Echo spadającego z serc kibiców Korony kamienia było w sobotę tak wyraziste, że drgania ziemi odnotowano pewnie nawet gdzieś w okolicach Świnoujścia. Podarowany drużynie awans do grupy mistrzowskiej sprawia, że po pierwsze podopieczni Macieja Bartoszka mogą już powoli odstawiać melisę, bo nic złego w tym sezonie nie ma prawa im się przydarzyć, a po drugie – powinni skupić się na tym, jak poukładać grę w tyłach.
W przypadku Korony fakty są bezlitosne – nikt w całej lidze nie stracił tylu goli, co zespół z Kielc. Aż 55 bramek w 30 meczach, czyli rezultat gorszy od wszystkich ekip, które w najbliższych siedmiu spotkaniach będą walczyły o utrzymanie. To oczywiście nie jest przypadek, że ogrodzenie postawione przez ten zespół przypomina drewniany płot, który przeżył właśnie wiejską dyskotekę. Powyrywane sztachety, dziury, wokół porozbijane butelki… Trzeba sprawnego budowniczego i tony dobrego materiału, by zaczęło to jakoś sensownie wyglądać.
Problemy zaczynają się już między słupkami. Zimą podziękowano Zbigniewowi Małkowskiemu, co mocno nas wówczas dziwiło…
Mamy bramkarza, który zapewnia jakość na tu i teraz? Mamy.
Mamy bramkarza, który nie ma wygórowanych wymagań finansowych? Mamy.
Mamy bramkarza, który zna drużynę, jest w szatni autorytetem i nie będzie miał problemów, by się zaaklimatyzować? Mamy.
Mamy bramkarza, który jest w klubie od 7,5 roku i dorobił się jednego z najdłuższych stażów w historii Korony? Mamy.
Mamy bramkarza, który spełnia wszystkie sportowe argumenty i w konsekwencji szczęśliwie podpisuje nową umowę z klubem? Nie.
Jak się okazało – niepokój był uzasadniony. Małkowskiego między słupkami zastąpił Milan Borjan i choć widać, że Chorwat wie, że gdzieś dzwoni to nie zawsze wie w którym kościele. Niby ma lepsze mecze, niby potrafi popisać się znakomitą interwencją, ale nie wprowadza czegoś, co dla gry obronnej zespołu jest kluczowe – spokoju. A to puści tak kuriozalnego gola jak w Białymstoku, kiedy dwa razy dał się zaskoczyć nie pilnując krótkiego słupka, a to wypluje przed siebie piłkę jak w ostatnim starciu z Niecieczą. Borjan ma wyraźny problem z komunikacją z obrońcami, bo zdarza mu się podejmować irracjonalne decyzje o wyskoczeniu z bramki lub momentami zwyczajnie nie wie, czy piłką ma wykopać on, czy wyręczy go któryś z kolegów. Stabilizacja w jego przypadku to rzecz, której niezwykle brakuje. No i na razie jego średnia nota jego gorsza od tej, którą wykręcił Małkowski (5,13 do 5,57).
Wcale nie lepiej jest z defensywą. Spoglądamy w oceny zawodników, którzy odpowiedzialni są za to, by oddalać zagrożenie od własnej szesnastki i… nie dziwimy się, że kielczanie stracili aż tyle bramek. Rymaniak – 4,27. Gabovs – 3,33. Dejmek – 4,32. Wierchowcow – 3,00. Diaw – 4,81. Kallaste – 4,16. Kwiecień – 4,40. Jedynym więc, który jako tako zbliżył się do oceny wyjściowej jest Diaw, choć i on w ostatnich tygodniach zawodził. Popełniał proste błędy, notował dużo strat, kiepsko rozgrywał piłkę i miał problem z tym, by trafnie oszacować przebieg akcji. A i nie pomagali mu koledzy. Dejmek w starciu z Bruk-Betem był kompletnie elektryczny, a taki Rymaniak choćby najlepsze chwile ma już za sobą…
Przed Maciejem Bartoszkiem więc kilka meczów z drużynami z czołówki, ale i być może okazja do eksperymentów., bo gorzej być już chyba nie może jeśli chodzi o defensywne walory Korony. A i samo lato zapowiada się niezwykle pracowicie. Jeśli bowiem kielczanie za rok o tej samej porze nie chcą drżeć przed spadkiem do drugiej “ósemki”, postawę w tyłach muszą poprawić diametralnie.
fot. FotoPyk