Niektórzy piłkarze widzą się z rodziną tylko trzy razy w roku – siedzą w koszarach i nie mają żadnego życia prywatnego, a żona z dziećmi przebywa setki kilometrów od nich. Ci, którzy mają ten przywilej grania w rodzinnym mieście, mogą spotkać się z rodziną raz w tygodniu, po meczu. Metody treningowe? Biegać, biegać, biegać. A gdy nie przynoszą one efektów w wynikach – znaczy, że biegało się mniej niż trzeba. Chcesz wycisnąć z siebie jeszcze więcej, ale padasz ze zmęczenia? No to nie zdziw się, gdy – jak wspomina Bogdan Zając – dostaniesz po nogach od trenera batem. Dyskusja ze szkoleniowcem? Taka zbitka słów brzmi równie abstrakcyjnie co “jedzenie betonu” czy “latanie na rowerze”. Tak wygląda codzienność chińskiego piłkarza. Dyscyplina totalna. Zero sprzeciwu. Stuprocentowe podporządkowanie się. Gdy Chińczyk zrobi tylko coś, co wykracza poza ogólny zbiór zasad – jest masakrowany.
Obyczajów nie zmieniła nawet ogromna kasa, która weszła nie tylko do portfeli obcokrajowców, lecz także i do piłkarzy z chińskim paszportem. Do obyczajowej masakry doszło ostatnio w klubie Shanghai Shenhua. Co wywołało burzę? Wystarczyło, że jednemu zawodnikowi na chwilę odcięło prąd.
Zachowanie Qina Shenga – bo tak nazywa się Chińczyk, który nadepnął na Axela Witsela – wsadzilibyśmy prawie do tej samej kategorii co plucie w tramwaju czy bicie przechodniów. Himalaje chamstwa. Nic dziwnego, że obrazki z tego meczu błyskawicznie obiegły cały świat. Wszyscy już wiedzą, co się dzieje w Chinach, które tak chcą gonić standardy europejskie? No to trzeba działać z pompą. Prezes Shanghai Shenhua nie pieprzył się w tańcu – zaczęło się od publicznej zjebki dla piłkarza i oskarżeń o zszarganie wizerunku chińskiego futbolu, a potem… Potem było już tylko gorzej.
35 tysięcy funtów kary, zesłanie do rezerw i obcięcie rocznej pensji do odwołania. Rocznej pensji, która wynosi… 680 tys. euro. Do tego dochodzi nakaz publicznych przeprosin, które rzecz jasna zostały momentalnie wystosowane. Chińska federacja nie musiała nawet reagować, a piłkarza już do parteru sprowadził sam klub. I nie jest to wcale jakiś pierwszy lepszy nieopierzony młokos, a uznany na tamtejszym rynku 31-latek, mający 11 występów w pierwszej reprezentacji. Co by się działo, gdyby czegoś takiego dopuścił się junior? Być może byłby to dla niego nawet koniec gry w piłkę.
Tak dla porównania, ofiara ataku – Axel Witsel – kilka lat temu za skasowanie nogi Marcina Wasilewskiego dostała 2500 euro kary i osiem meczów zawieszenia. Wszystko od federacji – klub może i nie protestował, ale kary swojemu zawodnikowi dokładać nie zamierzał. Wyobrażacie sobie, że Lechia – zachowując proporcje finansowe – zawiesza Peszkę czy Kuświka na rok, zamraża jego pensję i każde dopłacać do interesu? Kompletnie inny świat.
Z Shengiem Chińczycy polecieli na grubo, ale za mniejsze przewinienia także lubili karać w dość – hmm – niestandardowy sposób. Swego czasu opowiadał o tym na Weszło były piłkarz Henan Jianye, Mateusz Zachara. Fragment:
– Ale to też nie jest tak, że oni się wewnętrznie ze wszystkim zgadzają. W pokojach klną, wkurzają się. Ale nigdy tego nie pokażą przy trenerze. On mówi – tak ma być. Tym bardziej, że mój trener miał w Chinach – jako pierwszy Chińczyk, który wyjechał grać do Europy – ogromną renomę. Pamiętam jedną historię, gdy chińskiemu piłkarzowi wstrzymano pensję. Idzie smutny, pytam go, o co chodzi.
– Pensję mi wstrzymali.
– Ale czemu?
– Bo jestem złym człowiekiem.
Trener powiedział, że piłkarz jest złym człowiekiem i zablokował mu na jakiś czas pensję.
Złym człowiekiem?
No… tak twierdził. Ja nie mam pojęcia, o co tam chodziło. Trenował normalnie, zachowywał się normalnie. U nich nie ma, że piłkarz się z czymś nie zgadza. Zdarzały się wędki po dwudziestu minutach. Masz w kraju ponad miliard ludzi, mówiąc wprost: nie będziesz ich trzymał za gardziel, to ci go rozniosą. Od dziecka są uczeni, że jest tak i tak. To niemożliwe, żeby ktoś się zbuntował.
Z dyscypliną raczej nie ma problemów.
Największy szok przeżyłem, kiedy jeden zawodnik przyszedł na trening wcięty. Nie było nawet opcji, żeby się ukryć, bo akurat mieliśmy siłownię, trener od razu go wyczuł. Zaprowadził go do pokoju obok. Przychodzę do niego, a on… pisze w zeszycie. Pytam, co robi, a on odpowiada, że musi napisać ileś tam razy, że „nie będzie przychodził w takim stanie na trening”. Napisał, ile trzeba, ale na tym się nie skończyło. Za dwa dni do klubu musiał przyjechać ojciec. Ojciec piłkarza, który ma 25 lat, przyjeżdża do trenera, rozumiesz?
Chińska mentalność w pigułce.
Inny zawodnik skrytykował klub w prasie – ale tak naprawdę delikatnie – i od razu wylądował w rezerwach. My nie wiedzieliśmy, co się dzieje. Nie ma nagle gościa – OK, trudno. Trener to tłumaczył, ale tylko rodakom. Mówi, mówi, za chwilę komenda „tłumacze stop” i o pewnych rzeczach wiedzieli tylko Chińczycy.
Gdyby Sheng miał za karę pisać na kartce “nie będę deptał przeciwników”, z odkupieniem wszystkich win zeszłoby mu się pewnie kilka tygodni, a jego ręka po permanentnym pisaniu tego samego wymagałaby po odbyciu kary specjalnej rehabilitacji. Chińskiego gagatka zaboli jednak coś innego (kieszeń), a pokazówka prawdopodobnie przyniesie skutek.
Bo coś nam się wydaje, że chińscy piłkarze szybko wyleczą się z chamskich zagrywek.