Rozmowa ze ślepym o kolorach, czyli zaglądamy do dzisiejszej „Polski The Times”. A tam…
– Chyba nie tylko Legia daje szanse młodym. Weźmy choćby Ruch Chorzów – stwierdza bezsensownie dziennikarz.
– To kolejny dobry przykład – przytakuje głupawo Antoni Piechniczek.
Przyglądamy się więc, w jakim zestawieniu gra Ruch. Gdyby wypisać wiek piłkarzy, wyglądałoby to tak: 29 – 26, 28, 28, 31 – 37, 30, 36, 33 (24) – 26, 21. Nie ma co – sama młodzież!
Ale dobra, skupmy się na sprawach ważniejszych, czyli narodowościowych, o których znów zaczął mówić Piechniczek.
– Czy w czasach Kazimierza Górskiego ktoś wyobrażał sobie, że w reprezentacji Niemiec będą grać tacy piłkarze, jak Klose, Podolski, Özil, Khedira, Boateng czy Cacau?
– Poza tym ostatnim wszyscy urodzili się w Niemczech. Albo się tam wychowali.
– Zgoda, ale nawet takiego scenariusza nikt by sobie chyba nie wyobraził. W reprezentacji Niemiec nie grali wówczas potomkowie emigrantów, tylko Maier, Beckenbauer, Netzer i Müller. Czasy się jednak zmieniły. Niemcy stały się krajem bardziej wielonarodowościowym niż kiedyś. Podobnie jest w Polsce.
Cóż, panie Piechniczek, czasy się rzeczywiście zmieniły. Z potomkami emigrantów w niemieckiej kadrze faktycznie było wtedy ciężko (chociaż znajdziemy w reprezentacji Niemiec z 1974 nazwisko Grabowski), ale nie bagatelizowalibyśmy faktu, że wielu zawodników z kadry na mistrzostwa w 1974 rodziło się jeszcze w czasie II Wojny Światowej lub tuż po jej zakończeniu. Wydaje się, że szanowny pan Antoni ma wystarczającą wiedzę o świecie, by zdawać sobie sprawę, że Niemcy w latach 40. nie jawiły się jako raj dla emigrantów – łagodnie to ujmując. Dodatkowo swoboda przemieszczania się nie była tak wielka, bo i samoloty na lotnisku we Frankfurcie nie lądowały co 30 sekund – wówczas ojciec Khediry miałby znacznie większy problem, by dotrzeć do Stuttgartu i na miejscu poderwać dziewczynę.
Dzisiaj sytuacja demograficzna i kulturowa na terenie RFN jest skrajnie inna, tak jak skrajnie inna jest sytuacja w reprezentacji Niemiec niż w reprezentacji Polski. Porównywać te dwie drużyny może tylko laik.
Na koniec piechniczkowa perełka: – Gdy byłem jeszcze trenerem reprezentacji zdarzało mi się uczestniczyć w trenerskich sympozjach, na które zjeżdżali ludzie z całej Europy. Po jednym z nich podszedł do mnie mój przyjaciel Walery Łobanowski i powiedział: „Antek, spójrz na nich. To, co powiedziałeś, dla niektórych jest za mądre”. Po chwili podszedł Jupp Derwall, trener reprezentacji RFN, i mówi: „Panowie, nie spodziewałem się takiej lawiny informacji”.
Piechniczek trysnął taką lawiną wiedzy, że aż cały świat to wchłonął i nam uciekł.