Z najnowszego „Twojego Stylu” – to taki miesięcznik, który kobiety kupują, by pooglądać reklamy perfum – dowiedzieliśmy się nowych szczegółów o hymnie odśpiewanym przez Edytę Górniak w Korei.
Okazuje się, że ta profanacja nie była jej pomysłem, ale niejakiego Adama Sztaby, który mówi tak: – Niektórzy wypominają mi hymn w wykonaniu Edyty Górniak na mundialu w Korei Południowej w 2002 roku. Oczywiście, największe gromy spadły na Edytę, ja byłem wtedy nieznanym muzykiem. Miałem zrobić nową aranżację hymnu, wymyśliłem, że będzie symfonicznie. Na miejscu okazało się, że nie ma orkiestry symfonicznej, tylko amatorska, żołnierska orkiestra dęta, w której nikt nie mówi po angielsku. Właściwie Edyta nie powinna w ogóle śpiewać, ale się bała, że będzie afera. Gdy w kraju zobaczyła nagłówki gazet, powiedziała „Chyba nie mam po co tutaj wracać”. Strasznie było mi jej żal.
Drogi Adamie, jak chcesz jakieś nowe aranżacje, to sobie przerabiaj piosenki Mandaryny, a nie hymn narodowy, bo na takie twoje aranżacyjne pomysły są chyba – albo powinny być – odpowiednie paragrafy. Jak ludzie będą chcieli posłuchać sobie „Lulajże Jezuniu”, to pójdą do kościoła, a hymn to hymn i ma być śpiewany i grany DOKŁADNIE tak, jak to pierwotnie było pomyślane.
Bądź więc tak chłopie miły i trzymał łapy precz od Euro. Za chwilę przearanżowałbyś nam hymn, a Tomasz Jacyków przearanżowałby flagę i godło. Może trzymajcie się „Tańca z Gwiazdami”, co?