcają się całkowicie dla drużyny. Kto jak kto, ale Warnock na pewno wyciągnąłby z nich maksimum, a w szatni wrzałoby, jak w ulu.
Zobaczcie filmik z przemową w przerwie meczu z czasów, kiedy Warnock prowadził jeszcze drugoligowy Huddersfield Town. Prawdziwa jatka zaczyna się ok. 50 sekundy, kiedy trener wjeżdża ze swoim: „Jakieś kontuzje? Nie? Jak ku**a może nie być żadnych kontuzji?” i pyta obrońcę, co robił, kiedy tracili gola: „A ty, gdzie ku**a wtedy byłeś, na Łotwie?”. Widzieliście kiedyś film „Trzecia część meczu” o reprezentacji Leo Beenhakera? Trudno uwierzyć, że obaj panowie są trenerami piłkarskimi. Holender przy Warnocku w szatni zachowywał się tak, jakby trenował szachistów lub nie przymierzając – żeńską kadrę rumuńskich gimnastyczek.
Może to właśnie jest recepta na odmianę angielskiej reprezentacji? Wymagać od zawodników absolutnego posłuszeństwa i stosować coś na wzór fergusonowej „suszarki”. Strzelam, że gdyby Warnock był już teraz szkoleniowcem kadry, nie byłoby w ogóle afery z zabraniem Rooneya na Euro. Anglicy pojechaliby na mistrzostwa, a Warnock wysłałby w tym czasie „Wazzę” na wycieczkę. Na przykład na Łotwę. I może faktycznie trener QPR jest trochę nieokrzesany, ale przynajmniej wie, że Związek Radziecki już dawno nie istnieje. A że czasem oko kamery uchwyci, jak przypadkiem wypluwa gumę po przywitaniu z trenerem rywali… Przynajmniej wiadomo, że dysponuje niezłym refleksem.
Drugi angielski kandydat i faworyt kibiców to nie kto inny jak… Harry Redknapp. „Houdini” już raz był o krok od objęcia angielskiej kadry. Był wtedy trenerem Portsmouth, a z posadą selekcjonera żegnał się właśnie Steve McClaren. Redknapp osiągał sukcesy i miał brytyjski paszport. Spełniał wszystkie wymagania. Wtedy o szóstej rano do jego domu wkroczyła policja i reporterzy „The Sun”. Okazało się, że jest oskarżany o korupcję przy transferach. Jego notowania poszły w dół. Dno osiągnęły, kiedy młoda prezenterka jednej z telewizji wszystko pokręciła i oznajmiła, że Harry R. jest oskarżany o ustawianie meczów. Zarzuty oddalono, a stacja telewizyjna musiała zafundować za pięć tysięcy funtów wózek inwalidzki dla dziewczynki z porażeniem mózgowym – bo tylko takiej rekompensaty za utratę dobrego imienia zażądał Redknapp.
Tyle, że selekcjonerem już ogłoszono Fabio Capello. „Houdini” wrócił więc do prowadzenia „The Pompeys” z krótką przerwą na pracę w Southamptonie. Opinię wśród trenerów miał zawsze dobrą, a jego notowania poszybowały w górę, kiedy dokonał cudu w Tottenhamie. Działacze „Spurs” wyciągnęli go z Portsmouth za pięć milionów funtów i nawet przez sekundę nie żałowali swojej decyzji. Redknapp był warty każdego pensa. Zastał na White Hart Lane zgliszcza po Juande Ramosie i „Koguty”, które po ośmiu kolejkach miały dwa oczka na koncie i były na dnie ligowej tabeli. „Houdini” wziął się do pracy i niczym prawdziwy czarodziej o mały włos nie wprowadził w tym samym sezonie zespołu do europejskich pucharów.
Kandydaturę Redknappa wspierają też piłkarze. Frank Lampard na łamach „The Sun” wyznał, że w roli selekcjonera widzi właśnie menedżera „Spurs”. Przemawiają za nim doświadczenie, powszechny szacunek, no i ten nieszczęsny brytyjski paszport. Dziennikarze tabloidów też powinni być z ewentualnego wyboru Redknappa zadowoleni. Na pewno od czasu do czasu podrzuci im jakieś ciekawe bon moty. Jak wtedy, gdy oznajmił, że z jego wyglądem jedyne co można robić w łóżku z żoną, to rozmawiać o taktyce. A co o pogłoskach, że może zostać następcą Capello sądzi sam zainteresowany? – Na pewno nie chodzę w kółko po domu, myśląc tylko o tym, żeby zostać selekcjonerem – wyznał szczerze w jednym z wywiadów.
Ruszyła maszyna już nikt nie zatrzyma, powiedziałby klasyk, a do tego kipiącego, podgrzewanego przez prasę tygla z kandydatami, co chwilę dorzucane są kolejne nazwiska. Pewnie jeszcze kilka nowych zdąży tam trafić. I chociaż do końca kadencji Capello jeszcze daleko, to koło fortuny raz wprawione w ruch będzie się kręcić aż wszystkie brytyjskie gazety na okładkach nie oznajmią: „New England coach is…”. Nie ma wątpliwości – przez najbliższe miesiące nad Tamizą będzie się toczyć swoista gra o tron. I to nie na żarty. Dla wielu Brytyjczyków selekcjoner reprezentacji jest przecież drugą osobą w państwie. Zaraz po królowej.
MACIEJ SYPUŁA
JEŚLI CHCESZ NAPISAĆ SWÓJ TEKST O LIDZE ZAGRANICZNEJ, WYŚLIJ MAILA. DLA NAJLEPSZYCH NAGRODY PIENIÄ˜Ł»NE!
[email protected]
[email protected]
[email protected]
[email protected]

