Kamil Grosicki na dobre wypadł z kadry, o czym informowaliśmy już dość dawno, ale wówczas „poważne media” prostowały, że wcale nie wypadł, tylko ślub bierze i nie może przyjechać. No, nie wiemy, jak aktualnie wyglądają sprawy sercowe „Grosika”, ale przy całym szaleństwie tego chłopaka wątpimy, by w ciągu miesiąca zdążył się rozwieść, a na dzień meczu z Włochami zaplanować ślub numer dwa.
Chyba więc nie w tym rzecz.
Samemu zawodnikowi niezręcznie jest się wypowiadać, bo zapewne gdzieś tam tli się nadzieja, że jednak na Euro 2012 pojedzie i to nawet jeśli Franciszek Smuda KOMPLETNIE nie zdaje sobie sprawy, czy Grosicki w ogóle w Turcji gra, czy też nie (pamiętacie TEN TEKST?). Zadzwoniliśmy więc do menedżera Kamila, czyli Mariusza Piekarskiego.
– Wątpię, by Franciszek Smuda wiedział, w jakiej formie jest Kamil. Może żal mu wydać 20 euro na wizę do Turcji? Chłopak gra w każdym meczu, strzela gole i zalicza asysty, ale selekcjoner ma swoich ulubieńców. Moim zdaniem Grosicki nigdy nie mógł czuć się reprezentantem u Smudy i nigdy nie dostał szansy. Owszem, zagrał z Argentyną w pierwszym składzie, ale inaczej się gra, kiedy wiesz, że trener tylko czeka, aż coś spieprzysz, żeby raz na zawsze ci podziękować, a inaczej się gra, czując wsparcie. Kamil takiego wsparcia nigdy nie dostał. I szans też nie. Raz z Argentyną od początku, a poza tym? Same ogony. W tym czasie Obraniak zdążył w pierwszym składzie rozegrać trzysta tysięcy spotkań, w których nie pokazał niczego. Niczego! – mówi Piekarski.
– U Smudy nie ma selekcji, jest tylko grupa piłkarzy, których on od razu sobie upatrzył. Wszyscy inni są potrzebni tylko do tego, by udowodnili, że się nie nadają. A chyba nie jestem jedyną osobą, która przyzna, że ani Obraniak, ani Mierzejewski na skrzydle nie da tyle, co Grosicki. W środku – może i tak. Ale na skrzydle trzeba robić wiatr i Kamil to potrafi. Niestety, w reprezentacji Polski przegrywa sztuczną rywalizację z Francuzem, co jest absurdem podwójnym – kończy „Piekarz”.
Dodajmy, że czwarte miejsce w lidze tureckiej zajmuje Istanbul BB, w którym gra Marcin Kuś. Oczywiście nie ma co liczyć nawet na pobieżną obserwację. Franciszka Smudę informujemy, że 18 grudnia odbędzie się mecz pomiędzy BB i Sivassporem. Franek zapewne nie poleci, bo wykpi się lepieniem pierogów na święta, ale może chociaż rzuci okiem na wynik.