Widać, że niektórym zawodnikom brakuje serducha. Niby się starają, niby chcą, jednak nie mają boiskowej ikry – powiedział Jan Karaś. I dalej w tym samym stylu. Wszyscy legijni eksperci naprawdę musieli wyłączyć komórki, skoro wydzwoniono właśnie jego.
Bo przecież, gdyby spojrzeć na karierę Karasia z należytym dystansem, to trzeba byłoby napisać: pasmo niepowodzeń przy Łazienkowskiej. Dzisiaj poucza piłkarzy, ale czy sam był lepszy? Siedem sezonów, ani jednego mistrzostwa. Ósme miejsce, piąte, drugie, drugie, piąte, trzecie, czwarte. Łagodnie to ujmując – nie pamięta wół, jak cielęciem był.
Sytuacja powtarza się regularnie. Gdzieś, w jakimś klubie przychodzi kryzys i uaktualniają się tzw. eksperci. A raczej uaktualniają ich dziennikarze. Mało który ma dość dystansu do siebie, by powiedzieć: – Wie pan, mi niezręcznie o tym mówić, bo ja sam nie byłem lepszy.
Ł»eby wypowiadać się na temat sytuacji w Legii, trzeba mieć przynajmniej jedno mistrzostwo Polski zdobyte w barwach tego klubu – to granica przyzwoitości. Weźmy takiego Dariusza Dziekanowskiego – notorycznie wszystkich poucza, jakby wyparł z pamięci informacje o swojej własnej karierze. A przecież ta jego kariera to jednak pasmo rozczarowań, niespełnionych nadziei i niezrealizowanych obietnic. Tyle lat grania w piłkę i ani jednego mistrzostwa – ani z Legią, ani nawet z Celtikiem. No dobra, z Legią teorycznie jedno mu zaliczono, na stare lata, kiedy wrócił i zaliczył epizod na Łazienkowskiej. Epizod krótki, jesienny, bo po chwili został dyscyplinarnie wywalony.
Jak o Legii mówi Leszek Pisz – trudno polemizować. Kiedy robi to Wojtek Kowalczyk – nie mamy pytań. Ale kiedy dziennikarze uważają, że Pisza już za dużo, Kowalczyk zdążył się wypowiedzieć, podobnie jak Kucharski czy Zieliński, to zaczynają schodzić niżej i niżej. Jeszcze moment, a ekspertem od “umierania za Legię” zostanie Mirosław Okoński.
PS Pisaliśmy, że nie było autu w meczu Zagłębie – Legia? No właśnie. Może to ten moment, kiedy wszyscy zrozumieją, co to znaczy “cały obwód piłki”…