Jeśli ktoś miał zamiar płakać, że teraz Korona Kielce, Wisła Kraków, Bruk-Bet Termalica i Pogoń Szczecin będą tylko męczyć bułę w meczach między sobą, bo nie grozi im już nic innego jak piąte miejsce, to pierwsze spotkanie z tej serii był podaniem chusteczek i zachętą do tego, by się nie mazgaić. Pamiętamy kolejki, w których działo się mniej niż w meczu Korony z Wisłą, to było starcie na wariackich papierach. Problem w tym, że nie wszyscy wytrzymali to tempo.
Czuliśmy się trochę tak, jakby trenerzy rzucili w kąt swoje tablice i mazaki, a po prostu wyczytali składy i kazali tym gościom strzelić jak najwięcej bramek. Początek jeszcze okej – wszystko było w swoich ramach, ale kilka chwil po tym, jak w 6. minucie Wisła wyszła na prowadzenie po fajnej akcji kwartetu Llonch-Boguski-Ondrasek-Brlek plany wzięły w łeb, a zaczęła się prawdziwa walka. Wiemy, że wśród was są tacy, którzy na tzw. radosny futbol patrzą z taką pogardą, jakby zerkali na gościa, który kopie małe pieski na ulicy, ale nam się to w takim wydaniu podobało.
Ciężko było w tym meczu o klasyczny podział na bohaterów i frajerów. Weźmy takiego Dejmka – najpierw wyrównał po rzucie rożnym i zgraniu Grzelaka, a chwilę później zaliczył asystę, ale przy golu dla Wisły. Perfekcyjnie wyłożył futbolówkę Mączyńskiemu, który trafił po raz pierwszy w sezonie. To udział przy akcjach bramkowych, ale kapitan Korony miał dziś znacznie więcej zagrań z dwóch różnych klas. Albo jeszcze dziwniejszy przypadek, Maciej Górski. Jakkolwiek patrzeć, jeden z głównych architektów zwycięstwa Korony. Bo napastnik:
– sfaulował Załuskę w polu bramkowym na początku drugiej połowy, po czym padł gol dla kielczan, bo pod ladę zapakował Możdżeń,
– wywalczył chwilę później rzut karny, przy czym bardziej adekwatne jest słówko “wymusił” (na gola zamienił go Kiełb),
– spiął się z Gonzalezem, przez co Hiszpan zobaczył drugie żółtko (pierwsze za karnego) i od 66. minuty Wisła musiała grać w osłabieniu.
Sami nie wiemy, co o tym myśleć. Trener pewnie pochwali, ale my czujemy pewien niesmak. Cwaniactwo w futbolu można uznać za przydatne, ale przydałoby się też pokazać się z piłką przy nodze.
Mniejsze wątpliwości mamy co do sędziego Bednarka. Mecz wymknął mu się spod kontroli, do tego dochodzą błędy bramkowe. Szkoda, bo – jeszcze raz podkreślmy – fajnie się to oglądało, piłkarzom Wisły i Korony jeszcze nie w głowie wakacje. Swoją drogą ciekawi jesteśmy, jak sytuację z karnym ocenią przełożeni Bednarka, bo w przeszłości pan Przesmycki chyba bronił takie decyzje.
Fot. FotoPyK