Tomasz Frankowski zalicza właśnie swoje pierwsze zgrupowanie w roli członka sztabu szkoleniowego reprezentacji Polski, a my wciąż nie mamy pojęcia, co on tak naprawdę ma tam robić. Szkolić napastników? Faktycznie? To jest za głupie nawet jak na Franka Smudę. Już Włodzimierz Lubański, czyli piłkarz tak z dziesięć razy lepszy od Frankowskiego, próbował szkolić Janczyka, czyli piłkarza tak z pięć razy lepszego niż Plizga. Co z tego wyszło, dobrze wiemy – wyszły Janczykowi schaby po bokach. W Legii przez kilkadziesiąt lat próbował kogoś wyszkolić Lucjan Brychczy, ale wyszkolił tylko siebie.
Sam pomysł przydzielania trenerów do konkretnych grup zawodników nie jest specjalnie irracjonalny i specjalnie nowy, jednakże irracjonalne są powody, dlaczego akurat Frankowski miałby opiekować się napastnikami kadry. Otóż istnieje podejrzenie graniczące z pewnością, że “Franz” wykombinował sobie, iż narodowi snajperzy popatrzą chwilę na zawodnika Jagiellonii, a potem będą potrafili zrobić z piłką dokładnie to samo. Nie zatrudniono nikogo, kto miałby doświadczenie w takiej robocie, nikogo, kto chociaż raz prowadził trening, kto miałby uprawnienia trenerskie, tylko postawiono na Tomka, bo jest najbardziej “techniczny” spośród wszystkich piłkarzy, którzy lubią obecnego selekcjonera.
Dawid Plizga… Jest w kadrze ten chłopak. Jego statystyki strzeleckie wyglądają tak:
2003/04: 6 meczów, 2 gole
2004/05: 26 meczów, 3 gole
2005/06: 25 meczów, 6 goli
2006/07: 0 meczów, 0 goli
2007/08: 14 meczów, 3 gole
2008/09: 19 meczów, 1 gol
2009/10: 20 meczów, 0 goli
2010/11: 10 meczów, 2 gole
Przerażające. Tyle goli przez tyle lat to napastnik powołany do reprezentacji powinien strzelić lewym jądrem.
Pytanie – no i co niby Frankowski ma z piłkarzem Zagłębia zrobić? Rekord życiowy Plizgi to sześć goli w jednym sezonie, ale zdarzyło mu się to dość dawno. Przez ostatnie 4,5 roku strzelił dla Zagłębia Lubin SZEŚÄ† bramek i na poprawę osiągnięć nie wpłynął nawet sezon spędzony na zapleczu ekstraklasy (19 meczów, 1 gol). Jedyne, co Tomek mógłby Plizdze doradzić, to zmiana zawodu, ale to byłoby okrutne i chyba akurat nie takie są wobec nowego trenera oczekiwania. Sześć goli w 4,5 roku to Frankowski by strzelił, gdyby zrobił sobie cztery lata wolnego.
Albo taki Robak – co ma Frankowski powiedzieć Robakowi? Ł»e jego klata jak bochny chleba nie zda się na wiele, jeśli nie zacznie myśleć na boisku? Przecież to już Robakowi mówiło wielu. Ma go nauczyć przyjmować piłkę? Wypracować z nim technikę strzału? No właśnie – co ma robić Frankowski? Edukować piłkarsko zawodników technicznie zacofanych? Ale to przecież reprezentacja… Do cholery, reprezentacja!
To jest wszystko trochę bez sensu. Jak przyjeżdża na kadrę dżem ligowy, to Frankowski spośród wszystkich napastników jest najlepszy. A skoro jest najlepszy – tutaj, teraz – to powinien grać. Z kolei kiedy przyjeżdża najmocniejsza kadra, to co ten “Franek” ma przekazać niektórym piłkarzom? Przecież nie będzie uczył Jelenia, bo Jeleń poradził sobie w poważnym futbolu, a “Franek” nie. Lewandowski też – mimo swojego bardzo młodego wieku – już zaszedł dalej niż Frankowski przez kilkanaście lat.
Jednych niczego nie nauczy, bo są zbyt tępi, a innych też nie – bo oni już potrafią więcej. Może ewentualnie podpowiedzieć Smudzie, jaki trening lubią napastnicy, ale to akurat Smuda – jako bądź co bądź profesjonalny szkoleniowiec – powienien chyba wiedzieć.
Frankowski będzie szkolił napastników, czyli pokaże im kilka sztuczek, a oni je potem powtórzą. Jasne. Gdyby rzeczywiście istniała zależność, że im lepszy piłkarz-nauczyciel, tym lepiej będzie grał jego uczeń, to nie mielibyśmy aktualnie żadnych problemów ze środkowymi obrońcami – przecież powinni chłonąć wiedzę Jacka Zielińskiego. A grają jak grają. Bo Jodłowiec, Glik czy inny Sadlok nie jest Zielińskim. Józef Młynarczyk od stu lat próbuje wyszkolić jakiegoś bramkarza, ale mimo że sam był świetny, ludzie zasugerowali mu, by skoncentrował się na prowadzeniu firmy przewozowej…
To nie jest takie proste. Gdyby genialny piłkarz mógł przekazać swoje umiejętności innym, to Jordi Cryuff nie kończyłby kariery na Malcie.
Do jednego Frankowski może się przydać – będzie weselej. Przypomina nam się, jak w poprzednim sezonie Michał Probierz próbował udowodnić, że Jagiellonia jest w stanie wygrywać nawet jak on posadzi na ławce Frankowskiego i Grosickiego. No i trwa mecz w Wodzisławiu, zimno jak cholera, Odra wygrywa. Probierz odwraca się do ławki i wrzeszczy: – Co robimy?!
A “Franek” na to spokojnie: – Ja tam idę po koc.