Copa America czas zacząć. Pasja, technika, emocje…

redakcja

Autor:redakcja

01 lipca 2011, 16:08 • 5 min czytania

Nowy rozdział tej książki piszą już kilkanaście lat. Mieli skończyć poprzedniego lata, ale czasem nawet największy z autorów potrafi zawieść. Nawet Boski Diego musi kiedyś przegrać. Nikt nie wie, ilu piłkarzy w tym czasie wysłali do Europy. Pięciuset? Tysiąc? Pewnie więcej. Nikt nie wie też, ile na tym zarobili. Na pewno niemało. W zasadzie tylko jedno wiadomo, tylko jedno łatwo sprawdzić: sukcesy. Szczęśliwa kraina futbolu, wylęgarnia talentów osiemnasty rok z rzędu czeka na jakikolwiek triumf. Najbliższa okazja już za moment, na Copa America. W nocy z piątku na sobotę o 2.45 Argentyna zagra z Boliwią.
W rodzinnym domu Carlosa Teveza odliczanie już trwa. Brazylijscy dziennikarze byli w szoku, gdy dowiedzieli się, że obok bazy treningowej „Canarinhos” zastaną pole golfowe i hacjendę swojego największego rywala. Jeszcze większą konsternację wywołały balony. Biało-niebieska dekoracja wokół filarów z okazji święta, które zaczyna się dziś i potrwa do 24 lipca. Najstarszy turniej piłkarski wraca do domu. Do Argentyny.

Copa America czas zacząć. Pasja, technika, emocje…
Reklama

Wybrańcy Batisty trenują w Ezeize. W przeciwieństwie do swoich brazylijskich kolegów, na oczach kibiców. Bez zamkniętych ogrodzeń, bez tajemnic. Przypomina to trochę Pretorię, gdzie w trakcie mistrzostw świata w RPA kibice, żeby dostać się na trening, musieli stać w kolejce. Teraz nikt już jednak o tym nie pamięta. Albo nie chce pamiętać. Nawet koncertowy mecz z Grecją, w którym mieli 82 procent posiadania piłki (pierwszy taki wynik na mundialu od 44 lat) poszedł w niepamięć skoro cały turniej skończył się klapą.

Jak każdy zresztą. Od 1993 roku Argentyna nie wygrała niczego. Już nawet w Ameryce Południowej przestaje budzić strach, bo dwie ostatnie edycje przegrywała w finale z Brazylią. Kolejna powtórka nie wchodzi w grę. Po prostu nikt sobie tego nie wyobraża. Nie potrafi. Po tym, co się ostatnio działo na Estadio Monumental po spadku River, chyba faktycznie lepiej o tym nie myśleć.

Reklama

Argentyna musi wygrać. Teraz albo nigdy. Złoto albo hańba. W mediach wszyscy mówią o mistrzostwie. O wybawieniu. O zemście. Albo o Barcelonie, której to kopię mamy oglądać przez trzy tygodnie. Batista obiecuje to już od roku, ale do „titi-taka” jeszcze mu trochę brakuje. Reprezentacja kilka dni temu po raz pierwszy od siedemnastu lat spadła na dziesiąte miejsce w rankingu FIFA, argentyńskie drużyny trzy razy rzadziej grają w ćwierćfinałach Copa Libertadores niż te z Brazylii, a kadra tylko w ostatnich dwunastu miesiącach przegrała z Japonią (mecze z Nigerią i Polską pomińmy) oraz zremisowała z Ekwadorem i Stanami Zjednoczonymi.

Problem jest głęboki. Mierzyli się z nim już Daniel Pasarella, Marcelo Bielsa, Jose Pekerman i Alfio Basile. Mierzył się też Maradona, ale jedyne z czego został zapamiętany to obściskiwanie piłkarzy i show przy ławce rezerwowych. Batista niby ma lepiej, bo wygrał złoto olimpijskie w Pekinie, a dziesięciu z osiemnastu piłkarzy, którzy wtedy grali, jest teraz w jego kadrze. Patrząc na nazwiska ten zespół naprawdę nie ma prawa przegrać. Sześciu powołanych napastników strzeliło w zeszłym sezonie w klubach 127 goli. Tylko co z tego? W RPA liczba ta wynosiła 180, a największy z największych, Messi, wyjeżdżał z Afryki z zerowym kontem.

Nikt nie wie, kiedy w końcu ta plejada gwiazd zaskoczy. Kiedy naprawdę znajdzie się ktoś, kto pociągnie ten wózek do końca. W mediach mówi się ciągle o Messim, ale ten swoje już w tym sezonie zrobił, nikt nie wie, czy ta bateria za chwilę się nie wyczerpie. Moment jest jednak szczególny. Bo gdzie jak nie u siebie, w Argentynie przekonać kibiców, by w końcu pokochali go bez reszty? Na razie tylko go cenią, podziwiają jego sukcesy, cieszą się ze zdobytych goli. Wielkiego kultu jednak nie ma. Piłkarz Barcelony nigdy nie grał w ojczyźnie, często traktuje się go jak obcego. Nawet ostatnio Javier Mascherano musiał tłumaczyć w wywiadzie, że Messi to nie tylko Barca. – Wcześniej czy później spotka się z wdzięcznością. Widzę jednak dużą różnicę między tym, jak ludzie traktują go dziś, a jak traktowali go dwa lata temu – stwierdził.

W założeniu, że Argentyna ma grać jak Barcelona, a Messi musi mieć swojego Xaviego, tym Xavim jest właśnie Mascherano. Trudno ich porównać – jasne, ale skoro Batista non stop mówi o Barcie, to kogoś trzeba dopasować. Nawet na siłę. Gdy dostaje piłkę i podnosi głowę, zawsze patrzy, gdzie jest „dziesiątka”. Ewentualnie oddaje piłkę do Iniesty, którego rolę w systemie Batisty mógłby pełnić Esteban Cambiasso. Wiele ich łączy i wiele dzieli. To na pewno inni piłkarze, ale tak samo kreatywni i tak samo przez długi czas niedoceniani. Cambiasso z klubami zdobył dwadzieścia różnych trofeów (m.in. pięć razy mistrzostwo Włoch), do tego jeszcze trzy z reprezentacją młodzieżową. Całkiem nieźle, jak na piłkarza, przed którym rok temu Maradona zamknął drzwi.

Batista przywrócił też Javiera Zanettiego, którego licznik przekroczył niedawno 140. W kadrze jest również Carlos Tevez, choć podobno miało go nie być. Człowiek Maradony, który nie boi się mówić tego, co myśli – przez długi czas taką miał etykietkę i właśnie przez to rzadko dostawał powołania. Formułka „nie pasuje mi do koncepcji” nikogo nie przekonała. No, ale jest. W końcu. Nagle zaczął pasować. Tevez, który w poprzednim sezonie strzelił 25 goli, ma być tym, który rozkręci imprezę.

Zabawa ma trwać do końca. Cel jest tylko jeden, a drużyn mogących pokrzyżować plany kilkanaście. Brazylia to przede wszystkim Neymar, w Urugwaju Forlan opowiada, że czuje się lepiej niż przed RPA, a Chile z Alexisem Sanchezem będzie miało tak duże wsparcie kibiców, że trener Marcelo Bielsa palnął, iż ostatni raz tyle samotnych kobiet zostało w kraju w czasie II wojny światowej. Nikt nie wie też, na co stać Kolumbię. Od zwycięstwa w mistrzostwach Ameryki Południowej U-20 minęło sześć lat i większość z tych piłkarzy gra dziś w seniorach. Do tego mają Falcao, a tego nie trzeba chyba przedstawiać.

Będzie dużo gwiazd, będzie dużo emocji. Jedyne, co martwi Argentyńczyków, to obrona. Ze średnim Burdisso i rzadko grającym w klubie Garayem. Ale za chwilę o tym zapominają. Włączają telewizję, a tam Obama przymierzający koszulkę Colorado Rapids i porównujący się do Messiego: – Ja i on jesteśmy na szczycie. Jesteśmy liderami!

I znowu jest wiara. Argentyna, jak Messi, w końcu chce być na szczycie.

***

W firmie BET-AT-HOME (KLIKNIJ) kurs na zwycięstwo Argentyny w całym turnieju to 1.85.

Dalej wygląda to tak:

Brazylia – 2.75
Urugwaj – 10,00
Chile – 12,00
Paragwaj – 15,00
Kolumbia – 29,00
Meksyk – 40,00
Ekwador – 50,00
Wenezuela – 75,00
Peru – 100,00
Boliwia – 125,00
Kostaryka – 150,00

Kursy na najbliższe dni:

Argentyna – Boliwia 1,10 / 6,75 / 15,00
Kolumbia – Kostaryka 1,30 / 4,35 / 8,00
Brazylia – Wenezuela 1,17 / 5,50 / 11,50
Paragwaj – Ekwador 1,80 / 3,20 / 3,90
Urugwaj – Peru / 1,35 / 4,00 / 7,50
Chile – Meksyk 1,45 / 3,85 / 5,75

Cała oferta dostępna jest firmy TUTAJ. Nowi użytkownicy mogą liczyć na bonus – nawet 350 ZفOTYCH.

Najnowsze

Ekstraklasa

Fenerbahce zaakceptowało dwie oferty z Polski. Znaleźli już następcę

Braian Wilma
9
Fenerbahce zaakceptowało dwie oferty z Polski. Znaleźli już następcę
Reklama

Weszło

Reklama
Reklama