Kiedy Weszło zadzwoniło do mnie z propozycją bloga, nie, nie było mi smutno, nie płakałem. Pomyślałem, że fajnie, naprawdę fajnie byłoby pisać o piłce w telewizji. Po pierwsze, bo nikt tego tutaj nie robi, bo drugie, bo dziś piłka bez telewizji nie funkcjonuje i dogorywa w trybie przyspieszonym. Mordercze, ale brutalnie prawdziwe zdanie o telewizyjnej rzeczywistości brzmi: jest z nią jak z gównem. Najpierw się je robi, później ogląda. Jako, że oglądanie piłkarskich telewizji, zwłaszcza zachodnich, to część mojej roboty, więc w miarę regularnie będę tu opisywał: sposoby, mechanizmy, ludzi i perełki ekranowe, które warto zobaczyć. Ciągle pojawia się coś nowego, choć paradoksalnie w telewizji wszystko już było. I nic nowego wymyślić się nie da. Podobno.
Francuzi, którzy piłkę nożną pokazują w najkreatywniejszy sposób w Europie, wyemitowali niedawno nagrywany przez jedenaście miesięcy film o reprezentacji Laurenta Blanca. Niby bez szału, bo dziennikarz z kamerą jeździł za kadrą na każde zgrupowanie, każdy mecz, każdy trening, każdą konferencję prasową. Właził do szatni, do pokoi hotelowych, na przedmeczowe odprawy, nawet do kibla. No właśnie, ale właził. Dostał od Francuskiej Federacji Piłkarskiej dyrektywę: no limits.
Brawurowo zmontowany film francuscy kibice obejrzeli w otwartej telewizji. Zobaczyli, że na gruzach starej kadry buduje się zupełnie nowy zespół. Selekcjoner – Laurent Blanc wypada bardzo pozytywnie. Emanuje osobowością, nie ucieka przed poważnymi problemami – jak ponowne włączenie do kadry Patrice’a Evry i Francka Ribery’ego. Tłumaczy każdą decyzję, mówi otwarcie o problemach. Trójkolorowi pokazani są w sposób surowy. Nie przechodzą przez filtr gazet i sztampowych relacji telewizyjnych, w których sytuacja jest często przedstawiana w sposób diametralnie odbiegający od rzeczywistości.
Pod linkiem poniżej możecie zobaczyć jak fragmenty filmu (przetłumaczone na polski). Między innymi to jak Blanc spędzał czas z Riberym przed najtrudniejszą dla niego w karierze konferencją prasową, na której tłumaczył się z mundialowych grzechów. Jak budował relację z innymi piłkarzami i co mówił w szatni po kluczowych spotkaniach. Uderzające jest akcentowanie wartości reprezentacji i apelowanie do zawodników, by ciągle myśleli o kadrze narodowej. Nawet jeśli są od niej bardzo daleko. Niesamowicie też zareagował na dwie bramki Marvina Martina w debiutanckim meczu z Ukrainą, przywołując analogię do Zizou. Udało mu się w ekspresowym tempie zbudować prestiż gry w narodowych barwach. Co łatwe nie było, bo przejął kadrę w cholernie niewdzięcznym momencie.
Francuska Federacja Piłkarska i Blanc jednogłośnie zgodzili się na nagrywanie kolejnego filmu o kadrze i w planach mają kolejne projekty. Na pewno powstanie dokument o Trójkolorowych na Euro 2012. Czy zobaczymy podobny o polskiej kadrze? Nie ma mowy. Franciszek Smuda już jakiś czas temu pytany był o podobny projekt i odpowiedział, że to niemożliwe. Przynajmniej za jego kadencji. A szkoda, bo zobaczenie w akcji Smudy, atmosfery szatni, relacji panujących na zgrupowaniach byłoby świetne. Dziś informacje z reprezentacji i o reprezentacji są tak zniekształcane, że wiadomo tylko tyle, że nic nie wiadomo.
Jasną sprawą jest, że podobne filmy w Polsce już powstawały. Prekursorskie „W kadrze. Korea 2002” Tomasza Smokowskiego było znakomite i zostało docenione na międzynarodowym festiwalu filmów sportowych w Mediolanie. „Trzecia część meczu, czyli rzecz o reprezentacji” Adama Bortnowskiego przedstawiło upadek kadry Leo Benhakkera w eliminacjach MŚ 2010. Filmu o zespole Smudy nie będzie. I nikt z nas nie dowie się, jak to wszystko wygląda w rzeczywistości.
Poniżej zestawienie dwóch szatni. Tej z czasów Mundialu w 2002 roku, reagującej w przerwie meczu z Koreą Południową i tej za Beenhakkera (w przerwie meczu z Irlandią Północną w Chorzowie – zaczyna się od 8:20), w której Holender drepcze bez sensu dookoła, a głos zabiera jedynie Michał Ł»ewłakow. Strach pomyśleć kto dziś się to robi? Kto ustawia wszystkich po kątach, kto ma charyzmę i osobowość? I czy w ogóle jest taki ktoś. Z piłkarzy. Nie ze sztabu Smudy.
MATEUSZ ŚWIĘCICKI (Orange Sport)