Miał być mecz o pietruszkę i był, a piłkarze Wisły Płock postarali się, żeby nikt nie pomyślał o tym spotkaniu zbyt poważnie. Na dobrą sprawę ten spektakl mecz mógł się nie odbyć i chyba nikt poza kibicami Śląska by nie protestował. Gra wrocławian jako jedyna była całkiem znośna, ale trzeba pamiętać, że nie przyszło im mierzyć się z Bayernem Monachium.
Nie spodziewaliśmy się w tym meczu cudów na kiju, ale mogło być jednak trochę lepiej. Zwłaszcza, jeśli mówimy o gospodarzach, bo w ostatnim meczu sezonu wypadałoby jednak godnie pożegnać się z kibicami. Właściwie to Wisła nie stworzyła żadnej klarownej sytuacji, bo do takiej na pewno nie można zaliczyć przypadkowej akcji Reca-Piątkowski. Może i by coś z tego było, gdyby ten pierwszy podał do kolegi bez pomocy obrońców Śląska. No, a wyszła przebitka i co prawda Piątkowski zgarnął piłkę i nawet sprytnym zwrotem zgubił obrońców, ale strzał już tak sprytny nie był. Zupełnie tak samo jak Kryczka w bramce, który totalnie zawalił przy pierwszej bramce. Chłop najwidoczniej zapomniał, że jest bramkarzem, a nie siatkarzem. Innego wytłumaczenia tutaj nie ma, bo wybicie piłki po niegroźnym strzale Bilińskiego wprost pod nogi Engelsa to w sztuce bramkarskiej wielbłąd. Przy drugim trafieniu Niemca to już nawet nie miał co fikać, bo tutaj miał dokładnie tyle samo procent szans na obronę strzału, co Wisła na wygranie tego meczu – zero.
Bez wątpienia Śląsk w ostatnich tygodniach gra całkiem solidną piłkę i trochę szkoda, że nie weszli na ten poziom parę tygodni wcześniej. Cóż, nie ma jednak sensu płakać nad rozlanym mlekiem i wrocławianie na czele z Bilińskim są tego najlepszym przykładem. Napastnik Śląska robił dzisiaj co chciał i cztery tysiące kibiców z Płocka na pewno mogło poczuć pewną tęsknotę, bo przecież Biliński grał kiedyś przed płocką publicznością. Bila nie tyle co potrafił celnie podać, ale i strzelić. I to nie byle jak, bo huknięcie z około dwudziestu metrów i zdjęcie pajęczynki, to już nie byle co.
Obie drużyny zostają z nami na następny sezon, ale obie z nich wykonały co najwyżej plan minimum. Teraz czas na wakacje, ale to nowa sytuacja tylko dla piłkarzy z Wrocławia – ci z Płocka w głowach już dawno na nich są.
Fot. FotoPyK