Naprawdę znamy przynajmniej kilka zespołów narodowych, które mają mniejszy potencjał niż reprezentacja Argentyny. Tymczasem to Albiceleste pozostają od dłuższego czasu drużyną niespełnioną. Ich ostatnie złoto Copa America to 1993 rok, po najcenniejszy krążek mundialu trzeba się cofnąć jeszcze dalej, siedem lat wstecz, kiedy w 1986 roku Puchar Świata podnosił Diego Maradona. Zła passa trwa, kadra rozczarowuje, a jej słabe wyniki są ulubionym argumentem przeciwników Leo Messiego, którzy wcale nie widzą w nim najlepszego piłkarza w historii futbolu, bo przecież w błękitno-białej koszulce nic poważnego nie wygrał. Słusznie czy niesłusznie – nieważne, ważne, że trzeba tej kadrze zmian i już wiemy, że zadbać ma o nie Jorge Sampaoli.
A wiemy za sprawą Sevilli, która dziś tę informację przekazała – jej trener miał co prawda umowę podpisaną do końca sezonu 2017/2018, ale równocześnie dysponował klauzulą, dzięki której mógł zostać wykupiony. Od 1 czerwca wynosi ona 1,5 miliona euro, z tej furtki skorzysta federacja i wtedy też trener zostanie przedstawiony oficjalnie. Warto podkreślić, że dużą rolę odegrał tutaj rząd, który pewnie też nie chce być kompromitowany na boisku i udzielił piłkarskim władzom na tę transakcję pożyczki. Jak donosi życzliwy internet, Sampaoli jest już w Argentynie (choć ktoś może pomyśleć, że Pitbull):
Jorge Sampaoli has arrived in Argentina. He won’t be announced as new coach until June 1 but will be attending league matches this weekend. pic.twitter.com/CxMH5x1GoA
— Roy Nemer (@RoyNemer) 25 maja 2017
Roboty widać przed nim całą stertę, ponieważ Argentyna – gdyby dziś kończyć eliminacje – nie pojechałaby na mundial, musiałaby go sobie najpierw wywalczyć przez baraże. Oglądać plecy Brazylii, Kolumbii, Urugwaju i Chile to może nie jest wstyd, który zmusza do zmiany nazwiska, ale dla Albiceleste i ich ogromnego potencjału to na pewno nic przyjemnego. Trochę sami ściągnęli na siebie te problemy, bo jeśli zatrudniasz selekcjonera pokroju Bauzy, musisz liczyć się z kłopotami i te rzeczywiście reprezentację spotkały. Oj, był to trener przedziwny, bowiem momentami wyglądało, jakby skład wybierał poprzez losowanie z czapki. Pal sześć, gdyby trzymał się poważnych nazwisk, wtedy i losowanie mogło być skuteczne, ale on dorzucał do puli nazwiska niezrozumiałe. W meczu z Boliwią na przykład, w ataku biegali Correa i Pratto, podczas gdy ich popisy z ławki oglądali Dybala i Aguero. Pierwszy w ogóle nie podniósł się z ławki, drugi łaskawie dostał 34 minuty na zaprezentowanie swoich tajemniczych umiejętności. Boliwia wygrała 2:0.
Bauza jako selekcjoner wypracował skandaliczny bilans, w ośmiu spotkaniach tylko trzy razy sięgnął po wygraną, dwa razy zremisował i trzykrotnie dostał w cymbał. Poza przegraną z Boliwią była bolesna klęska z Brazylią (0:3) i kompromitacja z Paragwajem, który ograł Argentynę na wyjeździe 1:0. – Powiedzieliśmy Bauzie, że przestaje być trenerem. Nie będzie żadnej konferencji. Drużyna narodowa gra źle i wszyscy o tym wiedzą – stwierdził w końcu prezes tamtejszej federacji i choć zdajemy sobie sprawę, że ta wypowiedź oraz cała federacja nie są wzorami profesjonalizmu, to trudno było nie stracić cierpliwości.
Wcześniej kadrę prowadził Tata Martino, za niego przyszedł Bauza… Cóż, trzeba przyznać, że tamtejsze władze pomysły na zespół narodowy mają cudaczne, ale być może w końcu trafili w okolice 10. Sampaoli ma za sobą bardzo dobry okres jako trener Sevilli – najpierw co prawda przerżnął Superpuchary – Hiszpanii i Europy – ale potem zespół z Andaluzji zaczął grać na tyle dobrze, że przez długi czas mówiło się o nim jako kandydacie do mistrzostwa. Jeszcze na początku marca, czyli po 25. kolejce, Sevilla miała jedynie cztery punkty straty do liderującej Barcelony. Grała efektownie, ładnie dla oka, z rozmachem, co zresztą Sampaoli zapowiedział z marszu. – Będziemy ekstremalnie ofensywną ekipą – stwierdził na pierwszej konferencji prasowej. Wcześniej mówił: – W piłce nożnej, jak w boksie, nie chodzi o to by z rywalem przeboksować 12 rund i minimalnie wygrać na punkty. Od pierwszego gongu trzeba dążyć do nokautu, non stop zadawać ciosy, atakować, wywoływać strach. zmuszać do defensywy. I jak najszybciej posłać na deski – to jego styl, definicja tego sportu.
Jasne, Andaluzyjczycy w końcu dostali zadyszki, przyszła słabsza seria, która wyrzuciła ich za burtę Ligi Mistrzów i podium La Liga, ale i tak utrzymywanie Sevilli w grze przez tak długi czas było sporym wyzwaniem. Unai Emery, choć zapewniał klubowi trofea Ligi Europy, to w rozgrywkach krajowych dużo szybciej wypadał z trasy, a w Lidze Mistrzów z grupy nie wyszedł. Był jednak w Andaluzji uwielbiany i fakt, że tak szybko Sampaoli poradził sobie z tęsknotą za Hiszpanem wśród fanów, budzi podziw.
Nie ma też się co martwić, że nowy trener Argentyny nie przeniesie dobrych wyników z Sevilli na reprezentację, ze względu na różne specyfiki tych zajęć. Sampaoli prowadził przecież Chile i to z naprawdę dobrym skutkiem – zdobył Copa America w 2015 roku (wygrane jedenastki z… Argentyną właśnie), wcześniej pozytywnie zapisał się brazylijskim mundialu, dochodząc do 1/8, uznając tam wyższość gospodarzy, ale dopiero po rzutach karnych.
Będzie się działo – facet jest wyrazisty, ale przy tym ma wyniki, więc nie jest z kolei karykaturalny. Karykaturą bywa niestety kadra Argentyny i chyba najwyższy czas to zmienić – nigdy nie można powiedzieć, że Sampaoli uczyni to na pewno, ale patrząc na nazwiska jego poprzedników, kibice reprezentacji wreszcie mogą patrzeć w przyszłość z odrobiną optymizmu.