Franciszek Smuda został dopadnięty na lotnisku przez dobrego reportera. No i padły pytania – co z maturą i co z premią? „Franz” pytania o wykształcenie cały czas zbywa słowami „zostawmy to” i „wiadomo, co to za człowiek” (o Tomaszewskim), natomiast ciągle wstydzi się rzetelnie odnieść do całej sprawy. W sumie trudno się dziwić, że się wstydzi. Wystarczy posłuchać, jak Smuda posługuje się językiem polskim, by zrozumieć, że wysyłanie go na maturę jest taką samą niestosownością jak wysyłanie Ryszarda Kalisza na test coopera.
Ustosunkował się natomiast „Franz” do sprawy premii, którą otrzymał za kupiony mecz. I teraz mamy już jasność, że selekcjoner kadry z tą brudną kasą na koncie czuje się świetnie. – Ja o niczym nie wiedziałem, więc nie muszę niczego oddawać – to mniej więcej powiedział do kamery, co tylko potwierdza, że żądza pieniądza u Smudy jest wyjątkowa i odbierająca rozum.
Cóż, szkoda, że trener drużyny narodowej nie potrafi w tej sprawie zachować klasy. Oczywiście, 100 tysięcy złotych to dużo pieniędzy, ale:
po pierwsze – to równowartość trzytygodniowych zarobków selekcjonera
po drugie – premia faktycznie została uzyskana na skutek korupcji.
Po prostu nie wypada, by selekcjoner reprezentacji Polski zachowywał się w ten sposób. Zresztą, skandalem jest, że pod względem prawnym na dziś ta premia rzeczywiście mu się należy, ponieważ… PZPN ZAPOMNIAŁ zweryfikować tabeli za sezon 2005/2006. Jest to wręcz nieprawdopodobne zaniechanie, o którym już pisaliśmy. Powtarzać się nie będziemy, rzućcie okiem na to, co poniżej.
* * *
Tyle już napisano o meczu Cracovii z Zagłębiem, o korupcji i o dyskwalifikacji Łukasza Piszczka. Tyle napisano, a wciąż nikt nie zadał jednego z najbardziej oczywistych pytań: – Franiu, kiedy oddasz premię za zajęcie trzeciego miejsca w sezonie 2005/2006? Kiedy oddasz premię za remis z Cracovią? Czerpanie korzyści finansowych z ustawionego meczu nie przystoi selekcjonerowi reprezentacji Polski. Piłkarze zamieszani w ustawienie tamtego spotkania już kasę musieli oddać, ale Franciszek Smuda nawet się nie wychylił. Nawet go przez moment sumienie nie ruszyło.
To jest ciągle sprawa wielowątkowa.
Wiadomo, że mecz ostatniej kolejki pomiędzy Cracovią i Zagłębiem był ustawiony na remis – a skoro wiadomo, to ten remis nie powinien być zaliczany do układu tabeli. To chyba oczywiste i nie ma sensu w ogóle o tym dłużej dyskutować. Albo należałoby uznać, że spotkanie w ogóle się nie odbyło, albo przyznać obustronny walkower. Chodzi o pewnąâ€¦ higienę historyczną. Na dziś tabela za sezon 2005/2006 nie została zweryfikowana i ktoś za pięćdziesiąt lat napisze, że Zagłębie miało doskonałą końcówkę i że ostatecznie załapało się na podium. Aktualnie lubiński klub ciągle może wpisywać sobie tamto trzecie miejsce jako jeden z największych sukcesów w historii, mimo całego korupcyjnego zamieszania. Czy gdyby mecz z Cracovią decydował nie o trzecim miejscu, ale o mistrzostwie, to tabela też pozostałaby nietknięta? Piłkarze wylądowaliby w areszcie, a tytuł i tak trafiłby w ręce kupujących? Wyobraźmy to sobie. W 2006 roku po remisie z Cracovią mistrzem Polski zostaje Zagłębie. Grający w Zagłębiu – hmmm – Dariusz Jackiewicz zostaje ukarany 18-miesięczną dyskwalifikacją, a jednocześnie… może zapisać sobie w CV „mistrz Polski”. Niedorzeczne? No właśnie.
Czym innym jest niekaranie klubów za korupcję, czyli nieorzekanie degradacji, a czym innym weryfikacja rozgrywek. Jeszcze nie słyszeliśmy, by ustawiony mecz został OFICJALNIE zaliczony do OFICJALNEJ tabeli. Toż to absurd nad absurdy. Każdy wie, że mecz był ustawiony, a jednocześnie nic z tego nie wynika. Ten właśnie mecz znajduje się obok innych, czystych (miejmy nadzieję). Dodatkowo kluby – Zagłębie i Cracovia – uzyskały dodatkowe premie za zajęcie wysokich miejsc w tabeli (odpowiednio – miejsce trzecie i ósme). Nikt nigdy nie zweryfikował podziału pieniędzy z tej puli, już po wypłynięciu na wierzch nowych faktów – a to naszym zdaniem poważne niedopatrzenie. Są przecież zespoły, które na skutek ukartowania meczu Zagłębia z Cracovią straciły spore pieniądze. Dlaczego miałyby być stratne?
No i wreszcie sprawa premii. Franciszek Smuda swojej premii oczywiście nie oddał, jest jeszcze kilku piłkarzy, których nikt do tego nie zmusił. Dopóki PZPN nie zweryfikuje tabeli za sezon 2005/2006, pewnie nie będzie ku temu podstaw formalnych. Ale działać trzeba. To jak z egzaminem maturalnym – jeśli okaże się, że pytania wyciekły, to zdawać jeszcze raz muszą wszyscy, nieważne czy ktoś z tych pytań skorzystał, czy nie. Zdarza się więc w cywilizowanym świecie odpowiedzialność zbiorowa i tutaj także taka odpowiedzialność powinna mieć zastosowanie. Franciszek Smuda przyjął premię za zajęcie trzeciego miejsca w tabeli (pewnie była to kwota niewiele niższa niż 100 000 złotych), a przecież to miejsce zostało osiągnięte dzięki korupcji. Już nawet nie wspominamy o tym, że gdyby „Franz” miał klasę, to – przy swoich zarobkach, rzędu 150 000 złotych miesięcznie – tę premię oddałby w pięć minut po ujawnieniu skandalu, z własnej woli.
Karanie piłkarzy – oczywiście tak. Trzeba jednak przywrócić porządek w tabeli, ponieważ na dziś zwycięzcami w tej tabeli są cwaniacy i oszuści.