Remisy to coś, co w Szczecinie zbrzydło już chyba wszystkim – od kibiców, przez samych zawodników, aż po trenera. Wyjątkowo jednak dziś piłkarze Pogoni mają prawo śnić o tym, by udało im się powtórzyć sztukę, którą tak perfekcyjnie w ostatnich miesiącach opanowali.
“Portowcy” to zespół wyjątkowo ugodowy – w tym sezonie już 12-krotnie dzielili się punktami z przeciwnikiem, a identyczną statystykę wykręciła tylko Cracovia. Z jednej strony można pomyśleć o stabilizacji i całkiem solidnej formie ekipy z północy, ale z drugiej jej mecze często są gwarancją niedosytu na finiszu. Niby są w tych swoich remisach kreatywni, bo czasem wpadnie 0:0, czasem 1:1, a innym razem 2:2, no ale koniec końców są to – jakkolwiek spojrzeć – kolejne straty punktów.
Pogoń dziarsko więc idzie na wyrównanie rekordu z poprzedniego sezonu. Wówczas? Aż 16 remisów w fazie zasadniczej. I wcale nie bylibyśmy tacy pewni, że do tej liczby dobić się nie uda. Z tym że i porażek było mniej, dzięki czemu “Portowcy” bezpiecznie tkwili na czwartym miejscu w tabeli, a nie musieli się modlić o to, by rzutem na tasmę wskoczyć do ósemki. I niewykluczone, że o swoją przyszłość grał będzie w najbliższych tygodniach Kazimierz Moskal, o czym zresztą pisaliśmy osobny tekst. Bo pozycja 50-latka, który teoretycznie przegrał przecież tyle samo spotkań co liderująca Jagiellonia, nie jest najmocniejsza.
Obecna pozycja Moskala nie jest zbyt pewna. Wynika to stąd, że jego Pogoń ma ciągłe wahania formy: sezon zaczęła kiepsko, bo w czterech meczach zdobyła dwa punkty, by sprzątnąć z miejsca Bruk-Bet 5:0. Za każdym razem, kiedy Portowcy notowali gorsze wyniki i można było oczekiwać zmiany trenera, odbijali się od dna. W tym roku też szału nie ma: szczecinianie z sześciu spotkań wygrali jedno, przegrali… też jedno. Król remisów tym razem zaliczył je trzy z kolei.
Dziś jednak Pogoń raczej nie narzekałaby na podział punktów. Bo wywieźć jakąkolwiek zdobycz z Łazienkowskiej to spora sztuka. Zwłaszcza, że przecież Legia w końcu doczekała się, by punkty zaczął tracić Lech. Przed dwoma tygodniami – zaskakujący remis z Górnikiem Łęczna. Wczoraj – 0:0 w Krakowie. Nadszedł więc idealny moment, by w końcu odrobić stratę do “Kolejorze”, a dziś – przy dobrych wiatrach – nawet przeskoczyć go w tabeli i – przynajmniej na kilkanaście godzin, które dzielą mecz przy Łazienkowskiej od starcia Jagiellonii – zasiąść na fotelu lidera.
fot. FotoPyk