Wyobraźcie sobie, że mielibyście napisać taki artykuł. Pierwsza myśl: “Nie, nie dałbym rady”. Druga: “Nie, wewnętrzy głos kazałby mi się nie kompromitować”. Trzecia: “Nie, to byłby mój zawodowy koniec”. Czwarta: “Nie, chyba że dla jaj”. Piąta: “Nie, to przekroczenie granic”. I tak dalej…
A ktoś to jednak napisał na poważnie. Ktoś spędził dziesięć minut życia (albo i więcej, zależnie od tego, jak szybko potrafi pisać) nad skleceniem tych kilku zdań. I nie zaświeciła mu się lampka w głowie: “Uwaga, będą się ze mnie śmiali”.
Leciejewski w Chelsea? Ale od razu za Cecha czy na razie na zmiennika? Kupią go czy najpierw wypożyczą? A może kupią, a dopiero potem umieszczą w jakiś innym klubie, żeby się ograł? Ciekawe scenariusze pisze życie, nie wiadomo, który wybrać.
Przypomina nam to, jak do Chelsea miał iść Maciej Korzym.
– On naprawdę idzie do Chelsea? – pytamy wtedy osoby, która mogłaby coś wiedzieć.
– Jak ma iść, to niech lepiej już wyjdzie z domu.
Najlepsze jest to, że takie plotki z czasem zaczynają żyć własnym życiem. Na przykład plotka pod tytułem “Tytoń do PSV”, puszczona przez jego menedżera, zatoczyła takie koło, że ostatnio Franciszek Smuda stwierdził: – Dobrze, że Tytoń nie poszedł do PSV, bo może by siedział na ławce… Niebywałe! A już niedługo pewnie przeczytamy: “Leciejewski robił furorę w Norwegii, interesowała się nim nawet Chelsea, teraz zdecydował się na powrót do polskiej ligi – będzie grał w Górniku/Cracovii/Czymkolwiek”. A wszystko dlatego, że w takim klubie pomyślą: – No, na Chelsea jednak za słaby, ale skoro taki klub się w ogóle nim zainteresował, to warto go ściągnąć!