Grzegorz Lato zaczął wojenkę z Narodowym Centrum Sportu – burzy się, że PZPN musi płacić za organizację meczów na stadionie w Warszawie. Rzuca nawet konkretnymi liczbami, którym warto się przyjrzeć…
Opowiem ze szczegółami, żeby wszyscy wiedzieli o co chodzi. Oferta jest taka, że PZPN ma zapłacić 250 tysięcy złotych za wynajem stadionu. Do tego Narodowe Centrum Sportu ma dostać za darmo 36 biletów super-VIP, do tego 30 biletów VIP oraz 50 biletów normalnych. Powiem tylko tyle, że cena jednego biletu VIP-wskiego to około 2,5 tysiąca złotych. Proszę to sobie wszystko pomnożyć. Do tego Narodowe Centrum Sportu chce mieć 30 kiosków z kateringiem. Czyli wygląda tak, że PZPN ma dostarczyć im 55 tysięcy kibiców, a oni będą robili na tym swój interes. Za sprzątanie, za wodę, elektrykę i ochronę będzie płacił PZPN. Oprócz tego, mamy zapłacić 15 procent zysku z meczu dla Narodowego Centrum Sportu.
No i o co te kłótnie? Przecież to preferencyjne warunki. 55 tysięcy widzów, przy średniej cenie biletu rzędu 40 złotych (to chyba prawdopodobne wyliczenie – niższa cena by nas zdziwiła, wyższa nie tak bardzo) to przychód rzędu 2,2 miliona złotych. Przy 60 złotych za bilet przychody wyniosłyby już 3,3 miliona złotych. Biorąc pod uwagę, że byłby to mecz otwarcia z bardzo silnym przeciwnikiem, pewnie da się zapełnić obiekt nawet przy tych wyższych cenach.
No dobra – ale skupmy się na wariancie pesymistycznym, zakładającym wpływy w wysokości 2,2 miliona. Zabieramy z tego kasę na sprzątanie obiektu, prąd, wodę i ochronę. Niech to będzie 400 tysięcy złotych. Zostaje 1,8 miliona, od którego Narodowe Centrum Sportu chce 15 procent, czyli 270 tysięcy. Odejmujemy jeszcze 250 tysięcy początkowej opłaty. Do PZPN trafia około 1,3 miliona złotych zysku.
To taki zły interes? Stadion zbudowano z pieniędzy państwowych, kosztował tyle, ile PZPN nie zarobi do końca świata i nagle Grzegorz Lato myślał, że jego firemka dostanie taki obiekt w prezencie? Ł»e on będzie tam sobie za friko imprezy urządzał i zabierał cały szmal?