Ilu dyrektorów sportowych wylatuje z klubów z hukiem, bo pada na nich podejrzenie o machlojki z zaprzyjaźnionym menedżerem i regularne pobieranie procentów od prowizji menedżerskich? Ile razy dzieje się tak, że ktoś uchodzi za naprawdę dobrego fachowca, klub odnosi sukcesy, ale prezes nie wytrzymuje i na skutek podejrzeń o korupcję każe go zwolnić? Rzadko, co?
Wisła Kraków akurat musiała znaleźć sobie takiego dyrektora sportowego? Pytanie, co ważniejsze – fachowość czy uczciwość? A może po prostu w PSV ktoś oszalał, coś sobie ubzdurał i skrzywdził niewinnego faceta?