Od początku było wiadomo, że to tylko romans, a nie małżeństwo na długie lata. Euzebiusz Smolarek jest odludkiem, indywidualistą, ma problemy w każdym zespole, w jakim się znajdzie, o czym zresztą pisaliśmy do znudzenia. Jest to facet, który po prostu NIE NADAJE SIĘ do pracy w grupie, czasami mamy wrażenie, że bije od niego zła energia. Może i nawet on sam by chciał, może się stara, ale na nic – taki jest, i już: dziwny. Nie przeskoczy tego. Czy w polskiej piłce jest ktoś, z kim Ebi się przyjaźni? Nie. Dlatego było pewne: polonijny organizm go w ten czy inny sposób wydali. Jak każdy inny.
Gdyby futbol był sportem indywidualnym, Smolarek funkcjonowałby w nim z powodzeniem – na polskim poziomie – przez długie lata. Ale do drużyny się nie nadaje. Taki już jego „urok”. Musiał odejść z Borussii, musiał z Racingu, musiał z Boltonu, musiał z Kavali, a teraz musi z Polonii.
Pozostawało pytanie, w jaki sposób Smolarek zostanie przepędzony tym razem, co stanie się punktem zapalnym. Najbardziej prawdopodobny wydawał się wariant, że po prostu nie będzie strzelał goli, bo koledzy nie będą go szczególnie na boisku szukać. Druga możliwość – pokłóci się z trenerem. I trzecia – z działaczami.
Padło na działaczy. Ale i ci działacze wyjątkowo źle wybrali ofiarę.
Smolarek, co tajemnicą nie jest od dość dawna – a dokładniej od 15 czerwca, bo wtedy napisaliśmy tekst „Smolarek też będzie miał gorąco w Polonii?” – nie zgodził się na renegocjację kontraktu. Oczywiście, jest to jego święte prawo. Mało tego – pochwalić trzeba Ebiego, że nie jest ciołkiem, którego można kopać w dupę, jak się tylko chce. Raz próbował z jego dupką zabawić się Arboleda i dostał w łeb, teraz spróbował (w inny sposób) Wojciechowski i też oberwał (też w inny sposób). Dlaczego zgodzili się na nowe warunki inni piłkarze? Ze strachu. I z przezorności. Wiedzieli, że Polonia wyceniła ich umiejętności wyżej niż rynek i bali się to stracić.
Ale jednak – pacta sunt servanda. Smolarek nie przyszedł do Polonii dlatego, że marzył o niej od dziecka. Przyszedł do pracy. Zagwarantowano mu odpowiednio wysokie wynagrodzenie przez odpowiednio długi czas. Wtedy uznał: dobra, przystaję na to. Zagwarantował, że przez czas trwania kontraktu będzie grał na tyle, na ile będzie potrafił. To, czy słusznie wyceniono jego umiejętności, czy ich nie przeszacowano – to nie jego sprawa. Jeśli przeszacowano – tym lepiej dla Smolarka. Postawił się.
Oczywiście, Smolarek zarabia zdecydowanie za dużo, zwyczajnie nie jest tej kasy wart, ale na tym polega ten piłkarski biznes: złapać frajera i wydoić. Wojciechowski wydoił Turków z Trabzonsporu, Smolarek doi Wojciechowskiego. Wygrywa najsprytniejszy.
Zmiana warunków umowy w trakcie jej trwania może zostać dokonana tylko za zgodą obu stron – to jest proste i logiczne. Smolarek ma prawo uznać, że pogrywa się z nim, jak z juniorem. A nawet jeśli jest po prostu zachłanny – jego wybór. Ale jest też inna opcja: nie da się uderzyć w lewy policzek, bo zaraz zza rogu wyjdzie prawnik Wojciechowskiego i po jakimś nieudanym meczu przypieprzy mu w drugi kastetem. Raz się ugniesz – po tobie. Będą wiedzieli, że można cię szmacić do woli. Gdzie jak gdzie, ale w Polonii potrafią to robić.
W każdym razie – działacze źle wybrali.
Smolarkowi nie robi różnicy, czy będzie grał w piłkę z amatorami z Młodej Ekstraklasy, czy z amatorami z Ekstraklasy. On już najlepsze mecze, jakie miał rozegrać – rozegrał. Przeciwko najlepszych rywalom – już zagrał. Najładniejsze bramki – już strzelił. Całym sobą przez ostatnie lata pokazywał, że nie ma ciśnienia. Czy rezerwy, czy pierwszy zespół – co to za różnica? On nic nie musi. On może. Miło byłoby strzelić kilka goli, ale jeśli się nie uda, to co? Nic. Zupełnie nic. Wróci do domu i pobawi się z dzieckiem.
Ktoś powie – nie ma ambicji! Może nie ma. A może traktuje piłkę nożną bez specjalnego zadęcia.
Kiedyś słyszeliśmy od jednej osoby, która Ebiego poznała całkiem prywatnie i w dość niecodziennych okolicznościach, że to naprawdę sympatyczny gość, tylko trudno do niego trafić. Sam wybiera towarzystwo. No i ta osoba pyta go: – A nie wolałeś teraz pójść z resztą zespołu? I Ebi na to wzruszył ramionami: – A o czym ja mam z nimi rozmawiać?
Może jemu po prostu nie chce się gadać z większością piłkarzy i może też do futbolu pochodzi na pełnym luzie. Chcą mu płacić za granie w piłkę? Super, fajnie. Ale gdyby miał w tym czasie jeździć rowerem, też by było fajnie. Gdybym sobie pospał – jeszcze lepiej. To jednak nie oznacza, że jeśli gra, to robi to na pół gwizdka… Gra jak umie. Nie nadzwyczajnie, nie najgorzej. Normalnie.
Ebiemu, który jest specyficzny bez dwóch zdań, nie sprawia różnicy, za co mu Wojciechowski zapłaci przez rok zapłaci 400 tysięcy euro. Oni się umówili – ma być 400 tysięcy euro i ani centa mniej. Chciałeś płacić mniej – mogłeś myśleć rok temu. Dodatkowe warunki, zapisy, premie motywacyjne – był na to czas właśnie wtedy. Rok temu.
Może się mylimy, ale mamy wrażenie, że w Polonii akurat Smolarka złamać nie mają szans. To zawzięty gość.
Co więc się przez najbliższe miesiące wydarzy?
Jest możliwe (chociaż mało prawdopodobne), że ktoś Smolarkowi zaoferuje zarobki na podobnym poziomie – wtedy odejdzie. Jeśli nikt się taki nie trafi – pogra sobie w rezerwach. W tym czasie Polonia może mieć sto razy problemy z napastnikami. Może faktycznie walczyć o mistrzostwo Polski i może do najważniejszych meczów przystąpić bez ataku. Teraz wyobraźmy sobie taką sytuację – nie ma kto zagrać w pierwszej linii, Polonia gra o pozycję lidera, do końca sezonu blisko. Ktoś mówi: – Smolarka weźmy! A Wojciechowski na to: – Nie, ponieważ on nie wierzył, że będziemy mistrzem… Klasyczne odmrożenie sobie uszu na złość babci.
Polonia popełnia w sprawie Smolarka same błędy. Pierwszy – że go wzięła. Drugi – że mu tyle zapłaciła. Trzeci – że jak już go wzięła, to po chwili nim poniewierano (a to obrażalski chłopak). Czwarty – że teraz próbuje mu się zagrać na sportowych ambicjach i zabrać kasę.
Ktoś spyta – kto zabroni bogatemu wesoło żyć? Nikt. Ale mimo wszystko… Mimo wszystko szkoda, że ta kariera Ebiego przez ostatnie lata zmierzała właśnie do tego punktu. Szkoda, że ktoś, kto strzelił tyle bramek w reprezentacji Polski, musi skończyć w Młodej Ekstraklasie. Mimo wszystko, jakikolwiek by ten Smolarek był – szkoda.