Skąd się wziął Pavle Velimirović, bramkarz فKS-u فódź?

redakcja

Autor:redakcja

27 października 2011, 16:51 • 6 min czytania

Każdemu, kto urodził się w Czarnogórze i chce zawodowo grać w piłkę, od samego początku przyświeca jeden cel – wyjechać jak najszybciej. To jedyna droga, aby osiągnąć jakikolwiek sukces. Pavle Velimirović, nowy bramkarz فKS, podbić Europę próbuje już po raz drugi. Za pierwszym mu się nie udało, wrócił do ojczyzny. O kolejnym powrocie do punktu wyjścia myśleć nawet nie chce, to najgorsze co mogłoby mu się przytrafić. I przy okazji mało prawdopodobne, bo jego akcje idą w górę w bardzo wysokim tempie.
Kilkanaście dni przed zamknięciem letniego okienka transferowego był już pogodzony z losem, że zostanie w Czarnogórze. Propozycja gry w Łodzi była więc jak gwiazdka z nieba. Tym bardziej, że wcześniejsze oferty, choć były bliskie finalizacji, nie wypaliły.

Skąd się wziął Pavle Velimirović, bramkarz فKS-u فódź?
Reklama

Najpierw miała być Ukraina, pierwszoligowa Zorya. – Byliśmy dogadani – przyznaje Velimirović. – Przyjechałem podpisać kontrakt, a oni nagle zmienili większość ustaleń. Zaproponowali mi pensję o połowę mniejszą, niż wcześniej. Zdenerwowałem się, to jasne. Prezes mówi: „Wyluzuj, ta kasa też jest dobra. Niedługo zamyka się okienko transferowe, niczego już nie znajdziesz”. Trzasnąłem drzwiami, wyszedłem.

Znajomy menedżer szybko zaproponował mu przyjazd do Polski. Wiadomo, mocniejsza liga, większe pieniądze. – Podbeskidzie zaprosiło mnie na kilkudniowe testy, wypadłem dobrze. Zażyczyli sobie jednak, żebym został tydzień dłużej. Ale na to nie było już czasu, zaraz mogłoby się okazać, że zostanę na lodzie. Wróciłem więc załamany do Czarnogóry, w porę zadzwonili jednak z Łodzi. Chwilę później byłem już w samolocie – mówi.

Reklama


SĘDZIA NAS WYKOŁƒCZYف

W ŁKS miał być drugim bramkarzem, wiedział o tym od samego początku. – Zdawałem sobie sprawę, że Bodzio (Bogusław Wyparło – przyp.PT) to legenda, że jest świetnym bramkarzem – nie ukrywa Velimirović. – Ale nie przyjechałem do Polski tylko po to, żeby grzać ławę i podziwiać, jak grają inni. Wiedziałem, że prędzej czy później dostanę szansę.

Pierwszą dostał w Pucharze Polski, łodzianie grali w Niecieczy z Termaliką. Drugą – trzy dni później w lidze. Wyparło, który w trzech meczach puścił jedenaście bramek, potrzebował odpoczynku. I ten odpoczynek wyszedł na wszystkim na dobre. Velimirović między słupkami imponował od początku, wybronił drużynie kilka punktów. W minioną niedzielę popełnił pierwszy poważny błąd.

– Nie zamierzam unikać odpowiedzialności, zawaliłem pierwszą bramkę dla Wisły. Chyba zabrakło mi koncentracji, ale nie potrafię wytłumaczyć, dlaczego – kręci głową. – Ten mecz przegraliśmy, ale na porażkę na pewno nie zasłużyliśmy. Nie byliśmy gorsi. Może zabrakło szczęścia, a może sędziów, którzy akurat nie byliby po stronie Wisły. Bo to arbiter, nikt inny, nas wykończył.

O wszystkim, a zwłaszcza sędziowskich pomyłkach, opowiada z dużymi emocjami. Czasem zapomni jakiegoś słowa, ale natychmiast pomaga mu dziewczyna, która towarzyszy nam przez całe spotkanie. Jelena jest modelką i… niespecjalnie nas to dziwi.

Jako mały chłopiec Pavle nigdy nie był przesadnie pracowity. Na lekcjach wychowania fizycznego nie zawsze mu się chciało, więc stawał w ataku i czekał na piłkę. Jeden z kolegów w końcu nie wytrzymał, podszedł do niego i powiedział: „Jak ci się nie chce biegać, to idź na bramkę”. Poszedł, spodobało mu się. Któregoś dnia tata wpadł na pomysł, aby zapisać syna do szkółki piłkarskiej w Podgoricy. – Ojciec zawsze mi powtarzał, że to o wiele lepsze, niż przebywanie całymi dniami na ulicach, zadawanie się z nieodpowiednimi osobami – zauważa.


ZATRZYMAفEM JUVENTUS I REAL

Velimirović szybko musiał się usamodzielnić. W wieku 14 lat był już w Partizanie Belgrad, 400 kilometrów od rodzinnego domu. – To jedna z najlepszych szkółek piłkarskich na świecie – nie ma wątpliwości. Na jednym z młodzieżowych turniejów, w którym grały drużyny m.in. Barcelony czy Ajaxu, Partizan zajął drugie miejsce. Pavle zagrał w dwóch meczach, wygranym 3:0 z Juventusem i 1:0 z Realem. Pamięta, że w Barcelonie biegał niski, świetnie wyszkolony zawodnik. Bojan Krkić, jego rówieśnik.

Zakręciło się wokół niego kilku menedżerów. Wzięli numer telefonu, potem dzwonili, pisali maile. Ł»adna konkretna oferta do Belgradu jednak nie wpłynęła.

Velimirović w Partizanie nie mógł się przebić. Gdy miał 17 lat, w klubie usłyszał, że będzie czwartym, co najwyżej trzecim bramkarzem. – To nie miało sensu, chciałem grać. W Partizanie młodym bramkarzom jest strasznie ciężko, bardzo trudno jest się przebić, więc wiedziałem, że odejdę. Na wstępie wiedziałem jedno: na pewno nie zostanę w ojczyźnie – wspomina.

W końcu pojawiły się oferty, które naprawdę go zainteresowały. Bayer Leverkusen zaprosił go na kilkudniowe testy, Duisburg wysłał oficjalną propozycję. Niemcy oferowali 100 tysięcy euro, a… Węgrzy chcieli trzy razy więcej. Bo wtedy Velimirović był już piłkarzem Kecskemeti TE.


MIAفEM DOŚÄ† TRENERA

– Na Węgrzech czułem się, jak w domu. Sześciu zawodników pochodziło z Bałkanów, cały sztab trenerski z Serbii. Pół roku spędziłem w rezerwach, a że najpierw pierwszy, a potem drugi golkiper złapał kontuzję, ja wskoczyłem między do bramki – opowiada. W pierwszej lidze zadebiutował trzy dni przed 18. urodzinami. Na początek mecz wysokiej rangi, derby, ale niczego nie zawalił.

I, jak to zwykle miało miejsce w jego przypadku, znów znać o sobie dała przesadna ambicja. Rywale wyzdrowieli, on poszedł w odstawkę. Zaczął się kłócić z pierwszym trenerem. – Mieliśmy umowę, miałem dostać szansę gry. Zwodził mnie za nos, obiecywał różne rzeczy, ale nie dotrzymywał słowa. Byłem wściekły, miałem go dość – nie ukrywa.

Na Węgrzech nie miał już więc szukać. Jedyne propozycje pochodziły z Czarnogóry. Nie miał wyjścia – musiał tam wrócić. Powiedzieć, że był niezadowolony, to nic nie powiedzieć.

– Jedyny pozytyw to taki, że mogłem grać. Nic więcej – mówi. – W kraju mamy wielu bardzo zdolnych młodych piłkarzy, mogą trafić w przyszłości do naprawdę dobrych lig. W Czarnogórze grają regularnie, ale tam się nie rozwijają. Często nie ma gdzie trenować, mecze rozgrywa się w fatalnych warunkach, trenerzy są kiepscy. Zimą praktycznie grać się nie da, bo ciągle pada. Non stop! W taką pogodę to co najwyżej możesz tam popływać – irytuje się.

Nic więc dziwnego, że wszyscy, którzy chcą coś w piłce osiągnąć, godnie zarabiać, uciekają jak najszybciej. Velimirović wyjechał w bardzo młodym wieku, ale wrócił…


PREZES MÓWI DO SĘDZIEGO: „ALBO WYGRAMY, ALBO ZGINIESZ!”

– Jeszcze kilka lat temu w naszej piłce rządziła mafia – opowiada. – W wielu klubach byli goście, którzy mieli kasę i pociągali za sznurki. Dziś jest to już rzadko spotykane, choć można też źle trafisz. Wystarczy, że w klubie podpiszesz umowę z nieodpowiednim typem. Jak tylko się zorientuje, że jesteś utalentowany, że można na tobie zarobić, zrobi wszystko, aby zgarnąć jak najwięcej. Innymi słowy, masz przerąbane.

– W kraju mieliśmy trzy kluby, o których wiadomo było już przed sezonem, że to pomiędzy nimi rozstrzygnie się walka o mistrzostwo. Zadbać o to mieli bogaci właściciele. Podchodził jeden do sędziego przed meczem, i albo wręczał kopertę, albo zagadywał „Jak nie wygramy, to zginiesz”. I ten gwizdał tak, żeby mógł cały wrócić do domu – dodaje.

– Jaki jest ogólnie poziom sędziowania w Czarnogórze? – pytamy.
– Mniej więcej taki, jak w niedzielnym meczu z Wisłą…


CHCĘ BYĆ NUMEREM JEDEN

Gdy do drużyny Partizana dopiero wchodził i był czwartym bramkarzem, między słupkami stał Mladen Bożović. Ten sam, który dziś jest numerem jeden w reprezentacji. – Sęk w tym, że zarówno on, jak i jego zmiennik w kadrze, Srdan Blażić w klubach nie grają. Dziś wszyscy mówią o tym problemie – zauważa młodzieżowy reprezentant Czarnogóry.

– Nie chcę się wychylać przed szereg, ale liczę, że wkrótce zadebiutuję w pierwszej reprezentacji. Jeśli zaś będę w takiej formie, jak teraz, na Euro będę numerem trzy, na sto procent. To mnie jednak nie interesuję, chcę czegoś większego. Chcę stać między słupkami Czarnogóry na mistrzostwach Europy! – zapowiada.

PIOTR TOMASIK

Najnowsze

Anglia

Dorgu bohaterem Old Trafford w Boxing Day. Skromna wygrana

Wojciech Piela
1
Dorgu bohaterem Old Trafford w Boxing Day. Skromna wygrana
Reklama

Weszło

Reklama
Reklama