Gadki między piłkarzami zazwyczaj nie są szczególnie miłe i z założenia mają wyprowadzić przeciwnika z równowagi. Marco Materazzi mówił do Zinedine’a Zidane’a co robił z jego siostrą, Tomasz Iwan zapewniał Davida Beckhama, że wydymał mu żonę Victorię, a Patryk Małecki częstuje swoich przeciwników klasyką: “Kim ty kurwa jesteś, pedale?”.
Te przytyczone przykłady są dość – przyznajmy – prostackie. Nie brakuje na boiskach też takich trochę bardziej cywilizowanych, typu: “Ale dzisiaj słabo grasz, chyba jesteś najgorszy na placu”, “Miło cię znowu widzieć w bramce”, “Ale się znowu popisałeś”. Za mistrza kulturalnego trash-talkingu uchodził Michael Jordan…
Wiadomo kto z kolei mistrzem nie jest. Jacek Bąk. Trash-talking ma jedną podstawową zasadę: jeśli jesteś w nim kiepski, nie próbuj. Musisz mieć twardy charakter, mocny głos, jakąś tam charyzmę. W skrócie – nie możesz być pizdą miękki. Musisz wzbudzać respekt, a nie litość. Tymczasem Bąk wspomina, jak to odzywał się do piłkarzy Lecha Poznań, gdy jeszcze grał w Austrii Wiedeń:
1. Grajcie coś, bo na razie obciach. Wstyd mi przed kolegami! Co im w szatni powiem, kupę gracie.
2. Człeniu, uspokój się, bo jak pasa zdejmę albo za pejsa wytargam… Spotkam cię kiedyś na imprezie, spoliczkuję.
3. Niespecjalnie się ciebie boję. Pędź stąd człeniu, bo zaraz cię czołg rozjedzie.
“Człeniu, uspokój się, bo jak pasa zdejmę albo za pejsa wytargam…” Ha! Człeniu, niszczyłeś psychicznie rywali. Po takim tekście to chyba robili pod siebie, co? Chcielibyśmy zobaczyć wojnę na słowa między między Bąkiem i Boguskim. Tylko chyba nie można byłoby tego puszczać w telewizji przed… No, tak przed dziewiątą rano.