Luka Vucko: Zamiast grać, sygnalizowałem spalone nastolatkom

redakcja

Autor:redakcja

29 maja 2011, 05:36 • 6 min czytania

– Na jednym z treningów odesłali mnie do drugiej drużyny. Byli tam głównie juniorzy, jeszcze dzieciaki. Trener był zdziwiony, nie wiedział, co począć i w końcu powiedział „Nie mamy sędziego liniowego. Mógłbyś nim być?”. Parę chwil później sygnalizowałem spalone 16-latkom. W pewnym momencie stanąłem w miejscu, spojrzałem w niebo i spytałem Boga, co tutaj robię. Niedługo przed tym grałem przecież w narodowej młodzieżówce, zdobyłem mistrzostwo kraju – opowiada Luka Vucko, piłkarz Lechii Gdańsk, o pobycie przed pięcioma laty w Saturnie Ramienskoje. Kilka tygodni później pierwszą drużynę przejął Vladimir Weiss, przyszły trener Legii Warszawa.

– Nie rozumiem, dlaczego wyrzucają Skorżę, choć może zdobyć jeszcze wicemistrzostwo. Ale jak wezmą za niego Weissa, udanie go zastąpi. Słowak przywiązuje dużą uwagę do taktyki, najmniejszych szczegółów. Nie wrzeszczy na piłkarzy z byle powodu, nie jest despotą, ale ma spory posuch w szatni, wszyscy go szanują. Preferuje treningi z piłką, wpisuje się w nowoczesny futbol. Powinien się sprawdzić w Polsce – uważa Vucko, który z Weissem współpracował niespełna dwa miesiące.

Luka Vucko: Zamiast grać, sygnalizowałem spalone nastolatkom
Reklama

Chorwacki obrońca miejsca w pierwszym składzie Saturna nie miał. Jego zdaniem, nowy szkoleniowiec Legii dostał polecenie od prezesa klubu, aby ten go nie wystawiał. – Poszedłem do Rosji, bo musiałem, w Hajduku mnie namówili. Ale ani ja nie chciałem tam iść, ani nie chciał mnie tam trener. Trafiłem na rosyjskiego szkoleniowca, który nie wiedział nic o moim transferze. Na wstępie robił więc problemy, źle mnie traktował – przyznaje.

Półroczny pobyt w Rosji był jego największym błędem w karierze. Młody, perspektywiczny Luka był piłkarzem pierwszego składu Hajduka Split, mistrza Chorwacji. Zamiast grać regularnie i marzyć o podboju Europy, siedział na trybunach. Albo sędziował mecze nastolatkom…

Reklama


KORUPCJA? TO NIE DZIWI

Wtedy, gdy Hajduk Split wygrywał ligę, Vucko zanotował w sezonie kilkadziesiąt występów. – To był czas młodej generacji. Szansę w pierwszym zespole dostało trzech, czterech młodych chłopaków. Robiliśmy, co w naszej mocy, żeby ją wykorzystać – mówi. Klub wykorzystywał ich wiek i fakt, że niedawno ukończyli liceum. Płacił miesięcznie niespełna tysiące euro.

Jak na polskie warunki, kwota bardzo mała. Ale w Chorwacji nie zarabia się wiele – dwa i pół tysiąca to przeciętne zarobki w mniejszych klubach. Hajduk i Dynamo dziś pod tym kątem wiodą prym, płacą zdecydowanie najwięcej. Jeśli Luka miałby wracać do ojczyzny, to tylko do tego pierwszego zespołu. To jego ukochany klub, w nim stawiał pierwsze kroki.

– Futbol w lidze chorwackiej, w przeciwieństwie do reprezentacji, jest naprawdę na niskim poziomie. Znacznie niższym, niż w Polsce – przyznaje Vucko. – Największym problemem są jednak pieniądze. Zasada jest prosta: nie ma kasy, nie ma jakości i wyników. To sprawiło, że ludzie uciekli ze stadionów, dziś na większości meczów jest pusta. Ostatnio pojawił się też temat korupcji. Szczerze? Nie jestem tym zdziwiony. Piłkarze mniejszych klubów nie dość, że mają niskie pensje, to jeszcze nie otrzymują wypłat. Pewnie dlatego są bardziej skłonni odpuścić. Nie popieram tego, ale trzeba też jakoś wyżyć.

– Zresztą, sytuacja ekonomiczna w ojczyźnie też odbiega od ideału. Bezrobocie jest bardzo wysokie, średnie wynagrodzenie to trzysta euro. Poziom życia nie jest więc wysoki. Rodzice, choć już są dojrzali wiekowo, cały czas pracują – dodaje.


TELEFON OD NIEPRZYJACIELA

– Zupełnie inny świat, jeśli chodzi o futbol, to Turcja. Tam mają nieskończoną ilość pieniędzy, kupują tych piłkarzy, na których mają ochotę. Jak nie chcą się zgodzić, to proponują im ogromne wynagrodzenie – mówi.

On grał Eskisehirsporze, ligowym średniaku. Rywali, z którymi się tam zmierzył, zapamięta do końca życia. Baros, Nonda, Guiza, Nihat, Guti, Roberto Carlos… Dorzucił cztery gole, z czego jeden strzelony Galatasarayowi. – Turcy nie mają kibiców, tylko fanatyków. Ci goście żyją wyłącznie piłką, 24 godziny na dobę. Mają bzika na tym punkcie. Najwięksi szaleńcy to fani Besiktasu. Nigdy nie zapomnę meczów na ich stadionie – przyznaje piłkarz. Swego czasu po Vucko zgłosił się Trabzonspor, ale ostatecznie zrezygnował z transakcji.

Vucko tej zimy pożegnał się z Turcją. Przyjazdu do Polski początkowo nie planował. Tym bardziej, że odezwał się Standard Liege. Piłkarz i jego menedżer polecieli do Belgii na rozmowy. Klub zaproponował dwuletnią umowę z opcją przedłużenia o rok. Wszystko było dogadane. Prezesi Standardu w ostatniej chwili zmienili zdanie – półroczny kontrakt i możliwość przedłużenia o dwa lata. – Nabrali wątpliwości, bo otrzymali telefon z Chorwacji. Ktoś zadzwonił i naopowiadał złych rzeczy na mój temat – opowiada. Do dziś nie wie, kto wywinął mu taki numer.


LIGA MISTRZÓW W GDAŁƒSKU

Wylądował więc w Lechii. Związali się krótką umową, ważną tylko do końca tego sezonu. Kilkanaście dni temu podpisali jednak nowy, dwuletni kontrakt. – Mamy niezły zespół, możemy grać w europejskich pucharach – nie ukrywa Vucko. Dotychczas występował jedynie w Pucharze Intertoto z NK Rijeka. Gdy jego Hajduk walczył o Ligę Mistrzów z węgierskim Debreczynem, on był kontuzjowany.

Nadrzędnym celem Vucko jest reprezentacja. Dotychczas był powoływany trzykrotnie, zagrał tylko raz. – Cały czas jestem w kontakcie z selekcjonerem. Choć nie przylatuje do Polski, to zapewnia, że czasami ogląda moje mecze w telewizji. Dostać się do kadry będzie jednak bardzo ciężko, rywalizacja na mojej pozycji jest potworna. Corluca z Tottenhamu, Lovren z Lyonu, Simunić z Hoffenheim. To mówi samo za siebie – zauważa.

Ze Slavenem Biliciem zna się jeszcze z kadry młodzieżowej. Gdy ten objął pierwszy zespół, dał szansę kilku młodszym piłkarzom. Wprowadził na salony m.in. Eduardo, Lukę Modricia czy wspomnianego Corlukę. – To świetny trener, cieszy się dużym szacunkiem w Chorwacji. Może i jest trochę kontrowersyjny, gra na gitarze w zespole rockowym i jest cały wytatuowany, ale to normalna osoba. Nie robi z siebie na siłę gwiazdy, on nią po prostu jest. Jako piłkarz osiągnął wystarczająco wiele – twierdzi.

Do drzwi kadry stara się więc pukać z polskiej ligi. Wiosną był w niezłej formie, zagrał we wszystkich ligowych spotkaniach. Zdobył dwie bramki – jedną ze Śląskiem, drugą z Arką. – O tym, jak ważne są derby, przekonałem się dopiero po zakończeniu meczu. Gdy zdobyliśmy gola na 2:2, kibice wpadli w euforię. Świętowali z nami tak, jakbyśmy wygrali Ligę Mistrzów – śmieje się.


W POGONI ZA BRATEM

Reprezentacyjny bilans chciałby poprawić, żeby dogonić brata. Starszy o osiem lat Jurica w kadrze wystąpił czterokrotnie, on tylko raz. Bracia Vucko, jako czwarte rodzeństwo w historii chorwackiej piłki, zagrali w narodowych barwach.

W piłce klubowej o wiele więcej osiągnął ten starszy, który gra na pozycji napastnika. Sześć lat spędził w hiszpańskim Alaves, z którym wystąpił w Pucharze UEFA. Strzelił cztery gole, pomógł drużynie w awansie do finału. Tam Alaves poległo z Liverpoolem, a Juricy nie było nawet na ławce, choć w półfinale dwukrotnie trafił do siatki. – Zazdroszczę mu takiej kariery, liga hiszpańska jest najlepsza na świecie. Ale jestem pewien, że wkrótce będę miał jeszcze większe osiągnięcia – zapewnia Luka.

PIOTR TOMASIK

Najnowsze

Anglia

Kolejne zwycięstwo Aston Villi! Błąd Casha nie przeszkodził [WIDEO]

Wojciech Piela
0
Kolejne zwycięstwo Aston Villi! Błąd Casha nie przeszkodził [WIDEO]
Polecane

Polski talent błyszczy w PŚ. Tomasiak z nawiązaniem do Małysza

Wojciech Piela
1
Polski talent błyszczy w PŚ. Tomasiak z nawiązaniem do Małysza
Reklama

Weszło

Reklama
Reklama