Naprawdę, lubię komentować tę ligę. Jedni narzekają, że poziom się obniża, że faworyci tracą punkty i tak dalej, i tak dalej. A mnie nadal się podoba. Przynajmniej w każdej kolejce dzieje się coś ciekawego. Śląsk stawia autobus w bramce i ogrywa Wisłę, Arboleda wpycha Smolarkowi palec do dupy, Ćwielong narzeka na niesprzyjającą pogodę. No, dzieje się! Siedem kolejek to odpowiedni czas, by kilka spraw podsumować. Kto miał coś zawalić, już zawalił. Kto miał się wybić, ten się wybił. Oto mój prywatny subiektywny ranking – wiosennych rozczarowań i oczarowań.
ROZCZAROWANIA
1. Legia Warszawa i Maciej Skorża
Słaba gra, fatalne wyniki i, przede wszystkim, nietrafione transfery – to charakterystyka dzisiejszej Legii. Manu w Portugalii prezentował się przyzwoicie, a tutaj lepiej postawić mu znak „stop”, zanim rozwali się o trybunę (a co gorsza – zanim rozwali trybunę o siebie). Cabral i Mezenga? Też pudło, podwójne, a mieli przecież zawojować świat… W kuluarach mówi się, że Jóźwiak sam ściągnął to trio, ale żaden szanujący się trener nie wyraziłby na to zgody. Skorża musiał „klepnąć” te transfery. Tym bardziej, że nie były to transakcje „last-minute”.
Ale nie z tego względu pan Maciek jest dla mnie rozczarowaniem numer jeden. Nie jestem zawiedziony nim jako trenerem (to też), ale jako człowiekiem. Bo po tym, jak jego piłkarz dostał po pysku, nie odezwał się ani słowem.
A na koniec filmik. Widzieliście?
Legioniści aż kipią agresją. A najbardziej Wawrzyniak, to ten rozwalony jak na majówce, po prawej. Co za ambicja, co za wola walki!
2. Sędziowie
Konkretnie – Marcin Borski. Matka z PZPN, ojciec – szef COS-u, więc syn był skazany na karierę. Szkoda, że na sędziowską. Ktoś powie, że nie powinienem się wypowiadać na temat koneksji rodzinnych, bo mój syn, Bartek, gra w piłkę, ale co, do jasnej cholery, ten Borski dalej robi w Ekstraklasie?
3. Lechia Gdańsk
Jesienią patrzyłem na tę drużynę z przyjemnością. Nawet jak, po klopsach w obronie i błędach sędziego, przegrała z Wisłą 2:5. A teraz? Kiszka… Kiszka, która ma podłoże pozaboiskowe. Na początku Traore i Buval sprawiali super wrażenie, a potem albo oni poznali się na kolegach, albo koledzy na nich. W każdym razie wspólnego języka nie ma. Najlepszym przykładem „fuck” Traore pokazany Nowakowi. Zalecałbym imprezę integracyjną, bo szatnia to też fragment boiska.
Nad tym wszystkim nie panuje trener Kafarski. I jemu też wrzucam kamyczek do ogródka. Dziennikarz pyta go, dlaczego gra Poźniak, skoro gra słabo, a ten dostaje białej gorączki. Uważajcie panowie reporterzy, bo „Kafar” nie wytrzymuje ciśnienia. Wszyscy mają być za Lechią! Kto nie z nami, ten przeciwko nam!
4. Jagiellonia Białystok
Dwa ostatnie mecze poprawiły jej wizerunek, ale… „Jaga” miała przecież uciekać grupie pościgowej, a nie gonić Wisłę. Sam nawet tak typowałem. Na początku myślałem, że problem tkwi w złym przygotowaniu fizycznym. Szczególnie, kiedy patrzyłem na Tomka Kupisza. Ale okazało się, że chłopaki potrafią się zebrać, kiedy trzeba gonić wynik.
Kiedy komentowałem mecz w Białymstoku, pytałem Michała Probierza, czy z atmosferą jest wszystko OK. Podobno nie ma problemu. Czarek Kulesza potwierdził. Ale z drugiej strony, co mają mówić? 30 procent szans na mistrza. Będzie coraz mniej?
5. Manuel Arboleda
Panowie z Orange Sport, zaproście go do „Raportu”, bo chcę mu zadać dwa pytania:
– czy naprawdę tak wierzy w Boga, jak mówi?
– czy postępuje zgodnie z Dekalogiem?
Dziwny człowiek. Wydaje się strasznie nieszczery. Zresztą, chyba wszyscy mają o nim wyrobione zdanie. Ja należę do większości. Nie mogę patrzeć na jego zachowanie, na ten płacz… Sam kiedyś znokautowałem jakiegoś typa, bo notorycznie ciągnął mnie za włosy na klacie. Prowokacja, rozumiem. Ale palec w dupę?
Brawo Ebi.
Specjalna nagroda – Piotr Ćwielong
Każdy woli grać o 20. Ale nie można oficjalnie, przed kamerą, narzekać na porę meczu i na pogodę, zwłaszcza, kiedy jest idealna. W czwartek, z Wisłą, godzina dwudziesta i panująca wtedy temperatura też nie była dla Ćwielonga optymalna.
Piotrek, przepracuj kiedyś 24 godziny non stop, znajdź odpowiednią porę i przygotuj jakąś petycję. Może ktoś ci to uwzględni.
OCZAROWANIA
1. Maor Melikson
Absolutny numer jeden. Dawno nie było u nas gościa, który grałby tak świetnie 1 na 1. I to z taką szybkością! Irytuje mnie tylko, że za często znika z pola widzenia. Np. z Bełchatowem przez jakiś czas w ogóle nie było go widać. A światełka o nazwie „Liga Mistrzów” są non-stop zapalone, więc Maor musi być pod grą.
Jeśli ma błyszczeć w pucharach, musi mieć pełne zaufanie od trenera i reszty zespołu. Zasłużył na to. Jak nikt.
2. Orest Lenczyk i Śląsk Wrocław
Kolejność nieprzypadkowa. Gra nie powala na kolana, wyniki tak. Lenczyk przychodził z jasnym postanowieniem – poprawy rezultatów. Mówił wprost, że nie chodzi o granie, tylko punktowanie. I zrobił tych punktów więcej, niż wskazywałaby gra Śląska.
Orest to taki typ, który zawsze chce coś poprawiać. Im lepiej idzie, tym bardziej jest wymagający. Nie wszystkim musi to pasować. Wygląda to tak, jakby walczył o coraz większe kompetencje. Ale zarzutów merytorycznych nie mam do niego żadnych. Jest młodszy niż niejeden 45-latek.
3. Wojciech Kaczmarek
Niewiele zabrakło, a byłaby tu Cracovia z Szatałowem. Oczarowaniem mógł być Klich, a jeszcze chwila i będzie rozczarowaniem. Za to Kaczmarek przeszedł najśmielsze oczekiwania. Nawet po meczach z Legią i ze Śląskiem nie byłem do niego przekonany, ale teraz… jestem zachwycony. Ile „Kiełbaska” zrobił Cracovii punktów w pojedynkę?
Mam wrażenie, że dociera do niego refleksja, że zmarnował w Wiśle sporo czasu. Wiadomo, nie miał szans na grę, na potęgę kupowano doświadczonych (np. Szczęsnego i Huguesa), ale Wojtek nie pracował zupełnie. Zawsze był leserkiem. W internacie wodził rej – ciągle robił jakieś kawały. Nie był głównym szefem bandy jajcarzy, ale, chyba z racji wzrostu, jednym z jej przywódców. A na boisku robił tylko to, co musiał i nic więcej. Kiedy oko trenera nie widziało, odpoczywał. Może zbierał siły na ten sezon?
4. Sergei Pareiko
Po tym, co teraz napiszę, kibice „Białej Gwiazdy” powinni podczas następnego meczu skandować nazwisko Tomka Frankowskiego. Bo to on, poprzez kolegę z Wolverhampton, polecił Kaziowi Moskalowi Pareikę. I tak to się wszystko potoczyło. A że do transakcji ponoć doczepili Siwakowa? Mimo wszystko, było warto.
Ile to lat trzeba było czekać na bramkarza pewnego, który nie popełnia poważniejszych błędów. A jak popełnia drobniejsze, np. z Bytomiem lub Podbeskidziem, to i tak się mu je wybacza. Sergei to jedyny zawodnik wiślackiej defensywy, który naprawdę mnie oczarowuje (no, Chavez w meczu ze Śląskiem też). Super czyta grę, emanuje spokojem i pewnością siebie.
Gratulacje „Franek”.
5. Nika Dżalamidze
Zbyt chimeryczny, żebym nazwał go odkryciem. Ale… Niech będzie – meteor. Dla kilku jego zagrań warto wybrać się na mecz. Widać, że mu się chce. Ł»e cieszy go ta gra i on sam chce ucieszyć kibiców. Lubię piłkarzy, którzy szukają kwadratowych jaj. Oczywiście, w pozytywnym sensie. Ciekaw jestem, jak długo utrzyma się w Widzewie. Oby jak najdłużej.
ANDRZEJ IWAN