To miała być długa i owocna współpraca. A zakończyła się szybciej, niż ktokolwiek się spodziewał. Pół roku temu Cleber został oficjalnie zaprezentowany jako skaut Wisły. Była konferencja, były szumne zapowiedzi. Dziś 37-latek rozwiązał umowę z klubem. Postanowił stanąć na własnych nogach i otworzyć agencję menedżerską. – Będę sprowadzał Brazylijczyków do Polski i reprezentował młodych Polaków – zapowiada w rozmowie z Weszło.
Dlaczego odszedłeś z Wisły?
Wydarzyło się kilka spraw, o których nie chcę publicznie mówić. I nie mogę. To zostanie między mną a Basałajem.
Jak podsumujesz te kilka miesięcy w roli skauta?
Odwiedziłem kilka krajów, nawiązałem sporo kontaktów, widziałem wielu ciekawych piłkarzy. Wiśle poleciłem dwóch – 21-letniego stopera z Izraela i lewego obrońcę z Brazylii w tym samym wieku, który jeszcze w tamtym roku grał w reprezentacji U-20. Włożyłbym za niego ręce w ogień. Wisła uznała, że nie jest zainteresowana. Ok, nie ma sprawy. Ale chłopak poszedł do Anderlechtu.
Pojechało ci to po ambicji?
Nawet nie. Płacili mi za obserwowanie i wydawanie opinii, więc to robiłem. Decyzja należy do Valckxa. Jeśli on i Maaskant nie potrzebują zawodnika tego typu, to ich sprawa. Nie rozumiem tylko, dlaczego młodzieżowy reprezentant Brazylii nie nadaje się do Wisły, a do Anderlechtu tak. Jestem trochę rozczarowany, ale spokojnie. Ł»ycie toczy się dalej.
Wisła wskazywała ci, kogo obserwować, czy sam miałeś upatrzonych zawodników?
Różnie. Niektórych wypatrzyłem już wcześniej. Tak było z Diogo, tym chłopakiem z Anderlechtu. Kapka też go oglądał, poznał jego menedżera. No, ale skończyło się na transferze do Belgii.
A jak klub zareagował na wieść o twoim odejściu?
Basałaj się zdziwił. Pytał, co mnie do tego skłoniło. Ale mówię – nie chcę teraz wchodzić w szczegóły. Chodzi o pewne sprawy z przeszłości, które już rozwiązaliśmy. Z Basałajem nie mam żadnych problemów, to w porządku człowiek. Wolę po prostu działać jako menedżer, razem z dużą polską firmą, która będzie moim wspólnikiem i chce zainwestować w młode talenty z Polski. W przyszłości powiem, o kogo dokładnie chodzi. Ale nie jest to firma z branży piłkarskiej.
A nie obawiasz się, że zamknąłeś sobie drzwi na Reymonta?
Nie, teraz pracuję dla wszystkich. Dla Wisły, Cracovii, Zagłębia, Sandecji… Dla każdego, kto postawi na moich zawodników. Chcę ściągać dobrych, tanich piłkarzy, którzy mają poukładane w głowie, żeby wszyscy na tym skorzystali. Szczególnie w przyszłości, kiedy będzie można ich sprzedać za większą kwotę plus procent od następnego transferu.
Sporo nie zarobisz, skoro chcesz ściągać tanich.
To, co zarobię teraz, ma pójść na pokrycie kosztów. Np. biletów lotniczych. Najpierw trzeba się pokazać z dobrej strony, potem będą pieniądze.
Do młodych Brazylijczyków wielu podchodzi sceptycznie. Boją się, że będzie to szrot w stylu Beto.
Po pierwsze – ludzie mnie znają, wiedzą, kim jest Cleber. Jakoś zapisałem się w historii Wisły. Po drugie – będę mieszkał w Polsce i nie zamierzam się za nikogo wstydzić. Jeśli ktoś się nie sprawdzi, ja tracę renomę, rozumiesz? Gram w piłkę od paru ładnych lat i wiem, jaką mentalność ma większość menedżerów. Chodzi o biznes i robienie kasy, a nie oferowanie jakości. Mi zależy na marce i sprowadzaniu dobrego produktu.
Znasz takie polskie określenie – „wyścig szczurów”?
Tak, tak, słyszałem. Na całym świecie tak jest. Menedżerka to brudny i niebezpieczny świat. Dlatego chcę zacząć od małej ilości zawodników, ale dobrych. Nie chcę być szczurem. Nie chcę, żeby ktoś moje nazwisko wrzucił do śmieci. Każdy z moich piłkarzy ma wiedzieć, że nie przychodzi do Polski po kasę. Jak leci na pieniądze, niech zostanie w Brazylii. Tu ma grać. Wypatrzyłem już kilku zawodników, czterech-pięciu. To w większości obrońcy. Jak się pokażą, zarobią. Ludzi sami się będą do nich zgłaszać z kasą. Ja daję możliwość, reszta zależy od nich.
Kolejna sprawa – prowizje transferowe. O jednym z ekstraklasowych trenerów mówi się, że poniżej 30 tysięcy złotych nie schodzi.
Normalka. Nie mam nic przeciwko, żeby trener robił biznes ze swoim kumplem. Ale nie zgadzam się, żeby sprowadzał zawodników bez jakości. A takie przykłady mamy w każdym klubie. Ściąga się jakąś katastrofę, która przez rok nie wejdzie na boisko. Nie chcę wymieniać nazwisk. Z drugiej strony, doszedłem ostatnio do wniosku, że napastnikowi nie powinno się od razu mówić „nie”. Są tacy, którzy nie zdobywają bramek, a po dwóch latach się rozstrzelają, mają 20 goli na koncie i są warci miliony. Dlatego w stosunku do napastników trzeba być cierpliwym i ostrożnym.
Wspomniałeś, że zostajesz w Polsce. To jak chcesz szukać talentów w Brazylii?
Wielu moich kolegów z boiska jest dziś dyrektorami sportowymi i trenerami. Jeden znajomy pracuje w Santosie jako skaut. On kilkanaście lat temu odkrył Diego, Robinho i Elano. Chcę go zatrudnić w mojej agencji. Będę mu płacił za odkrywanie 16-17-latków, którzy po dwóch-trzech latach mogliby przyjechać do Polski. Bo ten rynek potrzebuje młodych zawodników. A w Brazylii, w wielkich klubach jak Corinthians czy Palmeiras, jest wielu młodych piłkarzy, którzy nie mogą się przebić, a do polskich drużyn wnieśliby jakość, jak Marcelo. Ale za nich trzeba zapłacić kilkaset tysięcy euro. Potem można ich sprzedać za dwa miliony. Tylko trzeba być odważnym, żeby na nich postawić.
A co z tymi Polakami, bo wspomniałeś, że ich też zamierzasz reprezentować?
Chcę podpisać umowę z kilkoma nastolatkami. Będę ich wspierał finansowo. Chodzi o zorganizowanie im dodatkowych treningów, np. na siłowni, ułożenie diety po to, aby stworzyć półprofesjonalnych sportowców. W wieku 20 lat będą się wyróżniać spośród rówieśników. Oglądałem ostatnio kilka meczów juniorów Wisły, Sandecji i reprezentacji Małopolski. Nie mogę zrozumieć, dlaczego trenerzy każą tym chłopcom wybijać piłkę w przód bez jakiegokolwiek pomysłu, bez filozofii. Jak chcesz wygrać, musisz mieć strategię. A jak prowadzisz juniorów, to nie ma sensu zwyciężać 2:0 w żałosnym stylu. Każdy widzi jak gra Barcelona, ale nikt nie chce uczyć dzieci, aby grali w takim samym stylu. Gdybym był trenerem juniorów, wolałbym przegrać mecz, grając. Podkreślam – grając! A nie jakieś długie piłki do napastnika. Dlatego chcę tych chłopaków zabrać do Brazylii i Portugalii, żeby zobaczyli, że można inaczej. Na tym polega kształtowanie sportowca. Bo nie chodzi o to, żeby byli tylko piłkarzami, tylko właśnie sportowcami.
Romario kiedyś powiedział, że nie był sportowcem, tylko piłkarzem.
Budził się, szedł na trening, a później na imprezę. Palenie, picie, dziewczyny. Potem wchodził na boisko i strzelał cztery gole. Ale to wyjątek od reguły. Ja wolę sportowców zaprogramowanych na zwyciężanie. Kto tak nie myśli, nie będzie ze mną pracował.
A co zrobisz, jak twój zawodnik nawali się na dyskotece i spóźni na trening?
Dostanie drugą szansę, ostatnią. Każdy ma prawo do błędu, ale ja jestem bardzo wymagający. Sportowiec nie ma prawa spóźniać się na trening, bo zapił. Jeśli ktoś przesadzi, sam pójdę do klubu i rozwiążę kontrakt. Niech sobie przypnie skrzydła do dupy i wraca do Brazylii.
Jak twoja działalność będzie wyglądała w świetle prawa? Przecież nie masz licencji FIFA.
Słyszałem, że FIFA chce odwołać te egzaminy i rolę menedżera będą spełniali prawnicy. Moja agencja będzie współpracować z prawnikami z licencją FIFA. Ja jestem byłym piłkarzem, twarzą i szefem firmy. Finansami zajmie się moja żona, która ma wykształcenie w księgowości.
Powiedz na koniec, jak z twoim zdrowiem po kontuzji kręgosłupa w meczu z Lechem.
Dobrze się czuję. Przeszedłem sporo badań, ale nie będę potrzebował operacji. Może jeszcze wrócę do piłki (śmiech).
ٻartujesz?
Nie wiem, nie wiem. Zastanawiam się. Byłem teraz na meczu Sandecji z KSZO i myślę, że w pierwszej lidze dałbym sobie radę. Jest tam wielu słabych zawodników i trzeba ściągnąć kogoś dobrego (śmiech).
Rozmawiał TOMASZ ĆWIÄ„KAŁA