Dwa zacięte mecze otworzyły trzecią kolejkę ekstraklasy. Polonia Warszawa zdołała wygrać 2:1 z Zagłębiem Lubin, mimo że do przerwy przegrywała, natomiast Legia – dość szczęśliwie, po naprawdę pięknej bramce Macieja Rybusa – wygrała we Wrocławiu ze Śląskiem 1:0. Zanim to się wydarzyło, zespół Ryszarda Tarasiewicza zmarnował dwie wyśmienite okazje (Diaz nie trafił do pustej bramki, a Sotirović strzelił głową w dość łatwej sytuacji w poprzeczkę). Tym samym Legia po trzech słabych/przeciętnych meczach ma sześć punktów, co jest dorobkiem całkiem niezłym. Liderują oczywiście “Czarne Koszule”.
Dla Polonii gole strzelili nowi napastnicy: Artur Sobiech i Euzebiusz Smolarek. Bramka Ebiego była lekko fartowna, bo o ile się nie mylimy, to w czasie jego rajdu piłka odbiła się po kolei od trzech rywali (liczymy otarcie o podeszwę obrońcy przy samym strzale – było, prawda?). Wyszło jednak efektownie. Cudownego gola zdobył dla Zagłębia Mateusz Bartczak, ale jakoś nie rozumiemy, dlaczego dziennikarze i eksperci Canal+ obwinili Sebastiana Przyrowskiego. A co niby ten Przyrowski miał zrobić? Ł¹le był ustawiony? Bardzo dobrze. Nigdy bramkarz nie stoi na linii, tylko kilka metrów przed, będąc gotowym do wybiegnięcia w przypadku podania prostopadłego. Wyszedł Bartczakowi strzał życia, a Przyrowski, jak i żaden inny bramkarz, nie miał szans tego odbić. Z chęcią byśmy go o coś obwinili, ale sorry – nie tym razem.
Przyznać trzeba, że na razie nabytki Polonii spisują się lepiej niż nowi legioniści, bo Legia coraz bardziej upodabnia się do tej z poprzedniego sezonu. Kneżević, Cabral i Mezenga już wylądowali na ławce rezerwowych. Kneżevicia ze środka obrony wygryzł nieporadny Wawrzyniak (bo miejsce dla Choto nie podlega dyskusji), a Cabrala Radović, który ostatni dobry mecz to zagrał chyba ze dwa lata temu. Od Mezengi na razie lepszy jest Chinyama po niemal rocznym rozbracie z piłką. Smutne to chyba trochę, co? Miała być przecież nowa jakość i drużyna “o jakiej marzyłeś”, a nie powtórka z poprzedniego sezonu. No, ale nowi może się jeszcze rozkręcą, a na razie odpowiedzialność za wyniki musi spaść na tych, co zawsze. Dzisiaj udało się legionistom zwyciężyć, chociaż trzeba szczerze sobie powiedzieć, że na pierwszy zasłużony, taki bezdyskusyjny triumf w tym sezonie ciągle jeszcze czekają (pewnie do najbliższej kolejki, bo przyjeżdża Bełchatów).
Aha, jeszcze jedno – absurdem jest powtarzanie, że Legia “od 18 lat nie wygrała we Wrocławiu”. A jak miała wygrać, jeśli przez dwanaście z tych osiemnastu lat Śląsk nie był godnym rywalem, to znaczy tułał się gdzieś po niższych ligach? To tak jakby Polonia Bytom miała zagrać z Barceloną i ktoś napisałby: “Barcelona jeszcze nigdy nie zdołała pokonać bytomian”. No, niby nie zdołała, bo nie grała.