W Koronie Kielce popłoch – sądzono, że rozegra się prawdziwa bitwa o 70 procent akcji klubu, a tymczasem okazało się, że chętnego nie ma ani jednego i trzeba wdrożyć plan oszczędnościowy. Coś tam niektórzy majaczyli o Marku Profusie, ale już wam dawno pisaliśmy: on się trochę polansuje, ale żadnego klubu nie kupi. Między innymi dlatego, że go na to – w dłuższej perspektywie – nie stać.
Wszyscy powołują się na listę „Wprost”, według której Profus jest w piętnastce najbogatszych Polaków i posiada majątek warty około 1,5 miliarda złotych. O dziwo, na konkurencyjnej liście, „Forbesa” – a te listy są generalnie zbieżne – Profusa nie ma nawet w setce. Osoba zajmująca setne miejsce u „Forbesa” posiada majątek warty 195 milionów, więc w najlepszym razie Profus musiałby mieć 194. W najlepszym razie. Co ciekawe, w 2010 roku wystarczyło mieć 150 milionów, by znaleźć się w setce „Forbesa” i wówczas też Profusa na liście nie było.
Dziwne, prawda?
Dwa niby fachowe rankingi i albo w jednym z nich gubią grubego miliardera, albo w drugim przeszacowują kogoś i tworzą miliardera w sposób sztuczny. Coś tu się nie zgadza. Kulczyk, wiadomo – jest i we „Wprost”, w „Forbesie”. Tu i tu znajdziemy Wojciechowskiego, Cupiała, Filipiaka, Cacka. A Profus nagle wskoczył – bum, 1,5 miliarda!
Jakoś bardziej wierzymy „Forbesowi”, nie tylko dlatego, że to pismo bardziej branżowe. Po prostu jak dla nas jeśli ktoś ma 1,5 miliarda złotych, to nie zawraca sobie głowy jakimiś transferami, menedżerką, śmiesznymi nagrodami piłkarskimi, nie wydaje cienkich gazet, każąc przechodzić dziennikarzom na samozatrudnienie… To nie ta półka…
Oczywiście, facet jest bogaty. Ale jest różnica między byciem bogatym i byciem krezusem.