Jeśli Wikipedia wśród twoich sukcesów umieszcza półfinał Pucharu Ekstraklasy w 2009, to wiesz, że nie kibicujesz Barcelonie. Arka zdobyła pierwsze trofeum od blisko czterdziestu lat. Trzydzieści osiem – nikt nigdy w Polsce tyle lat nie czekał na powrót do europejskich pucharów. Dla zdecydowanej większości kibiców tego klubu to najpiękniejsze emocje, jakie przeżyli dzięki piłce. Ci, którzy pamiętali krótki moment chwały Arki pod koniec lat siedemdziesiątych, dzisiaj płakali. Pewnie przestali wierzyć, że te chwile są w stanie powrócić. Oczywiście, że dzisiejszą postawę Lecha najlepiej skomentowałby Grzegorz Skwara, ale niech bohaterem tego meczu zostaną zwycięzcy i ich historia, a nie pokonani i ich nieudolność.
Arka Gdynia to nie jest zespół, w którym Leo Messi może zastąpić w przerwie Cristiano Ronaldo. W kontekście Ekstraklasy, kadrowo są bezapelacyjnie jednymi z najsłabszych. Wymagania w lidze poszły w górę i takie są fakty, szału u nich nie ma. Aż trudno mi sobie wyobrazić co by się działo z tą drużyną, gdyby Rafał Siemaszko nie zgłosił ambicji na zdobycie Złotej Piłki. Dzisiaj zresztą zastanawiałem się nad Rafałem: jak to się stało, że męczył się gdzieś w Orkanie Rumia? Jak to się stało, że wcześniej nie wypłynął? W tym roku skończy trzydzieści jeden lat. A jest to jeden z najbardziej pożytecznych zawodników Ekstraklasy. Nieustępliwy, mający pozytywne ADHD, przyzwoity technicznie, nieźle dryblujący, potrafiący wykończyć. Dzisiaj strzelający na 1:0 głową, choć mierzy raptem 170 cm. I jeśli mnie pamięć nie myli, to w lidze również już tak zaskoczył. Czy zdecydowało to, że przez lata w polskiej piłce najistotniejsze były warunki fizyczne? Jak jesteś szafą dwa na dwa, to łapiesz się na radar, a jak szafą dwa na dwa nie jesteś, to błyskawicznie tracisz w oczach?
Czy to był dobry mecz? Nie, absolutnie nie. Sam pisałem na Twitterze, że najwyraźniej poniedziałki z Ekstraklasą wymknęły się spod kontroli naukowców, mutują i pochłaniają kolejne dni. Szydziłem, że skaut Barcelony zapisał cały zeszyt, a skaut Bayernu wypisał mazak. Najciekawiej było gdy Czesław Michniewicz wymienił skład hokejowy ZSRR sprzed lat, a także gdy Mateusz Borek szacował umiejętność oceniania majówkowych planów ogrodowo-towarzyskich. Lech grał przez większość czasu niewymowny piach, ale czy to samo robiła Arka?
Nie. Arka grała zgodnie z planem. Może mało efektownym, może czasami dosyć rozpaczliwym, może w który wkradał się chaos, ale jednak miała pomysł. Wiedziała, że nie jest w stanie wyjść na czołowe zderzenie z Lechem, więc się broniła. Czasem bardziej desperacko, czasem mniej, ale koniec końców skutecznie. A potem, w odpowiednim momencie, Ojrzyński na zmęczonych rywali wpuścił trzech dynamicznych zawodników. Na Zarandię zwróciłem uwagę już w lidze i wierzcie mi lub nie, ale ten rajd wcale aż tak bardzo mnie nie zdziwił. Ten gość naprawdę umie grać w piłkę i mogą mieć z niego w Gdyni pociechę.
Oczywiście, że Arka miała dzisiaj trochę szczęścia – Majewski w dziewięćdziesiątej minucie mógł zostać bohaterem – ale umiała temu szczęściu dopomóc. Umiała sprawić, by sfrustrowany Kownaś strzelał focha. Robak strzelał kiedy tylko miał piłkę, grał tak, jakby chciał strzelać nawet przy wyrzucie z autu. Jevtić żegnał się z boiskiem kornerem, który nawet nie pozostał w boisku. Wytrąciła Kolejorza z równowagi i zasłużyła na zwycięstwo. Ktoś powie: nie no, jak, przecież Lech przeważał, miał więcej sytuacji, był lepszy! A jednak upieram się, że Arka była sprytniejsza i jeśli ktoś był bliżej kontrolowania tego chaotycznego meczu, to jednak gdynianie. Moim zdaniem to jednak Arka wygrała, a nie Lech przegrał – upieram się przy tej interpretacji. Tak samo jest nie znoszę deprecjonowania ich ścieżki po puchar: kto bronił Legii przejść chociaż jedną rundę? Czy Zagłębie i Śląsk miały zakaz wygrywania z Bytovią Bytów? Futbol to często gra błędów, a Arka umiała wykorzystać błędy innych.
Czy Arka zbierze w pucharach wielkie żniwo, czy ugra wiele punktów do naszego rankingu? Pewnie nie, jakoś wątpię, by Sobieraj z Warcholakiem wywalczyli przez Ligę Europy awans do Champions League. Ale już tak jakiś czas temu skreślano Ruch Chorzów, a ten później bił się w play-off Ligi Europy. Poza tym nawet jeśli nie ugrają nic, to po prostu wpiszą się w poczet wielu polskich drużyn, które tak zrobiły. Nic wielkiego, nic nowego. Kto będzie wtedy narzekał, że szkoda, bo nie zagrał w pucharach zespół, który zajął w Ekstraklasie czwarte miejsce – wybaczcie, ale nie ma żadnej pewności, by i on przeszedł chociaż ormiańskich amatorów. Poza tym nikt zespołowi, który zajmie czwarte miejsce, nie zabraniał wygrać Pucharu Polski.
Arce tego trofeum nikt w zębach nie przyniósł, sami musieli je wyszarpać i wyszarpali. Choć nikt przy zdrowych zmysłach na nich by przed startem imprezy nie postawił. Za chwilę powrót do rzeczywistości, czyli trudnej walki o utrzymanie, szarej rutyny – tym bardziej należy oddać im co ich, docenić to osiągnięcie. Któż nie zna tego z życia? Jest czas znoju, czas pięknych chwil. Każdy chce móc się tymi drugimi porządnie nacieszyć, bo wiadomo których jest więcej.
Leszek Milewski
Fot. FotoPyK