Reklama

Puchar pietruszkowej na remis. Jak dobrze, że regulamin nie przewiduje dogrywki…

redakcja

Autor:redakcja

17 maja 2017, 23:34 • 3 min czytania 2 komentarze

W dzisiejszych okolicznościach, przy równolegle rozgrywanym meczu Legia – Lech w Warszawie, wybór meczu Pogoni z Bruk-Bet Termaliką o puchar pietruszkowej miał mniej więcej tyle sensu co przerabianie Porsche Carrera na gaz. Tak nam się wydawało przed meczem i w tym przekonaniu utwierdzaliśmy się z minuty na minutę, oglądając jak piłkarze obu drużyn oddają łącznie… 42 strzały. Niestety, większość drapieżnych jak piesek chihuahua.

Puchar pietruszkowej na remis. Jak dobrze, że regulamin nie przewiduje dogrywki…

Pogoń starała się być produktywna, ale miała kilka fundamentalnych problemów. Po pierwsze – zdecydowanie nie był to najlepszy dzień Rafała Murawskiego. Rozgrywający Portowców, który zwykle reżyseruje prawdziwe hity, gdyby dziś brał się za kręcenie filmu, byłoby to coś pomiędzy „Kac Wawa” a „Morderczą Oponą”. Po drugie – Marcin Listkowski to może i fajnie zapowiadający się chłopak, ale grając na szpicy napastnikiem z 40 występami w ekstraklasie, a mimo to wciąż czekającym na gola, raczej festiwalu strzeleckiego nie można się spodziewać. Po trzecie – znacie nasze zdanie na temat Adama Gyurcso. To taki gość, który gdy ma dobry dzień, wkręci w ziemię trzech, zrobi salto, puści oczko do kibiców i zapakuje pod ladę. Gorzej, jeśli tego dnia nie ma. Wtedy ładuje z wolnych w mur na wysokości pępków stojących w nim obrońców, a gdy już szczęśliwie ominie swoim uderzeniem defensorów – obija bandy reklamowe. No, to zgadnijcie, którym Adamem Gyurcso był dzisiaj…

A to i tak lepiej niż Bruk-Bet. Bo gdy już niecieczanie wystrzelali się ze wszystkich pomysłów taktycznych na rozegranie swoich ataków (czyli tak mniej więcej po piętnastu minutach), obserwowanie jak radzą sobie w ataku było równie fascynujące co obserwowanie jełczejącego masła. Trudno było znaleźć w natarciach Bruk-Betu pozytywy, znacznie łatwiej – powody, dla których Samuel Stefanik raczej nigdy nie zostanie królem strzelców ekstraklasy, a Vladislavs Gutkovskis nie dogoni w klasyfikacji kanadyjskiej Konsantina Vassiljeva.

Apogeum strzelecka impotencja Niecieczy osiągnęła jednak, gdy towarzystwo postanowił rozruszać rezerwowy Rudol. Obrońca Pogoni zagrał do Guby z gracją Vertonghena z meczu Belgia – Polska, wypracowując Słowakowi setkę, jakiej piłkarzowi ofensywnemu zmarnować nie wypada. No, chyba że mówimy o zawodniku, którego absolutnym rekordem życiowym są cztery gole na przestrzeni jednego sezonu. No więc Guba po minięciu Hengera ustrzelił słupek.

Powiedzieć, że byliśmy przekonani, że obustronny impas będzie trwał do ostatniego gwizdka, to nic nie powiedzieć. Ale wtedy nadeszła minuta 76.

Reklama

Pach, Gyurcso przypomina sobie swoją lepszą wersję i wrzuca na nos do Korta – 1:0

Pach, Gutkovskis trafia nie do końca czysto – ale celnie – z woleja a’la Zidane po zagraniu Stefanika – 1:1

Pach, ten sam Gutkovskis próbuje strzelić gola sezonu z 20 metrów i myli się doprawdy nieznacznie.

Pach, główkę Matrasa w tylko sobie znany sposób broni Pilarz, a do dobitki Rapy nie dopuszczają obrońcy Bruk-Betu.

Jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, monotonne rzępolenie na ostatni kwadrans zmieniło się w koncert rockowy. Niskobudżetowy, z gwiazdą wieczoru będącą wciąż na dorobku, ale jakkolwiek wynagradzający coraz bardziej nużące oczekiwanie na jakiekolwiek emocje. Choć i tak nie powiemy, żebyśmy mieli z powodu niezłego finiszu mieć problemy z zaśnięciem.

A gdyby jednak… Zawsze możemy odpalić sobie ten mecz od początku z odtworzenia, co nie?

Reklama

0QR0OYf

Najnowsze

Komentarze

2 komentarze

Loading...