Franciszek Smuda poinformował, że ma zamiar powołać Artura Boruca i Arkadiusza Głowackiego. Boruca dlatego, że to “wartościowy piłkarz” (dopiero co był raczej obiektem drwin selekcjonera, bramkarzem zwanym przez niego w przeszłości “pedalską dupką”). Natomiast o tym drugim zawodniku Smuda powiedział: – Już wiosną chciałem powołać Głowackiego. Teraz jestem przekonany, że może wzmocnić kadrę.
No dobra, chciał powołać wiosną. Pytanie – co stało na przeszkodzie? Przecież w rundzie wiosennej Arkadiusz Głowacki grał we wszystkich meczach Wisły Kraków od pierwszej do ostatniej minuty (raz tylko pauzował z powodu żółtych kartek). Teraz “Franz” stwierdza: – Hola, hola, to nie łapanka, ja go chciałem już w poprzedniej rundzie! Wcale nie zmieniam koncepcji, robię, co sobie założyłem!
Franiu, gdybyś chciał, to byś powoływał. A skoro nie powoływałeś, to znaczy, że nie chciałeś, więc przestań czarować. Nie wszyscy są tacy durni, żeby te twoje teksty bezkrytycznie przyjmować. Wiosną reprezentacja Polski rozegrała cztery mecze – z Bułgarią, Finlandią, Serbią i Hiszpanią. Miałeś więc sporo okazji, by sprawdzić Głowackiego. Jeśli robisz to teraz, akurat w momencie, gdy po raz pierwszy nie wiadomo, jak “Głowa” gra, bo wyjechał z kraju, a w barwach Trabzonsporu nikt go nie oglądał, to znaczy, że się miotasz. I tyle. Chociaż czasami lepiej się miotać, niż upierać przy głupich koncepcjach.