Kręcimy się po środowisku od wielu lat i spotkaliśmy się już z kilkoma przypadkami, w których w różnych miejscach karty rozdają przedziwni ludzie. W gabinetach prezesów na wygodnym krześle stoją paprotki, a prawdziwej mocy sprawczej trzeba szukać gdzie indziej, czasami w miejscach nieoczywistych. I gdy całe nasze doświadczenie mocno sugerowało nam, że nie ma sensu się wiecznie dziwić, natrafiliśmy na przypadek Polonii Białogon. W tym małym kieleckim klubie, zapukanie do właściwych drzwi oznacza tyle, że swoje kroki trzeba skierować w kierunku… plebanii.
Takie wnioski płyną z kuriozalnej sytuacji, którą opisał portal naszekielce.com. W skrócie wygląda ona w ten sposób:
1. Parafialny Klub Sportowy Polonia Białogon, w którym trenuje wiele dzieciaków, potrzebuje zaplecza sanitarnego, szatni, żeby normalnie funkcjonować.
2. Lokalny polityk, radna Joanna Winiarska przez 7 lat stara się o to, by spełnić potrzebę mieszkańców.
3. Miasto – a, jak czytamy, dokładniej sympatyczny prezydent Lubawski, który już kilka razy gościł na naszych łamach – w końcu daje zielone światło.
4. Za 75 kafli postawiono specjalny pawilon.
5. Żyli długo szczęśliwie, politycy zbili piątki, a 1o lat później pewien znany piłkarz z Kielc z sentymentem wspomina moment, w którym w końcu mógł przemyć twarz po ciężkim treningu.
5. Obiekt od dwóch tygodni stoi zamknięty na cztery spusty, dzieciaki nie mogą z niego korzystać.
6. Okazuje się, że okejkę musi dać jeszcze… ksiądz proboszcz – bez poświęcenia pawilonu ani rusz!
To znaczy prezes klubu najpierw tłumaczył się, że nie ma ławek, nikt nie może przecież dostać wilka, dlatego wstęp wzbroniony. Ale gdy dziennikarz przytomnie zauważył, że można przecież przenieść tam stare ławki, pan Zenon Sikora przyznał: – Są ławki do przeniesienia i zostaną przeniesione. Ale na razie miało być otwarcie. Miał być ksiądz i poświęcić, ale wyszło jak wyszło.
Jednocześnie uspokoił, że terminy z księdzem proboszczem są dogrywane. Chwała Bogu! W sumie można by do tego podejść na zasadzie: siedem lat czekali to kilka tygodni ich nie zbawi, ale raczej nie o to w tym wszystkim chodzi. Ktoś tu chyba zapomniał, dla kogo to wszystko. Szybciej – choć wiemy, że to sprawa od klubu poniekąd niezależna – spodziewalibyśmy się stwierdzenia: sorry, że tak długo. Rozumiemy, że chodzi o klub parafialny, ale przecież dlatego w zasadzie akurat kwestia poświęcenia powinna pójść błyskawicznie, prawda? A tak na wszystkim tracą tylko dzieciaki.
Oczywiście samego otwarcia i poświęcenia nie negujemy. Szczęść Boże!