Polsat zaczął sezon Markiem Koźmiński, Telewizja Polska skontrowała Tomaszem Wołkiem. Każdy z nich ma swoje zalety, ale każdy też ma swoje wady. Jedna z tych wad zdecydowanie obu łączy – w kółko gadają to samo. Drodzy panowie, ile można?
Mecz Skonto Ryga – Wisła Kraków. Koźmiński mówi: – Jak źle wygląda fizycznie Małecki, a jak dobrze Maor Melikson… Mija dziesięć minut i dorzuca: – Proszę zwrócić uwagę, jak źle wygląda fizycznie Małecki, a jak dobrze Melikson… Jakaś akcja kwadrans później i oczywiście: – Małecki źle wygląda pod względem fizycznym, w przeciwieństwie do Meliksona.
A druga połowa dopiero nadchodziła.
Rany Boskie – ileż można? Powiedziałeś raz – dzięki, super, jesteśmy wdzięczni za to spostrzeżenie. Powiedziałeś drugi raz – no, troszkę się powtarzasz, ale faktycznie może warto ten fakt uwypuklić. Ale trzeci? Czwarty? Piąty, do cholery? Ile razy można powiedzieć to samo? Mateusz Borek mógłby koledze napisać na kartce: „Ty, Koza, przestań pieprzyć non-stop o Małeckim, Meliksonie i przygotowaniu fizycznym”. Albo krócej: TO JUŁ» BYŁO.
W innej stacji siada za mikrofonem Wołek, który potrafi mówić kwieciście, piękną polszczyzną, ale który też – trudno nie odnieść takiego wrażenia – kompletnie, ale to kompletnie nie czuje gry w piłkę i gdyby komentował ruchy boliwijskiej partyzantki, sprawiałoby mu to taką samą przyjemność. On na przykład nie wie, że prawy obrońca przy rzucie rożnym albo wolnym wcale nie musi odpowiadać za prawą stronę pola karnego i że jeśli właśnie z tego sektora padnie bramka, to nie znaczy to, że to prawy obrońca zawalił. Nie rozróżnia też strzału groźnego od kaszlaka, które złapałoby trzyletnie dziecko. Ohhhh, ahhhhhh.
Jednak najgorzej z tym powtarzaniem.
Mecz Argentyna – Urugwaj. Wołek: „Messi niepotrzebnie pcha się środkiem, na skrzydłach ma więcej przestrzeni”. Chwilę potem: „Messi środkiem, a na skrzydłach jest sporo wolnej przestrzeni”. I momentalnie: „Proszę, jak Messi drybluje środkiem…”. I już się wydawało, że to koniec zdania, ale nie – przebudził się. I padło sakramentalne: „A przecież na skrzydłach miałby więcej przestrzeni”. I tak do usranej śmierci, czyli do 90, a nawet 120 minuty. Jak tylko słyszeliśmy słowo „środek”, to wiedzieliśmy, że zaraz usłyszymy coś o „wolnej przestrzeni”. Oszaleć można. To jak irytujące, głośne tykanie zegara w nocy. Normalnie ci nie przeszkadza, ale wsłuchasz się na moment w rytm mechanizmu i potem już uwolnić się od tego dźwięku nie możesz. Oglądasz mecz i marzysz, żeby ten Messi już nie dryblował, bo za chwilę Wołek powie coś o wolnej przestrzeni. Aaaaaaaaaa!!!
Nasz apel do ekspertów jest następujący: obejrzyjcie mecz, który komentowaliście, następnego dnia, dla siebie. Potraktujcie to jako trening. Tak z szacunku dla widza.