Rok temu grali swój sezon życia. Nazywani byli polskim Leicester lub nawet Piasteloną, a kolejnymi występami udowadniali, że niemożliwe nie istnieje. To właśnie dzięki nim rozgrywki 2015/16 trzymały w napięciu do samego końca, a Legia nie mogła być pewna zdobycia tytułu nawet po 36. kolejce. Finalnie na ich szyjach zawisły srebrne medale, co przy okazji było największym sukcesem w historii gliwickiego klubu, a dla wielu piłkarzy Piasta największym sukcesem w ich dotychczasowych karierach. Przed rokiem byli wielcy, a dziś… Dziś doskonale potwierdzają prawdziwość tezy, że czasem trudniej niż wdrapać się na szczyt, jest się na nim utrzymać.
I tak naprawdę nie chodzi nam tutaj tylko o obecną sytuację drużyny, w której zostało wielu piłkarzy z wicemistrzowskiego sezonu. Wiadomo, gliwiczanie są w strefie spadkowej, mają bardzo trudny kalendarz, a i nie należy zapominać, że są drugą najgorszą drużyną ligi w 2017 roku. Bardziej uderza nas jednak fakt, że nie widzimy tu ani jednego success story, bo każdy z piłkarzy czy trenerów z tamtej ekipy obecnie radzi sobie gorzej lub dużo gorzej.
Pojedźmy po kolei:
– Radoslav Latal jest dziś bezrobotny – został zwolniony tuż po porażce w meczu na dnie z Górnikiem Łęczna.
– piłkarze, którzy zostali w Gliwicach, jak Jakub Szmatuła, Hebert, Uros Korun, Patrik Mraz, Marcin Pietrowski, Radosław Murawski, Sasa Zivec, Bartosz Szeliga, Gerard Badia czy Mateusz Mak muszą się zmierzyć z widmem spadku, przy czym ten ostatni dodatkowo mierzy się z kolejną koszmarną kontuzją.
A z tych co odeszli mamy:
– Martina Nespora – zagra w grupie spadkowej w Zagłębiu
– Josipa Barisicia – zagra w grupie spadkowej w Arce
– Kamila Vacka – obecnie gra (nieregularnie) w 6. drużynie ligi izraelskiej, która ma 33 punkty straty do lidera
– Kornela Osyrę – zagra w grupie mistrzowskiej w Bruk-Becie, który jednak dopiero niecałe dwa tygodnie temu wygrał swój pierwszy mecz w 2017 roku
I kilka innych mniej znaczących nazwisk, które dziś próbują swoich sił w niższych ligach. Innymi słowy, tamten rewelacyjny Piast na tę chwilę nie pozostawił po sobie najmniejszego śladu – chociażby jednego zawodnika, któremu się udało. Przeciwnie, mamy tu do czynienia z masą przeciętnych lub wręcz tragicznych historii. Tak naprawdę najlepszym podsumowaniem losów tamtej drużyny może być przypadek Barisicia, który w tym sezonie może zaliczyć podwójny spadek – wystarczy że Arka i Piast wspólnie pożegnają się z ligą. A przy obecnej formie obydwu zespołów wcale nie wydaje się to jakoś szczególnie nierealne.
Powodów fatalnej postawy wciąż urzędujących wicemistrzów Polski może być kilka. Najłatwiej powiedzieć, że przed rokiem Piast został wyciśnięty jak cytryna – piłkarze zostali kompletnie zajechani, co odbija się na ich dyspozycji do dziś. Być może jednak obecna forma zawodników z tamtej ekipy właściwie odzwierciedla ich potencjał, a zeszłoroczny wynik był zdecydowanie ponad stan. Przy takiej interpretacji zdarzeń obecne wyniki osiągane przez byłych już piłkarzy Latala stanowiłyby dla czeskiego szkoleniowca fantastyczną reklamę, bo ostatecznie potwierdziłyby, że on naprawdę był w stanie stworzyć coś z niczego. I jak na razie wiele wskazuje, że tak w istocie było.
Piłkarze, którzy zdecydowali się pozostać w Gliwicach, dziś w Gdyni rozpoczną walkę o życie w grupie spadkowej. Wynik meczu z Arką może wytyczyć im trasę – albo zaczną piąć się w górę tabeli, albo zostaną rzuceni w otchłań i spadną nawet na ostatnie miejsce, co byłoby piekielnie wymownym zamknięciem zeszłorocznej przygody. Bo tak naprawdę wygląda na to, że Piast jednak nie do końca słusznie był nazywany polskim Leicester, lepiej pasowałoby tu prawie polskie Leicester. Anglicy bowiem zdobyli tytuł, a w tym sezonie ostatecznie zdołali się odbić, co najpewniej da im utrzymanie. Natomiast gliwiczanie prawie zdobyli tytuł i, na ten moment, prawie zdołali się odbić. A, jak wiemy, “prawie” robi różnicę.
Fot. FotoPyK