Kiedy ktoś podejmuje temat najlepszego piłkarza ligi w tym sezonie, z urzędu padają dwa nazwiska i właściwie nikt poza nimi nie jest w tym wyścigu brany pod uwagę – Konstantin Vassiljev i Vadis Odjidja-Ofoe. Bywały w tym sezonie momenty, kiedy każdy patrząc na grę tych gości rozdziawiał buzię z wrażenia, gdy jeden i drugi ciągnęli ligę w swoją stronę, jakby chcąc ją całą zagarnąć dla siebie i pokazać, kto tu rządzi. Liderzy, to na pewno. Jednak, choć ze względu na klasę piłkarską mogą sobie przybić piątkę, to w stylu w jakim doszli do tak wysokiego poziomu wydają się kompletnie różni.
Przede wszystkim to jednak VOO bardziej pasuje do wymogów współczesnej piłki i jeśli któryś z wymienionej dwójki miałby większe szanse godnie zaprezentować ekstraklasę w przyzwoitej zachodniej lidze, byłby to właśnie Belg. Jest dobrze zbudowany – choć początkowo wyglądał na zwyczajnie grubego – silny i nie ma problemów w starciach z rywalami, kiedy trzeba wspomóc się mięśniami. Fajnie widać to na tym filmiku, który skupia się tylko na jego postaci.
Z kolei Kostia, choć nie czepiamy się specjalnie jego sylwetki, będzie podobnej walki unikał, bo raczej trudno sobie wyobrazić, by Estończyk potrafił przepchnąć Jodłowca czy innego Tetteha. Takiej kompilacji jak powyżej na jego temat pewnie nie uświadczymy.
Między innymi z różnic w atletycznej budowie obu panów, odmienne są style ich gry. Kostia woli atakować z drugiego planu – cofnąć się po piłkę, rzucić idealne podanie czy zaczaić się gdzieś na skraju pola karnego, by celnie przymierzyć. Z kolei Vadis ma odwrotnie, często idzie na przebój, holuje piłkę i mija kolejnych rywali, zupełnie jakby to były plastikowe pachołki, nie zaś rywale ze skóry i kości. To wrażenie znajduje swoje potwierdzenie w liczbach, a konkretnie w InStacie.
W rundzie zasadniczej zawodnik Legii wykonywał więcej dryblingów od rywala – średnio miał ich siedem w meczu (75% udanych), podczas gdy Vassiljev przeciwników starał się nabierać tylko 2.5 raza na spotkanie, ze skutecznością 60%. Vadis wdaje się częściej w pojedynki (23 do 13), częściej je też wygrywa (52% do 37%), jest również lepszy, gdy o piłkę trzeba powalczyć w powietrzu (44% do tylko 15% skutecznych starć). Co ciekawe, celniej też podaje – 79% do 74% i zbierając to wszystko do kupy, jest dla rywali przeciwnikiem bardziej niewdzięcznym, przez co ci często go faulują, w każdym razie dwukrotnie częściej niż Kostię.
Z kolei Vassiljev, tak jak wskazuje charakter jego gry, swoje atuty pokazuje gdzie indziej. Ma nieco więcej celnych kluczowych podań na mecz (2.9 do 2.7) i częściej (11 do 9) oraz celniej (55% do 49%) podaje piłkę w szesnastkę, skąd naturalnie najłatwiej zdobyć bramkę. Estończyk jest również lepszy w liczbach najważniejszych, czyli tych mówiących o udziale w golach. Kosta ma 13 trafień, 13 asyst i 3 kluczowe podania (48% udziału we wszystkich golach Jagi), podczas gdy Vadis w tych rubryczkach wpisuje kolejno 4, 11 i 7 (31%). Oczywiście trzeba pamiętać, że Legia jednak tych goli strzeliła więcej.
Wydawać by się mogło, że również stałe fragmenty będą dużym sprzymierzeńcem Estończyka, bo Vadis gola z wolnego jeszcze nie strzelił. Tyle że Estończyk, choć jest lepszy w tym elemencie, trafił tylko raz, czyli ma tyle samo udanych prób co Rafał Pietrzak z Wisły Kraków czy – tak, tak – Michał Masłowski.
I choć napisaliśmy na początku, że to Vadis prędzej poradziłby sobie w zachodniej lidze, nie chcemy przesądzać, kto w Ekstraklasie – czyli rozgrywkach przedziwnych – okaże się piłkarzem lepszym. Za to możemy powiedzieć, kto obecnie znajduje się w lepszej formie: zdecydowanie Odjidja-Ofoe. Vassiljev w rundzie finałowej nie ma jeszcze gola i asysty (w ogóle czeka na coś podobnego od początku marca), natomiast Belg zanotował już trzy ostatnie podania i gola, walnie przyczyniając się do dobrych wyników Legii.
A dyspozycja obu liderów może okazać się jutro kluczowa. Jeśli bowiem Jagiellonia i Legia stworzą wyrównane widowisko, boiskowi przywódcy mogą przesądzić nie tylko o wyniku, a wręcz o tytule. Pamiętajmy: gra o 1,5-punktową pietruszkę dawno już za nami i, mimo że jutrzejszy zwycięzca jeszcze nie będzie jeszcze koronowany, wjedzie na lewy pas autostrady po najcenniejsze trofeum sezonu.