Nowy Didier Drogba czy tylko… Marcel Witeczek?

redakcja

Autor:redakcja

12 lipca 2011, 00:56 • 5 min czytania

Miesiąc temu był nikomu nieznanym chłopakiem z Afryki. Do domu przynosił grosze z juniorskiego stypendium. Wikipedia nie mówiła o nim ani słowa, a transfermarkt wyceniał niżej niż Roberta Wojsyka. Dziś na myśl o jego transferze menedżerom grzeją się głowy. Każdy chciałby mieć go u siebie, każdy chciałby ubić jakiś interes. Czasem wystarczy jedna błyskotliwa akcja, piękny gol, niekonwencjonalny drybling i już – towar idzie na sprzedaż… Ale 16-latek Souleymane Coulibaly wywalczył sobie przyszłość w sposób imponujący. Po prostu pozamiatał. W czterech meczach Mistrzostw Świata U-17 strzelił dziewięć goli.
Piszą o nim „Nowy Drogba”, choć to porównanie trochę na siłę. Zachowując zdrowe proporcje, stylem bardziej przypomina Eto’o. Na turnieju w Meksyku mijał rywali jak tyczki. Mówią, że ma szybkość gazeli. Do tego technikę i dużą łatwość dryblingu. Błyszczał tak wyraźnie, że u selekcjonera kadry Wybrzeża wywołał ból głowy. Alain Gouamene musiał wmawiać pozostałym, że nie są drużyną „Coulibaly i spółka”, że wszyscy są ważni, choć media interesuje jeden… Dziś wymieniany w kontekście największych europejskich klubów. Tottenhamu, którego skauci pofatygowali się do niego osobiście, a nawet Realu Madryt.

Nowy Didier Drogba czy tylko… Marcel Witeczek?
Reklama

– Zainteresowanie ze strony Mourinho, to jak wycieczka do Disneylandu w wieku 6 lat – emocjonuje się chłopak. Nie wiadomo tylko, czy ma świadomość, że na razie wygrał Disneyland bez biletu wstępu na największą karuzelę. Do kariery jeszcze daleka droga. Wiele schodów, a na każdym może się potknąć. Rozgrzaną głowę chłodzi mu ojciec. Opędza od zachłannych agentów i stada podpowiadaczy. Prowadzi pierwsze negocjacje i udziela się w mediach. Właściwie, to dzięki niemu Coulibaly miał w ogóle szansę zaistnieć…

Reklama

Dziś jest jak Santiago Muñez z filmu „Gol”. Biedny, utalentowany chłopak, emigrujący z rodziną w poszukiwaniu lepszego życia. Zauważony przez ludzi, którzy otwierają mu drogę do kariery… Z Coulibalym jest tak samo. Naturalny talent, samouk. – Pochodzę z biednej, wielodzietnej rodziny. Futbol to moja jedyna szansa pokazania się światu – opowiada i wiadomo, że takie historie słyszeliśmy setki razy. W Anguededou Songon, gdzie się wychował, nikt nie zawracał sobie głowy jego karierą. Nikt nie kupił ładnych piłkarskich butów i nie posłał w wieku sześciu lat do prywatnej szkółki. Przez długi czas całą rodzinę utrzymywał dziadek. Miał ciężarówkę, którą przewoził towary, zarabiając na życie. Kilka lat temu zachorował. Praktycznie nie może chodzić, więc samochód też dawno sprzedałâ€¦ O Souleymane mówi w samych superlatywach: „To dobry chłopak. Zawsze ciągnęło go do piłki, ale jak mieliśmy miesiąc postu, przychodził do nas i modlił się, jak wszyscy”.

Image and video hosting by TinyPic

Mając 13 lat wyemigrował do Włoch, uciekając z kraju przed wojną domową. Ojciec zostawił jego matkę. W Europie poznał drugą żonę i zaczął nowe życie. W 2009 roku namówił syna, by wziął udział w juniorskim „campie” w Arezzo, na którym skauci klubów Serie A i B poszukiwali piłkarskich talentów. I trafił w dziesiątkę. Zahukany chłopak bez wiary w siebie spodobał się przedstawicielom Sieny. W styczniu tego roku dołączył do kadry zespołu U-20. Na początku wchodził z ławki, ale z czasem zaczął grać więcej. Sezon zakończył z bilansem jedenastu meczów, w których strzelił jednego gola. Może bez szału, jednak najmłodszy w drużynie, grał z dwa, trzy lata starszymi od siebie.

MŚ U-17 w Meksyku to jego pierwszy kontakt z reprezentacją WKS. – Sugerowałem władzom Sieny, by jeszcze przed turniejem zaoferowały mu profesjonalny kontrakt, ale nic w tym kierunku nie zrobiły – mówi włoski menedżer Massimiliano Ricci, który dziś odbiera jeden telefon za drugim. Prezesi Sieny kombinują, jak naprawić błąd, ale nie mają w rękach mocnych kart. – Biorąc pod uwagę kluby, jakie się zgłaszają, będzie im bardzo trudno go zatrzymać – dodaje Ricci. Ostateczną decyzję ma podjąć ojciec…

Coulibaly przeżywa właśnie najfajniejsze chwile w życiu. Założył profile na Facebooku i Twitterze. Rozmawia z kibicami, dziękuje za gratulacje, a nawet apeluje o pokój w Afryce. Nie wie, gdzie wyślą go za kilka tygodni. Pewnie trafi do renomowanej akademii. Dostanie szansę rozwoju, choć od pierwszego składu wielkich klubów dzieli go jeszcze daleka droga. Długa i mozolna, jak 16-godzinna podróż pociągiem z Przemyśla do Szczecina…

Ale jedno jest pewne – w Guadalajarze lepiej wypromować się nie mógł. Strzelił dziewięć goli. Wyrównał rekord sprzed dziesięciu lat, kiedy Złotego Buta odbierał Florent Sinama-Pongolle. A zagrał tylko w czterech meczach, nie jak Francuz, który miał szansę trafiać do samego finału. Dołączył do mocnego grona. Złotego Buta odbierali kiedyś Carlos Vela czy Cesc Fabregas. Ale odbierali i tacy, którzy przypomną, że dobrze zapowiadającą się karierę, zawsze może schrzanić. – Chłopak musi trzymać stopy mocno na ziemi, bo na razie nie jest nawet profesjonalnym piłkarzem – podkreśla Marcel Witeczek. Niemiec urodzony w Katowicach, który w 1985 odbierał nagrodę dla najlepszego piłkarza mistrzostw. Dotarł do samego finału, po kilku latach wywalczył kontrakt w Bayernie, ale w seniorskiej kadrze nigdy nie zagrał. Nie mówiąc o Brazylijczyku Adriano, który też był kiedyś „złoty”, a później zaliczał epizody w Pogoni Szczecin.

Czas pokaże, po której stronie zapisze się Coulibaly. – Gdy dowiedziałem się o powołaniu, płakałem ze szczęścia. Kiedyś spełnieniem moich marzeń byłaby gra w Interze. Porównujecie mnie już do Drogby, ale chciałbym osiągnąć trzydzieści procent tego, co on – deklaruje. Trzeba podkreślić to jeszcze raz – oby nie okazał się wiecznie młodym talentem na miarę Freddy’ego Adu. On też miał kiedyś świat u stóp, a dziś chałturzy w klubie, w którym bardziej od niego cenili Emmanuela Tetteha…

PAWEف MUZYKA

Najnowsze

Reklama

Weszło

Reklama
Reklama