Nuri Sahin, Hamit Altintop, Raphael Varane – to był dopiero początek. Przygotowanie do bomby, prawdziwego hitu. Real Madryt podpisał właśnie kontrakt z Fabio Coentrao. Świetnym lewym obrońcą Benfiki i chyba najlepszym, nie licząc Ronaldo, portugalskim piłkarzem. Ale, co ciekawe, nie wszystkim to odpowiada. Część kibiców „Królewskich” mówi Coentrao zdecydowane „nie”. Dlaczego?
– To jedna wielka pomyłka. Nie wątpię w jego umiejętności, ale wszyscy widzieliśmy, w jakiej formie był Marcelo – pisze Camynero na forum „Marki”. – Po co nam dwóch zawodników takiej klasy na tej samej pozycji? Dlaczego zmiennikiem nie może być „canterano” (wychowanek)? – dopytuje Pedro106.
Marcelo ma za sobą kapitalny sezon. Pod wodzą Jose Mourinho zrobił olbrzymi postęp i wyrósł na jednego z najlepszych bocznych obrońców na świecie. Obok, no właśnie, Coentrao… – Ciekawa sytuacja… Mourinho nauczył Marcelo dyscypliny. Wcześniej jechał do przodu i zapominał o bronieniu. Zostawiał za sobą sporo miejsca i przeciwnicy to wykorzystywali. Teraz jest o niebo lepiej – ocenia asystent Jana Urbana, Kibu Vicuna. – Problem w tym, że dziś brakuje zawodników lewonożnych. Zdarza się, że na lewej stronie wystawia się prawonożnego Arbeloę. Dlatego Coentrao przyda się Realowi. Może zagrać na lewej obronie, a Marcelo na skrzydle, tuż za napastnikiem. Rotacja w takiej drużynie jest potrzebna – dodaje.
Tyle że za Coentrao Real wyłożył ok. 30 milionów euro. Całkiem sporo, jak na kogoś do rotacji… – Mourinho chce mieć do dyspozycji 16-17 gwiazd na najwyższym poziomie. Każdy z nich ma robić rożnicę -wyjaśnia Kibu.
Portugalczyk od początku palił się do transferu. Swoje odejście wymuszał w mało profesjonalny sposób. Nie gryzł się w język i udzielał wywiadów, które frustrowały działaczy Benfiki. – Jestem świadomy, że w Realu grają najlepsi. Chcę być jednym z nich i wygrać z tym zespołem wszystko, co się da – zadeklarował w rozmowie z dziennikiem „AS”.
Potem, na jednym z treningów, wdał się w polemikę z trenerem, Jorge Jesusem. Cel był jasny – Coentrao nie chciał jechać na przedsezonowe zgrupowanie. Taktyka poskutkowała. Wszyscy mieli go dość. A że z niewolnika nie ma pracownika, uznano, że lepiej mieć na koncie 30 milionów euro, niż płacić wysoką pensję nieprzydatnemu już zawodnikowi. Chęć miała na niego też Chelsea, ale Fabio nie pozostawiał wątpliwości, gdzie chce trafić. Wywiadami wykupił sobie „one way ticket” na Santiago Bernabeu.
To jego drugie podejście do hiszpańskiej piłki. Przed trzema laty Benfika wypożyczyła go do Saragossy. Rozegrał jeden mecz i dał się poznać jako zapalony balangowicz. Kibice tamtejszego Realu twierdzą, że wystarczyło przejść się po centrum miasta o szóstej rano, a na bank spotkałoby się tam Coentrao. – Przysiągłem samemu sobie, że nigdy nie popełnię tego samego błędu. Nie będę robił głupstw – przyznał po latach.
Wrócił do Lizbony i ponownie został wypożyczony. Tym razem – do Rio Ave. W 74- tysięcznej miejscowości Vila do Conde nie miał gdzie melanżować i skupił się na grze. Zyskał ksywę – „Figo z Caixinhas” i wywalczył sobie powrót do Benfiki.
Odżył. W ciągu dwóch lat stał się jednym z najlepszych piłkarzy ligi. Trener Jorge Jesus rozpoczynał od niego ustalanie składu. – Top jako obrońca i skrzydłowy. Fenomen. W tej chwili jest najlepszym lewym obrońcą w Portugalii. Niedługo będzie najlepszy na świecie – chwalił go nowy obrońca Atletico Madryt, Silvio.
Sam Coentrao jest nieco innego zdania… – Nie czuję się jednym z najlepszych. Sam jestem najlepszym lewym obrońcą na świecie. Gdybym tak nie mówił i nie wierzył w swoje umiejętności, nikt by we mnie nie uwierzył – stwierdził w rozmowie z dziennikiem „Record”.
TOMASZ ĆWIÄ„KAŁA
