Legenda czy… rozczarowanie?

redakcja

Autor:redakcja

22 lipca 2011, 10:46 • 4 min czytania

Leszek Miller mawiał, że „prawdziwego mężczyznę poznaje się po tym jak kończy, a nie jak zaczyna”. Jeżeli stosować tę zasadę do kariery Roberto Ayali, niestety nie byłaby ona dobrze oceniona. Nigdy nie grzeszył świetnymi warunkami fizycznymi jak na środkowego obrońcę, ale grał perfekcyjnie głową. Najwięcej razy w historii zakładał opaskę kapitana reprezentacji Argentyny, jest drugi w ilości występów, tylko za niezniszczalnym Javierem Zanettim. Karierę zakończył dopiero pół roku temu, a o tym wydarzeniu nie informowały szeroko najważniejsze media na świecie.
O ile do pewnego czasu jego wartość stale wzrastała, a sam prezentował doskonałą dyspozycję, o tyle ostatnie trzy lata jego kariery nie były dobre. Problemy zaczęły się wraz z objęciem funkcji dyrektora sportowego w Valencii przez Amedeo Carboniego. „El Raton”, jak nazywany jest Ayala, miał już uzgodniony nowy, 2-letni kontrakt, który czekał tylko na podpis. Wtedy do akcji wkroczył Carboni, który postawił Argentyńczyka przed wyborem – albo będzie to roczny kontrakt, albo będzie musiał zgodzić się na obniżenie pensji.

Legenda czy… rozczarowanie?
Reklama

– Moja duma została urażona. Byłem zły. To mnie zraniło i w krótkim czasie zdecydowałem się odejść. Co się stało, nie odstanie się – tłumaczy po latach.

Spekulacje mediów o konflikcie między panami podsycił fakt, że Ayala podpisał kontrakt z Villarreal, lokalnym rywalem Valencii. Według dziennikarzy, miała to być zemsta na władzach klubu. Przez prawie pół roku Argentyńczyk grał w barwach „Nietoperzy”, mając świadomość, że za parę miesięcy będzie stał po drugiej stronie barykady. Fani rzecz jasna nie byli z tego powodu zachwyceni, lecz wiedzieli, że „Los Ches” w tamtym okresie byli bardzo niestabilną konstrukcją, która mogła w każdej chwili runąć. Chodzi przede wszystkim o fatalną kondycję finansową zespołu, przez co Ayala ostatecznie nie pozostał w klubie. Po latach „Raton” jednak nie przejawia złości do ówczesnych władz Valencii. W wywiadach sprawia wrażenie optymistycznego gościa, który stara się nie rozpamiętywać przeszłości i skupiać na najlepszych rzeczach. Inaczej jest tylko w jednym przypadku. Ayala nie zdążył zagrać nawet jednego meczu w Villarreal, kiedy odkupił go Real Zaragoza – klub spisywał się znacznie poniżej oczekiwań, w związku z czym zmienił się szkoleniowiec.

Reklama

– Pojawił się nowy trener [Jose Aurelio Gay] i po raz pierwszy w mojej karierze miałem problemy ze szkoleniowcem. Twierdził, że nie jestem zaangażowany, nie byłem dobry dla niego, nie odezwał się do mnie nawet słowem. Nie okazywał mi szacunku, i nie wspominam go za to dobrze – stwierdził w jednym z wywiadów Ayala, i jest to chyba jedyna osoba, o której wypowiedział się niepochlebnie. To przez Aurelio Gaya „Raton” zakończył swą przygodę w Hiszpanii i wrócił do Argentyny, dokładniej do Racing Clubu.

Wcześniej jednak, Ayala dowodził Valencią w najlepszym okresie jej historii. Już w pierwszym sezonie w Hiszpanii mimo przegranego finału Ligi Mistrzów został najlepszym obrońcą rozgrywek, w kolejnych trzech latach gry wygrał dwa razy ligę hiszpańską oraz Puchar UEFA. Na deser doszedł jeszcze Superpuchar Europy. Nic więc dziwnego, że zainteresował się nim sam Real Madryt. Ayala nie sprawia wrażenia rozpieszczonego piłkarza, który dla transferu na Santiago Bernabeu zrobiłby wszystko. Poprosił jednak klub o zgodę na transfer, otwarcie wyraził wolę wzmocnienia zespołu ze stolicy Hiszpanii. Nie dogadał się jednak z władzami „Blancos”, i nie ukrywał rozczarowania oraz złości z tego faktu. Traktował ewentualne przenosiny jako sportowy awans, a i Valencia nie straciłaby bardzo wiele – w zamian miała zyskać Samuela Eto’o. Gdyby do tego transferu doszło, Ayala prawdopodobnie dłużej gościłby w światowej czołówce obrońców i grał na najwyższym poziomie.

Tak jak i w klubie, kariera w barwach narodowych również obfitowała w liczne wzloty oraz upadki. W 2002 roku tuż przed pierwszym meczem w Mistrzostwach Świata doznał urazu, eliminującego go z całego turnieju – jego koledzy i tak zawiedli, odpadając już po fazie grupowej. 4 lata później był czołową postacią ekipy, która awansowała do ćwierćfinału, gdzie grała z Niemcami. Ayala strzelił bramkę po rzucie rożnym – w tym zawsze był dobry, mimo zaledwie 177 centymetrów wzrostu. Niemcy doprowadzili jednak do rzutów karnych. Strzał Ayali obronił Lehmann, a Argentyna odpadła. Nawet umieszczenie go w gronie jedenastki turnieju nie mogło go pocieszyć, nie w momencie gdy „Albicelestes” byli o krok od strefy medalowej. Rok później w finale Copa America z Brazylią strzelił bramkę samobójczą. To był jego ostatni występ w kadrze. Zrezygnował.

Zakończenie kariery ogłosił 30 grudnia zeszłego roku. Przyczyną były problemy z kolanem. Dalsza gra mogłaby trwale odbić się na jego zdrowiu. Ale fakt zawieszenia przez niego butów na kołku nie wzbudził wielkiej sensacji – czy to przez to, że w ostatnich latach dogorywał jako piłkarz, drastycznie obniżając swój poziom, czy dlatego, że nigdy nie należał do największych piłkarzy? Jak sądzicie?

فUKASZ GODLEWSKI

JEŚLI CHCESZ NAPISAĆ SWÓJ TEKST O LIDZE ZAGRANICZNEJ, WYŚLIJ MAILA. DLA NAJLEPSZYCH NAGRODY PIENIÄ˜Ł»NE!

[email protected]
[email protected]
[email protected]
[email protected]

Najnowsze

Reklama

Weszło

Reklama
Reklama