Reklama

Lenczyk w Śląsku: świetny trener bez wyników

redakcja

Autor:redakcja

27 września 2010, 11:59 • 3 min czytania 0 komentarzy

Orest Lenczyk został nowym trenerem Śląska. Gdyby ktoś rok temu powiedział, że wrocławianie będą otwierać nowy, piękny stadion z 70-latkiem na ławce, to byśmy go zabili śmiechem. Ale to jednak prawda. W nową erę z “Nestorem”, który już miał się na dobre zająć bawieniem wnuków, ale jednak na chwilę zrobi przerwę i poniańczy Milę, Sotirovicia i Diaza. Lenczyk ma jedną niezaprzeczalną zaletę – znowu dziennikarze będą się bali zapytać, dlaczego nie odnosi spodziewanych wyników, w związku z czym o Śląsku pisać się będzie zdecydowanie lepiej niż do tej pory. Bo Orest wzbudza respekt – nie wynikami, tylko stylem bycia.
Tak właśnie postrzegamy Lenczyka – jako dziwaka, któremu dziennikarze nie zadają trudnych pytań, bo boją się kontry. I jeśli mówią o jego niepowodzeniach trenerskich, to tylko szeptem, żeby czasem nikt nie usłyszał. Weźmy poprzedni sezon – sukces czy porażka? Prowadził Cracovię przez 28 kolejek, miał swobodę transferową, między innymi sprowadził za spore pieniądze swoich ulubieńców – Matusiaka i Golińskiego. Co to dało? Nic. Zespół do samego końca bił się o utrzymanie. Jednak nawet po serii słabych wyników nikt nie miał odwagi na głos powiedzieć – do dupy ta lenczykowa Cracovia. Dopiero prezes Filipiak wyraził się jasno, dymisjonując szkoleniowca.

Lenczyk w Śląsku: świetny trener bez wyników

Albo weźmy ten Bełchatów, wizytówkę Oresta. W końcu odniósł z tym klubem wielki sukces – zajął drugie miejsce w lidze. Ale czy to na pewno sukces? Na dwie kolejki przed końcem był liderem, w przedostatniej serii spotkań do Bełchatowa przyjechała pogrążona w kryzysie Wisła Kraków (świeżo po porażce 0:4 z Groclinem), która wcześniej w całym sezonie rozegrała 14 spotkań wyjazdowych, z czego wygrała… jedno. I te strzępki Wisły zwyciężyły 2:1, sprawiając, że ostatecznie Bełchatów nie został mistrzem. Dodajmy, że wygrana w Bełchatowie była dla wiślaków jedyną w sześciu ostatnich spotkaniach sezonu. “Biała Gwiazda” nie potrafiła pokonać Cracovii, Odry Wodzisław, Groclinu, Zagłębia Lubin, ŁKS-u Łódź… I dopiero udało jej się wygrać z Bełchatem, dla którego był to najważniejszy mecz w historii klubu.

Tak, już Orest biegł po zwycięstwo, jak burza. Już wszystkich odsadził, już pozdrawiał publikę i machał polską flagą. Aż się nagle złapała go kolka. Przystanął złapać oddech, dał się wyprzedzić. Dziesięć metrów przed metą…

– Ależ fantastycznie biegł do tego momentu! – powiedzą niektórzy.
– Szkoda, że tak spektakularnie spieprzył sam finisz – dopowiedzą inni.

Gdyby nie tamta porażka, liczba sukcesów Lenczyka byłaby bardziej okazała. A tak… wciąż może pochwalić się JEDNYM trofeum. W 1978 roku zdobył mistrzostwo Polski z Wisłą Kraków. I to by było na tyle. W 1978 roku, czyli jeszcze w czasach, gdy Mirosław Hermaszewski latał rakietą Sojuz-30, a telewizja zaczynała nadawać “Noce i dnie”.

Reklama

Chociażby z tego względu sukcesy Śląska wydają się mało prawdopodobne – jeśli facet nic nie wygrał przez ostatnie 32 lata, to trudno się spodziewać, że za chwilę zacznie zapełniać klubowe gabloty pucharami i pucharkami. Przed spadkiem pewnie wrocławian utrzyma, bo to za dobry zespół, żeby miał spaść. Ale jeśli spodziewaliśmy się wejścia w nowy rozdział w historii Śląska, to wyszło groteskowo. Bo kiedy sprowadzasz do Polski samoloty F-16, to kompletowania załogi nie zaczynasz od lotników z Dywizjonu 303.

Najnowsze

Komentarze

0 komentarzy

Loading...