Syndrom upadłej potęgi

redakcja

Autor:redakcja

21 lipca 2011, 10:05 • 7 min czytania

Uczucie to dotknęło wielu fanów piłki na całym świecie. Uczucie cholernie nieprzyjemne. Najgorsze z możliwych. Najbardziej zagorzali kibice woleli śmierć niż upadek swojego ulubionego klubu, który jeszcze kilka lat temu święcił sukcesy nie tylko na krajowej arenie. Producenci chusteczek w okolicach La Coruni mogli liczyć w maju na krocie – nie używano ich bowiem tylko do wycierania łez, lecz także do panolady – najpopularniejszego sposobu wyrażania masowej dezaprobaty na hiszpańskich stadionach.
Ile już było takich klubów, które osiągając szczyt chwały wśród widzów oraz ekspertów, kilka lat później stoczyły się na piłkarskie dno? Chociażby obecny klub Radka Majewskiego – Nottingham Forest – ostatni mecz w ramach Premier League zagrał dwanaście lat temu. A przecież na przełomie lat 80. na drużynę Petera Shiltona czy Viva Andersona nie było mocnych. Dynamo Drezno z kolei stanowiło największą siłę ligi NRD, drużyna nie potrafiła jednak zaadaptować się do nowych warunków, jakie stworzyła liga zjednoczonych Niemiec. Obecnie zespół próbuje jakby odbić się od dna, ostatniej wiosny uzyskując promocję do 2. Bundesligi.

Reklama

22 maja przywołuje fanom Depor bardzo złe skojarzenia. Porażka 0:2 z Valencią przybiła gwóźdź do trumny ekipy, która kompletnie nie spodziewała się relegacji z ligi. Kilku piłkarzy było tak zdruzgotanych, że nie mogło rozmawiać z dziennikarzami. Laure przyznał krótko: – W tym sezonie chyba udowodniliśmy, że nie zasługujemy na tak wspaniałych fanów. Wszyscy przyznawali się do swoich błędów, ale niewiele to dało – kibice byli wściekli. Nie pomogły nawet słowa prezydenta Lendoiro, który zapowiadał rychły powrót do La Liga.

Gdyby osiemdziesiąty sezon Primera Division zakończył się na 33. kolejce, w zasadzie nie byłoby o czym pisać. Oprócz Almerii i Herculesu, którzy już od połowy sezonu odgrywali rolę outsiderów rozgrywek, z ligi spadłaby Osasuna, a Deportivo La Coruña zakończyłoby sezon na bezpiecznym, 13. miejscu. Oczywiście nie był to szczyt marzeń wszystkich kibiców klubu z Galicji, ale też i nie znalazłoby się za wiele powodów do narzekań – wszak już od kilku sezonów zespół z Estadio Riazor kręcił się zawsze w okolicach środka tabeli. Rzeczywistość okazała się jednak okrutna, a wszyscy ludzie związani bezpośrednio lub pośrednio z klubem przeżyli największy dramat ostatniego dwudziestolecia.

Reklama

Swój pierwszy sezon w hiszpańskiej ekstraklasie Deportivo zaliczyło w 1991 roku. Choć wtedy ledwo udało się utrzymać drużynę na najwyższym poziomie rozgrywkowym, to jednak już sezon później klub z La Corunii potwierdził swoje wysokie aspiracje. Przez najbliższych kilka sezonów regularnie mieścił się w czubie tabeli, a w 2000 roku – za rządów Javiera Irurety – zdobyli swoje jedyne w historii mistrzostwo Hiszpanii, naprawdę na nie zasługując. W bramce fenomenalne spotkania rozgrywał chyba ostatni czarnoskóry golkiper światowej klasy Songo’o, w obronie akcje rywali rozmontowywali Manuel Pablo i Enrique Romero, brazylijskie trio Mauro Silva – Djalminha – Flavio Conceicao trzymało w ryzach linię pomocy, zaś ciężar zdobywania bramek trzymali na swoich barkach Roy Makaay i Pedro Pauleta. Nazwiska nie muszą robić wrażenia na młodszych fanach futbolu, jednak wtedy tworzyły one interesującą mieszankę, która w konsekwencji dała fantastyczny wynik. Z tamtej drużyny ostał się jedynie defensor Manuel Pablo, który dziś pełni funkcję kapitana. I to on najmocniej przeżył to, co jeszcze przed sezonem wydawało się kompletnym nonsensem.

Kiedy w 2004 roku Deportivo czarowało publikę świetnymi występami w Lidze Mistrzów, skład tworzyli jeszcze inni zawodnicy, choć trzon pozostał ten sam – mistrzowski duet napastników zastąpili Pandiani i Tristan, wspomagani przez Luque, w pomocy szalał Valeron, gwiazda Capdevili zaczynała świecić coraz pełniejszym blaskiem. Wydawało się, że wszystko idzie ku dobremu, że razem z Valencią będą co sezon zagrażać duetowi Real – Barcelona w pogoni za mistrzostwem kraju. Nic bardziej mylnego – Depor nie zdołało przetrwać zmiany pokoleniowej. Gwiazdy przełomu wieków zastąpili zawodnicy, którzy nie prezentowali już światowej klasy, jak to zwykli czynić Makaay czy Djalminha. W 2008 roku, kiedy ekipa po raz ostatni grała w europejskich pucharach, na boisku biegali Lopo, Verdu, Lafita, Juan Rodriguez czy Riki. Zapytajcie o jedno z tych nazwisk osobę, która nigdy nie grała w Football Managera – nie oczekujcie zbyt żywiołowej reakcji.

To po prostu musiało się tak skończyć. Najlepszy snajper tego sezonu – Adrian – miał na koncie osiem bramek. Nie pomógł nawet jeden z ligowych goli strzelonych przez golkipera ekipy, Daniela Aranzubię. To nie ten sam kaliber co Makaay czy Tristan, którzy regularnie zdobywali po 20 bramek. Próżno było szukać następcy Rivaldo, który czarował na Riazor w drugiej połowie lat 90. Gwiazda Valerona przestała jaśnieć wyraźnym blaskiem już kilka lat temu. Zostali zawodnicy niewyraźni, którzy w żaden sposób nie byli przygotowani do gry na najwyższym poziomie. Deportivo od kilku lat przechodziło zmianę w bylejakość, a zarząd klubu przestał reagować na sygnały ostrzegawcze.

Do tej pory nie wspomnieliśmy o szkoleniowcu, który doprowadził do tak fatalnego końca tej historii. Miguel Angel Lotina prowadził ekipę przez cztery ostatnie lata, wcześniej natomiast spuścił z La Liga Real Sociedad, przez co stał się jedną z mniej lubianych postaci w rodzinnym Kraju Basków. Defensywna taktyka (z pięcioma defensorami), którą hiszpański trener stosował co mecz, doprowadziła klub do zguby, choć w sezonie poprzedzającym upadek, udało się właśnie poprzez zmianę formacji uratować sezon i zakończyć go na 10. miejscu w tabeli. Formuła jednak wypaliła się – w ciągu całego roku udało się zdobyć ledwie osiem goli na wyjazdach.

Czy czas pobytu w Liga Adelante zostanie przez ludzi związanych z klubem należycie wykorzystany? Nikt nie wyobraża sobie, że drużyna może pozostać w drugiej lidze dłużej niż sezon. Wszyscy przywołują rok 1993, kiedy to dwa sezony po awansie do najwyższej klasy rozgrywkowej ekipa prowadzona przez Arsenio Iglesiasa stanęła na ligowym podium. Oczywiście – strata finansowa z pewnością nadwyręży i tak słabo prosperujący klubowy budżet, ale nie ma tego złego – podobno czołowe postacie zapowiedziały pozostanie w zespole. Nie wiadomo, co będzie z Andresem Guardado – jego talent jest zbyt wielki, by marnował się na boiskach drugiej ligi, tym bardziej, że Meksykanin wkracza w najlepszy wiek do rozwoju swojej kariery.

Straty kadrowe i tak okazały się spore – klub opuścił między innymi wspomniany najlepszy strzelec ostatniego sezonu, Adrian Lopez, król strzelców Mistrzostw Europy U21, który podpisał umowę z Atletico. Alberto Lopo, który występował w Depor przez ostatnich pięć lat, został nowym zawodnikiem Getafe; kierunek ten obrał także pomocnik Juan Rodriguez. Prawdopodobne może okazać się odejście Aranzubii oraz Colotto, dwóch kluczowych postaci w układance Lotiny.

Zadanie przywrócenia blasku potędze Deportivo zostało powierzone Jose Luisowi Oltrze, który mimo młodego wieku posiada już dziesięcioletnie doświadczenie z pracy w niższych ligach hiszpańskich. Jego największym osiągnięciem jest awans do Primera Division z Tenerife, z którym jednak spadł sezon później. Prowadził także Almerię, jednak nie udało się jej uratować i razem z klubem z La Coruni zakończyła ona swój pobyt w La Liga. Teraz Oltra będzie miał szansę udowodnienia swoich trenerskich umiejętności, w końcu zadanie, jakie przed nim stoi, jest absolutnie wykonalne. W końcu kadra, którą dostał pod swoje skrzydła, nawet bez wzmocnień wydaje się wyraźnie przewyższać i zdolnościami, i reputacją inne kluby drugiej ligi. W klubie pozostali między innymi portugalski defensor Ze Castro czy Hiszpan Riki, do tego z wypożyczenia powrócił doświadczony napastnik Bodipo, swoim doświadczeniem błyszczeć powinien Jesus Vazquez, a ze Sportingu Lizbona przybył na rok młody Diogo Salomao.

Jeszcze rok temu każdy, kto usłyszałby o ewentualnym spadku Deportivo, w odruchu niedowierzania solidnie wyśmiałby tę wiadomość. Teraz nikt nie dopuszcza nawet do swojej głowy myśli, że klub może nie awansować w najbliższym sezonie do Primera Division. Na początku tekstu przywołałem jednak kilka nazw klubów, które długi czas po spadku z najwyższej klasy rozgrywkowej w swoich krajach nie mogą trafić do niej z powrotem. Może jednak los nie okaże się dla fanów Depor tak okrutny, a relegacja z ligi będzie dla hiszpańskiego zespołu smutnym początkiem nowej, wspaniałej historii. Kluczowych będzie kilka najbliższych spotkań ligowych – wtedy to okaże się, na co naprawdę stać tę kadrę. Bo stać ich na wiele – to nie ulega najmniejszym wątpliwościom. Wystarczy wspomnieć wspaniałe boje z Milanem czy Juventusem.

ADRIAN CELIŁƒSKI

JEŚLI CHCESZ NAPISAĆ SWÓJ TEKST O LIDZE ZAGRANICZNEJ, WYŚLIJ MAILA. DLA NAJLEPSZYCH NAGRODY PIENIÄ˜Ł»NE!

[email protected]
[email protected]
[email protected]
[email protected]

Najnowsze

Ekstraklasa

Fenerbahce zaakceptowało dwie oferty z Polski. Znaleźli już następcę

Braian Wilma
7
Fenerbahce zaakceptowało dwie oferty z Polski. Znaleźli już następcę
Reklama

Weszło

Reklama
Reklama