Adel Taarabt: co pokaże wirtuoz z Loftus Road?

redakcja

Autor:redakcja

28 czerwca 2011, 15:26 • 5 min czytania

Kilka miesięcy temu zamieściliśmy ranking transferowych strzałów w dziesiątkę. W naszym „top 10” znaleźli się między innymi: Kagawa, Chadli, Sow, czy Ilicić. Krótko mówiąc, zawodnicy, którzy do niedawna znaczyli w świecie futbolu tyle, co Marcin Brosz. Niewiele. Ale ostatni sezon był dla nich przełomowy, ich wartość wzrosła kilka, kilkanaście, bądź kilkadziesiąt razy. I wszystko byłoby w porządku, gdyby nie fakt, że pominęliśmy w tym zestawieniu jednego zawodnika. Zawodnika, który z perspektywy całego sezonu pokazał, że miejsce w tym rankingu absolutnie mu się należy. I to na podium.
Chodzi o Adela Taarabta. Marokańczyka z francuskim paszportem, który w ostatnim sezonie robił furorę na boiskach Championship. O Tomaszu Cywce, który w tej samej lidze zdobył 4 bramki i zaliczył 7 asyst, mówi się, że ma za sobą udany sezon. Ale dla Tomka i wszystkich jego entuzjastów mamy krótki komunikat: rączki na kołdrę. Spójrzcie na dorobek Taarabta i nieco ochłońcie. A wygląda on następująco: 19 goli i 23 asysty, awans do Premier League z Queens Park Rangers, tytuł dla piłkarza roku w Championship. Całkiem nieźle.

Adel Taarabt: co pokaże wirtuoz z Loftus Road?
Reklama

Nic więc dziwnego, że po takim sezonie chce mieć go u siebie pół angielskiej ekstraklasy z Fergusonem, Dalglishem i Pardew na czele. Marokańczyk nie pali się jednak do odejścia i niewykluczone, że zostanie na kolejny sezon w klubie z Loftus Road. Nie dla pieniędzy, trofeów czy poklasku. Dla Neila Warnocka. Menedżera QPR.

– Jest dla mnie jak ojciec. Nie sądzę, abym spotkał drugiego takiego menedżera w swojej karierze – opowiadał niedawno na łamach „The Sun”. Trudno mu się dziwić. To Warnock w niego uwierzył i ustawił taktykę zespołu właśnie pod zawodnika z numerem 7. Kiedy latem ubiegłego roku wypożyczenie Taarabta z Tottenhamu dobiegło końca, dzwonił do niego po kilka razy dziennie i namawiał na podpisanie kontraktu z „The Hoops”. Pojechał nawet do Maroka, ale młokos spuścił go na drzewo i powiedział, że nie ma dla niego czasu. Warnock dzwonił jednak dalej. W końcu się dodzwonił i kilka tygodni później marokański „fantasista”, wychowany na riwierze francuskiej, w towarzystwie menedżera Rudy’ego Raby podpisał 3-letni kontrakt z Queens Park Rangers. Warnock obiecał, że zrobi z niego jednego z najlepszych piłkarzy świata. Nie mówił tego, żeby mu przysłodzić. Zdawał sobie sprawę z jak wielkim talentem ma do czynienia.

Reklama

Wiedzieli o tym też inni, ale na samej wiedzy się kończyło. Nie potrafili trafić do zblazowanego Marokańczyka. Już kilka lat temu, kiedy Taarabt został kupiony przez Tottenham, ówczesny menedżer „Kogutów” – Martin Jol, wystawił mu niezłą laurkę: „Czarodziej. Nie widziałem w Anglii drugiego takiego piłkarza, któryby potrafiłby zrobić z piłką, tyle co Adel”. I można się spierać, czy miał rację, czy nie, ale jedno trzeba Taarabtowi oddać – technicznie jest genialny, i basta. Takich piłkarzy kochają kibice. Dla takich kupują karnet i dla takich chcą zdzierać gardło. Nie dla Ćwielongów, Bednarków, czy Drzymontów, boiskowych drewniaków, których grę obserwujesz i myślisz sobie „też tak potrafię”, ale właśnie dla wirtuozów. Zawodników, którzy robią na boisku różnicę. Widząc, co ten Taarabt wyprawia z piłką przy nodze, raczej nie powiesz, że też tak potrafisz. Prędzej się zająkniesz pod nosem: „kurwa, jak on to zrobił?”. A potem przyjdziesz do domu i włączysz kompilację z jego dryblingami, którą będzie oglądał po kilka razy. Od początku do końca. W kółko. I do znudzenia.

We Francji Taarabt już w juniorach był porównywany do Zidane’a. Sam przyznaje, że to jego idol. Ale piłkarsko się od siebie różnią, i to znacznie. Kiedy, jako 17-latek trafił do Tottenhamu, grał pod siebie, irytował dryblingami, które często kończyły się stratą piłki. Po prostu – „zbyt długo woził piłkę przy nodze”. Wydawało się, że zostanie królem youtube’a, ale Premier League nie podbije. Nie pasował stylem gry do angielskich schematów. W dodatku nie należał do pracusiów. Harry Redknapp powiedział o nim, że ma większy talent, nawet niż Luka Modrić, ale nie potrafi go wykorzystać, bo nie pracuje nad sobą. Teraz pewnie pluje sobie w brodę. Oddał go za bezcen do QPR i obnażył w ten sposób swój warsztat trenerski. Nie potrafił do niego trafić. Odpowiednio podejść, umotywować. Podobnie, jak wcześniej Martin Jol i Juande Ramos.

– Jestem piłkarzem, który oczekuje zaufania ze strony menedżera. Od lat mieszkam z dala od domu. Potrzebowałem opieki, troski i zrozumienia. W Tottenhamie tego nie dostałem. To dał mi dopiero Warnock – przyznał.

Dzisiaj, w okresie ogórkowym, kiedy jego nazwisko jest łączone z przeróżnymi klubami, od Stambułu po Madryt, pewne jest tylko jedno – że nie trafi na White Hart Line. Choć Harry Redknapp wziąłby go zapewne z pocałowaniem w rękę, to jednak Taarabt pozostawił tam po sobie spaloną ziemię. Uderzył w najczulszy punkt. Wystarczyło kilka wywiadów.

– Moim największym błędem był transfer do Tottenhamu i fakt, że nie zdecydowałem się od razu na wypożyczenie do innego klubu. Moi koledzy, Armand Traore i Abou Diaby, ostrzegali mnie, że to nie jest najlepszy wybór. Ja sam wolałem iść do Arsenalu, ale do transferu nie doszło za sprawą Damiena Comolliego – mówił.

Comolli, obecnie dyrektor sportowy Liverpoolu, do 2005 roku pracował jako skaut Arsenalu Londyn. To on wypatrzył Taarabta w Lens, polecił Wengerowi, by kilka miesięcy później przekonać młodego piłkarza do podpisania kontraktu z Tottenhamem, gdzie akurat zastąpił Franka Arnesena na stanowisku dyrektora sportowego. Sprytne. Ale Taarabtowi nie wyszło to na dobre. W pewnym momencie przestał wierzyć, że zdoła jeszcze podbić Anglię. – Nie lubię angielskiego stylu gry. Wydaje mi się, że prędzej bym się odnalazł w Hiszpanii, gdzie przynajmniej czerpałbym przyjemność z grania. Patrzę na taki Bolton, Stoke czy Wolverhampton i zastanawiam się: co ja tutaj robię? – pytał jeszcze przed rokiem.

Teraz zmienił zdanie. Chce zostać w Anglii i spróbować swoich sił w Premier League. W Londynie nie czuje się już samotny, bo w wolnym czasie spotyka się na mieście ze swoim rodakiem i najlepszym kumplem – Marouanem Chamakhiem. Podobno traktuje go jak starszego brata. Często powtarza, że chętnie zagrałby razem z nim w Arsenalu. Póki co, jest jeszcze piłkarzem beniaminka z Loftus Road, a kibice QPR już zacierają ręce na myśl o derbach z Tottenhamem. Na facebooku założyli nawet specjalną grupę: „The awkward moment when Taarabt destroys Tottenham next season”. Jeśli będzie w formie, na pewno ich zniszczy.

JAKUB POLKOWSKI

Najnowsze

Reklama

Weszło

Reklama
Reklama