Artur Boruc nie powiedział wszystkiego, co mógł, ale powiedział wystarczająco, by stało się jasne, że już nigdy nie zagra w reprezentacji Smudy. W czasie wywiadu dla stacji nSport Bramkarz Fiorentiny użył wobec trenera kadry słowa “Dyzma”, co było takim wyreżyserowanym przejęzyczeniem. Doskonałym przejęzyczeniem. Zdanie brzmiało mniej więcej tak: “Zmieniam się dla reprezentacji, już nie chcę mówić, że dla pana Dyzmy… yyyyy… Smudy!” I tu wymowny uśmieszek. To jest to, co Weszło lubi. Wreszcie jakieś publiczne naparzanki i wzajemne wylewanie pomyj, chociażby dyskretne:)
Boruc wypadł dobrze. Niby powiedział niewiele, ale powiedział wszystko. Wiedział, kiedy wystarczy pomilczeć i zagrać twarzą. Odświeżył też swojego ulubionego “pomidora”.
– Trener Smuda świeci przykładem?
– Pomidor.
Chodziło oczywiście o alkohol. Wersja bramkarza jest taka, że w samolocie nie wydarzyło się nic nadzwyczajnego. On i Michał Ł»ewłakow pili wino, jak to jest ogólnie przyjęte. Nie urżnęli się, nie zachowywali wulgarnie. Szkoda, że Sergiusz Ryczel nie zadał żadnego trudnego pytania, nie docisnął w odpowiednim momencie, ale trudno: musimy zadowolić się tym, co dostaliśmy.
Co chciał na Boruc przekazać swoimi zdawkowymi w gruncie rzeczy odpowiedziami i mimiką? Po pierwsze, że Smudy nie lubi, a Smuda nie lubi jego. Po drugie, że Smuda nie potrafi rozmawiać z piłkarzami i nie rozumie, co się do niego mówi. “Za takie słowa, jakich używa, w normalnym życiu dostaje się w pysk”. Po trzecie, że Smuda nie szanuje ludzi wokół. Po czwarte, że Smuda wcale nie jest taki doskonały, jakiego próbuje zgrywać. Po piąte, że Smuda działa pod publiczkę. Po szóste, że sytuacja z samolotu to tylko pretekst. “Nie jest miękkim chujem robiony, to mógł do mnie zadzwonić i ze mną porozmawiać, a nie słuchać tego, kto ewentualnie ma coś do powiedzenia”.
Na koniec oberwało się działaczom PZPN: – Niech zaczną karać siebie za to, co robią, a potem niech ewentualnie karają piłkarzy.
Boruc w tym wywiadzie wzbudził sympatię. Normalny facet z jajami, który ma w dupie, co się komu podoba, a co nie i robi to, co uważa za stosowne. Twierdzi, że nie przekracza granic, a rozliczany chce być tylko za to, jak prezentuje się na boisku. Nie ma zamiaru naginać się przed Dyzmą/Smudą z byle powodu. Teraz niech “Franz” otacza się ludźmi, którzy srają ze strachu, jak tylko on krzyknie w szatni. Potem niech ci sami ludzie zachowują się jak mężczyźni, kiedy z trybun ryknie 50 tysięcy kibiców…